poprzednia strona okładka następna strona
- 30 -

Żyrafka

Otwórz oczy


"O niezgłębione, nieobjęte moce!"

"Nie wrócisz do mnie
I ja nie wrócę do Ciebie"

"Jakżeż ja się uspokoję –
pełne strachu oczy moje,
pełne grozy myśli moje,
pełne trwogi serce moje,
pełne drżenia piersi moje –
jakżeż ja się uspokoję"

"Jesteśmy surowcem,
Z którego sny się wyrabia, a życie
To chwila jawy między dwoma snami."

"żem żył, niech nie pamiętam, ani wiem, że żyć muszę"

"Wstrzymam się, idę i znów stanę
jakbym nie wiedział, gdziem wzniósł głowę
a to są przecie w bród rozlane
krwi mojej rzeki purpurowe"

"Somewhere in the space this may all be happening
right now"

"Don't nobody know my troubles but God"

"see the storm is broken
in the middle of the night
nothing left here for me
it's washed away
the rain pushes
the buildings aside
the sky turns black
the sky
wash it far
push it out to sea
there's nothing left here
for me
i watch it lift up to the sky
i watch it crush me
and then i die"

"chaque nuit, tout ce que je veux
meure dans le bras de besoin de toi"
 
- Mówiłeś, że w lutym nie ma burz. - mruknęła z wyrzutem. Spojrzał na nią litościwie.
- Tak, pamiętam - ja mówiłam, że krokusy kwitną tutaj w drugiej połowie marca. Ale granica błędu w przypadku burzy ma z reguły skutki śmiertelne...
Nieuchronność. Kolejne krokusy uginały się pod ciężarem kroków i w swoim krokusowym języku informowały kolegów o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Tymczasem prawdziwe zagrożenie, pomrukując w sposób jak najbardziej słyszalny dla ludzkiego ucha, nadchodziło z zupełnie innej strony.
- Jak ten Ruszczyc je malował? - spojrzała w niebo, mierząc wzrokiem stopień skłębienia chmur. - I gdzie się podziały te drewniane, pasterskie szałasiki?
Kolejne litościwe spojrzenie.
Dwieście pięćdziesiąt sześć zdeptanych krokusów później, Reżyser uzupełnił dudnienie o drobne efekty specjalne. Jeden z błysków oświetlił przez moment las u wylotu doliny i kontury dachu znajdującego się kawałek dalej budynku.
- Czy...?
Kiwnął głową.

* * *

Jednostajny rytm okien sugerował, że za drzwiami, które za chwilę miała otworzyć, znajduje się szkoła lub klasztor. Albo jedno i drugie na raz, w końcu szkoła na ul.Kartuskiej w Gdańsku została umieszczona w budynku starego, neogotyckiego klasztoru - pięć pięter, wąskie, krótkie korytarze...
Znów kiwnął.
Półmrok. Brudne okna całkowicie tłumiły błyski z zewnątrz.
Po korytarzach snuli się ludzie - nie w mundurkach i nie w habitach, ale w szlafrokach. Ich udręczone twarze krzyczały "Zobacz! Zobacz ile przeszedłem w swoim życiu!". Zamglone oczy przez moment zatrzymywały się na jej postaci a potem umykały gdzieś, analizowały wzory kamiennej posadzki, śledziły pęknięcia ścian - byle tylko nie spotkać czyjegoś spojrzenia. Niektórzy uporczywie wpatrywali się w krajobraz za oknem, oczekując od kołyszących się drzew - jeśli nie odpowiedzi na nurtujące ich pytania - to, chociaż znaku. Jakiegokolwiek znaku.
- Może tutaj...?
Spojrzał na nią ze zrozumieniem i uścisnął jej rękę. Ciepło wypełniło ją w ułamku sekundy.

Na ławce naprzeciw ostatnich drzwi obok schodów siedziała kobieta.
- Przepraszam panią, gdzie przyjmuje...?
- Ha! Widzi Pani tego faceta w zielonym szlafroku? Ma to, co ja! O! - agresywnie przerwała niska i wskazała na swoją zgiętą, prawą rękę i wbija w nią wzrok, - Pani! Dwa miesiące temu wyszłam z pieskiem na spacer, a on jak nie szarpnie i dopadnie tego kundla spod czwórki! A ja na chodniku leżę - zbrukana, tak powiedziałam staremu - i widzę jak mi tryska z tego łokcia i ręki zgiąć się ni da. Miesiąc w gipsie siedziałam! Potem mi się rana otwarła i druty wyszły to musieli jeszcze raz operować. A jak miałam jeden dzień w przerwy w L4, to mi wymówienie przysłali. I jak tu żyć?
- To przykre... Przepraszam, czy w tym pokoju przyjmuje lekarz?
- Phi! Lekarz to on jest na wizytówce. Lekarz medycyny. A ja pytam - czego lekarz jak nie medycyny? Lekarz dusz? Lekarz umysłów? Ale proszę, proszę - niech Pani próbuje.

