Malkontent
Czterdziestoletnia młodzież znowu atakuje
Trudno, będę marudził. Sytuacja na tak zwanym rynku się o to prosi, a kontrakt z Tajniakiem do tego wręcz zmusza, bo wymaga przemyśleń. A te mogą być tylko takie. Otóż dwadzieścia lat temu śpiewał Dezerter tę proroczą, jak się okazuje, piosenkę. Wtedy to dwudziestolatkowie z jej pomocą dopiec próbowali starszym kolegom po fachu, dziś sami są w okolicy czterdziestki. I nie mam zamiaru wcale czepiać się wieku, choć zauważyć chyba mogę, że jak na dłoni widzę epidemię tego, co nazywa się kryzysem wieku średniego. Swoją drogą słyszałem, że właśnie ów kryzys natchnął Lesława, co to do czterdziestki jeszcze kawał czasu ma, do rozwiązania grupy Partia.
Ale do rzeczy, bo czas nagli.
Kazik. Rozwiązał Kaenżeta, zostały mu jakieś badziewia oraz Kult, który od paru lat zdaje się konsekwentnie zjadać własny ogon. Co drugi tekst bez większego sensu, co trzecia melodia na poziomie przedszkolnej wyliczanki.
Litza, co to z Kaenżeta odszedł na moment przed rozwiązaniem. Wcześniej odszedł także z Acid Drinkers i Flapjacka. W Arce Noego statusiał do reszty i chyba przestał odróżniać jej publiczność od publiczności Tymoteusza. To samo Maleo. Zresztą piosenkę dziecięcą zaczęto w tym pokoleniu uprawiać nagminnie, co widać przykładowo na ostatnich płytach Pidżamy Porno czy też Tiltu (aż strach pomyśleć co może nagrać reaktywowana znowu Brygada Kryzys, skoro Tomek Lipński skupia się ostatnio na graniu dla swoich córek).
Słucham najnowszych koncertowych płyt Maleo Reggae Rockers. Czy ktoś mi wytłumaczy, dlaczego dublują się piosenki? Dlaczego w pewnym momencie przestałem odróżniać czy jestem na koncercie 2Tm2,3, Houka, Maleo RR, czy czego tam jeszcze?
Armia. Cały ten "Pocałunek mongolskiego księcia", wbrew propagandzie, ni w ząb nie nawiązuje do Armijnych korzeni - ani w brzmieniu, ani w tekstach, ani w melodiach... Czy to zarzut? Kwestia gustu. Jak dla mnie, płyta jest melodycznie niedorobiona. Budzy jakby na siłę dopasowywał swój śpiew do reszty, a cała ta reszta jakby chciała, a nie mogła.
Alians. Poprzednia płyta była genialna. Do "Pełni" niestety mam poważne zasrzeżenia: teksty bez sensu, wokal manieryczny (kto Kaziemu pozwolił zaczynać wyrazy od 'ego 'e'?). Nie mam już nawet żalu, że Aliansowi zabrakło tej drapieżności i rozumiem, że nie zawsze jest nastrój do awantur, czasem trzeba dać se luzu. Tu jednak Alians wygląda, jakby już nie o luz chodziło, tylko sanatorium i kroplówkę.
Pudelsi. Pan Maleńczuk to w ogóle ostatnio jakby nie z tej epoki. Sola płyta była porażką, a że Pudelsi bez Maleńczuka sobie radzili średnio, jego powrót do zespołu zapowiadał jakieś odrodzenie, powiew swieżości. Nic z tego. Nagrali tak nędzną płytę, że gadać szkoda. Choć rozumiem, że może się podobać. Może, ale nie musi. A że nie musi, to mi się nie podoba. Przyznaję, że pojedyncze piosenki są dobre, niektóre wręcz wyśmienite, ale co z tego, jeśli dramaturgia całości jest do kitu. Sory za kolokwializm, ale nie chce mi się wysilać. Maleńczuk w Idolu też się zresztą nie wysilał (a i tak jego żałosne powiedzonka inni kopiowali).
O wyczynach Kukiza z Borysewiczem pisać mi się wcale nie chce, bo to już nie mieści się chyba w przedziale jakiejkolwiek tolerancji. Choć pan Kukiz Paweł akurat na skończonego artystę jeszcze nie wygląda, czyli jest nadzieja, że jeszcze coś nagra ciekawego.
Milion Bułgrarów. Po dziesięciu latach przerwy, po płycie wspaniałej Jace Lang z kolegami, a co gorsza z koleżanką także, nagrał nową. Słowo honoru - słuchałem kilka razy. Zmuszałm się i to wbrew nadziei. Nic nie pomogło. Nie wydaje mi się, żebym w ciągu najbliższych 10 lat miał wrócić do tego czegoś...
Słów kilka jeszcze o reaktywacjach. Na scenę wróciły Deuter, Moskwa, Brygada Kryzys, a po przerwie krótszej także Flapjack (tylko ten ostatni w oryginalnym składzie). Dlaczego ta Moskwa wydaje ciągle jakieś stare płyty? I to z tymi kiepsko brzmiącymi nagraniami, na każdej płycie tymi samymi. I dlaczego zepsuła Moskwa płytę pierwszą studyjną dodając do niej właśnie te nędzne nagrania? Ja przeciwko nim nic nie mam, ale problem jest taki - jak sobie włączam płytę, to gra i gra. Po piosenkach właściwych następują bonusy... Środek ciężkości płyty się przesuwa. Gubi się klimat. Znowu dostajemy te same, kiepskie nagrania, które już znamy. Po co!!! Ile jeszcze kaset demo Moskwa wznowi i czy wznowienie płyty "Życie niezwykłe" (jeśli w ogóle nasąpi) będzie dla jakiejś fałszywej "równowagi" wzbogacone o kolejne nagrania dla głuchoniemych?
Wspomniany Dezerter. Nowa płyta "Nielegalny zabójca czasu" jest co prawda nieco lepsza od poprzedniej, pełnej zupełnie rozjechanych wstawek elektronicznych, które, gdyby tylko były dobre, to by nie raziły. Ale to nic - wstawki elektroniczne można wybaczyć. Gorzej z niezwykłym poziomem absurdu, na który chłopaki z Dezertera się wspięli. Gorzej z banalnymi melodiami tu i ówdzie się przewijającymi (coś jak w Kulcie).
Wkurza mnie to wszystko. A może to nie oni przechodzą kryzys. Może to ja wyrosłem. Znamienne jest jednak to, że te nowe piosenki wymienionych wyżej artystów są oględnie rzecz ujmując byle jakie, wracać się do nich nie chce, a te sprzed 20 lat nic nie tracą na ważności. Niektóre jakby dopiero nabierały sensu, szczególnie ta: Czterdziestoletnia młodzież znowu atakuje, straszy z list przebojów, oszukać nas próbuje.
Malkontent
|