poprzednia strona okładka następna strona
- 15 -

nauka

Opowieści dziwnej treści


Był taki naukowiec w Warszawie, Stefan Niezgoda zresztą, z dziedziny science fiction, a specjalizował się głównie w modelach statystycznych sztuczek magicznych czyli tak zwanych iluzji. Badał matematycznie i opisywał takoż przypadki działalności znajomych magików. Opisywał więc liczbę widzów obecnych na sali z czego ileś było zdumionych, ileś znowu przestraszonych, ileś zaś zadowolonych. Opisywał odsetek widzów nabranych oraz procent tych, którzy oszukać się nie dali. Wszystko oczywiście - nie wchodząc w szczególły niczym Paulo Coehlo - łączył sobie analogicznie z akurat stosowanymi technikami czy rodzajami żartów pod względem czy dla dzieci, czy dla dorosłych, a może na przykład w jakim temacie, bo czy na przykład są to sztuczki z kartami, czy banknotami, a może piłowanie modelki i wbijanie w nią szabli lub lewitacja. Dane statystyczne, które w ten sposób otrzymał sprzedawał zaprzyjaźnionym politykom, a miał ich sporo, bo chodził po restauracjach w centrum i to nie tylko na Rozbracie. Politycy wykorzystywali zgromadzone przez Niezgodę materiały do walki o stołki i wysokie diety, manipulowali społeczeństwem jeżdżąc do niego i autobusem, a i różnymi metodami bardziej medialnymi docierając, na przykład przez telewizor, radio, komputer, a nawet billboard zwykły na ścianie jakiegoś domu czy przy drodze na słupku.
Trwało to latami, a był to, jak się potem okazało, proceder. A to dlatego, że Stefan wcale nie był żadnym naukowcem, tylko zbieraczem grzybów, a że zwykł słyszeć głosy, które mu opowiadały różne historie, wziął je za tak zwane głosy wyborcze. Po przemyśleniu sprawy doszedł do wniosku, że fajnie będzie zaeksperymentować i wpłynąć jakoś na nie (te głosy). Stąd pomysł sporządzenia statystyk, które za bezcen odsprzedawał politykom, co też z głosami mieli problemy, a potem badał co mówią mu wieczorami wyborcze głosy przy kolacji. Jeden na przykład głos mówił "wróć komuno". Inny zwykł powtarzać do znudzenia "Boniek musi odejść". Kolejny krzyczał melodyjnie "Wałęsa oddaj moje sto milionów". I to wszystko spisywał nasz Niezgoda, który podawał sie tylko za naukowca, a w gruncie rzeczy nikt jego dyplomu nie widział, a jeśli już to za pierwsze miejsce w biegu przez płotki na kolonii letniej w Złocieńcu w 1971 roku.
Sytuacja stała się skomplikowana, kiedy na trop Niezgody trafiły służby bezpieczeństwa. Same działały incognito, żeby nie rodzić paniki wśród wyborców, bo - jak sobie kombinowano na wysokim szczeblu - jak ci zwęszą, że to wszystko to tylko jeden wielki teatrzyk, to się zaczn`a juz nawet nie tyle rozruchy, tylko szabrownictwo na ogromną skalę 1:25000000 (nie muszę chyba nikomu mówuić jaka to skala).
Sprawy jednak nie udało się zatuszować, gdyż szukano Stefana Niezgody w różnych uczelniach. Zaczęto od UW, potem przetrzepano inne uniwersytety, politechniki, akademie (w tym również kilka szkolnych) i nie dało to żadnych skutków, poza ubocznymi, jak odkycie kilku machlojek, dzięki czemu władza teraz szantażuje kilku wysoko postawionych urzędników. Niestety Stefan Niezgoda, któremu jeszcze nic nie udowodniono, a media już go skazały, ukrywa się bezpiecznie w Argentynie, gdzie udaje Greka, co nie przychodzi mu z trudem, bo znał paru Greków z pobliskiego bazarku. Przy czym głosy nadal słyszy. Wolno podejrzewać, że głosy te przepowiadają przyszłość Polski, ale kto by tam słuchał opowieści wariata.

Szaman z Plemienia






poprzednia strona okładka następna strona