Kolejne krzepiące spojrzenie.

* * *

- Widzi Pani... To nie wygląda niepokojąco - wyniki dobre i... ja tu nie widzę dla siebie pola do działania.
- A jednak boli.
- Boli - czyli jest. A to już coś! Wypiszę Pani skierowanie do ONC
- ONC?
- Taaaa. Oddział chorób nierozpoznanych. - zadumał się przez chwilę nad perforowanym druczkiem - I jeszcze jedno - czy Pani pije kakao?
- Yyy
- To proszę odstawić na kilka tygodni - może to coś zmieni...

* * *

Pytające spojrzenie.
- To jakiś przypadkowy lekarz...

* * *

Oddział chorób nierozpoznanych znajdował się na czwartym piętrze. Ludzie wydawali się tutaj o wiele spokojniejsi - może dlatego, że nie było ani okien, ani wzorzystych posadzek, ani pęknięć na ścianach. I żadnych pajęczyn. Sterylnie.
Nawet wyraz twarzy pielęgniarki był trudny do rozpoznania - niby uśmiech jak u Madonn Rafaela, niby emanuje z niej życzliwość a jednak gdzieś w kąciku czai się pobłażliwość dla pacjentów ONC. Oh, jacy oni biedni.
Na krześle obok automatu radośnie przypominającego, że to już "czas na kawę!", siedziała skulona dziewczyna. Kiedy przechodzili obok, wstała gwałtownie, zagradzając im drogę i spojrzała jej prosto w oczy.
- Przepraszam... Co to znaczy?
- Ale co?
- Dlaczego oni mnie okłamują? Dlaczego mówią, że z moim sercem wszystko jest porządku? Dlaczego w ramach dowodu podsuwają mi pod nos wydruki EKG i porównują z wykresem z podręcznika dla studentów medycyny? Dlaczego każą samemu mierzyć sobie puls? Powiedzieli, że mam modelowe ciśnienie!
- Może mają rację?
- Nieprawda - robią to, żeby mnie uspokoić a ja przez to denerwuję się jeszcze bardziej. Myślą, że udało im się to przede mną ukryć, ale ja wszystko widzę. Są bezradni. Ale dlaczego nie mogą z tym czegoś zrobić? Dlaczego nawet nie próbują...
- Może to wykracza poza ich wiedzę?
- Wiedza! To jest słowo-klucz! Oni nie WIEDZĄ, nie ROZUMieją - więc dla nich to nie istnieje. Dla nich to nie do POJĘCIA, że jednego dnia wariujesz, bo kogoś przy Tobie nie ma a drugiego nawet za tym człowiekiem nie tęsknisz. Ale na Boga! Dlaczego nie zadadzą sobie odrobiny trudu, aby się wsłuchać, wczuć? Biorą te swoje słuchawki i mówią: "Widzi Pani? Słucham!". Guzik! Oni tylko MYŚLą, że słuchają.

Kiedy siedziała obok dziewczyny, minęła ich grupa ludzi. Szurali papciami, ciągnęli za sobą paski od szlafroków, czasem któryś z nich kaszlnął - niby wszystko w normie, a jednak czuło się, że jest jakaś wielka różnica... Spojrzała na dziewczynę, która milcząco wierciła wzrokiem dziurę w ścianie. No tak.
Niektóre osoby z tłumku miały w środku małe, niebieskie światełka. Nie trzymały świeczek ani latarek - było dla niej oczywiste, że światełko znajdowało się W NICH.
Posłała dziewczynie krzepiący uśmiech i zaczepiła jedną z Madonn w białym czepku.

* * *

Lekarz siedział w głębokim fotelu i wpatrywał się w obraz. Czy "Gwiaździsta noc" van Gogha miała być substytutem tego, co każdy inny człowiek zobaczyłby za oknem? A może on też szukał znaku? Jakiegokolwiek znaku?
- Boli?
- Tak, boli.
- No tak, ale sytuacja nie jest jednoznaczna. Wyniki dobre...
W tym momencie z góry rozległ się ryk. Brzmiał jak nowy, niewyrobiony płacz osoby, która nie wie jeszcze, że istnieje coś takiego jak modulacja. Pierwszy, a jednak wywołał piorunujące wrażenie - przynajmniej na niej.
- Porodówka. - poinformował - I widzi Pani światełka?
- Tak.
- Pani też ma jedno. Im bardziej nasycony jego kolor, tym mniej dni pozostało...
Spojrzała na lekarza z lękiem i dopiero wtedy dostrzegła niebieski, żarzący się punkcik na wysokości jego serca.



Żyrafka


Cytaty pochodzą z:
J. Kasprowicza, S. Wyspiańskiego, W. Szekspira, K. Tetmajera, imera/r.jurka
fragmenty utworów: UNKLE, Moby

(Sugerowany) podkład muzyczny
- płyta "Ambient" - Moby
- płyta "Elodia" - Lacrimosa


poprzednia strona okładka następna strona