Strona naszego Pisma
październik 2000
pismo alternatywne przy TAJNIAK.POLINOVA.PL
str. 8

odczucia
poprzednia strona spis treści nastepna strona
Równe prawa i wcześniejsze płyty Aliansu


Pierwszy raz dźwięki wydawane przez Alians zdarzyło mi się usłyszeć w sierpniu 1994 roku w Słupsku, co może kogoś nie obchodzić, ale czuję potrzebę pochwalenia się tym. Jako że kilka dni temu ukazała świeżutka płyta zespołu "Równe prawa", chciałbym niniejszym przypomnieć także te wcześniejsze.

Pierwszy materiał to "Sami wobec siebie". Kaseta nagrywana w "pomylonych warunkach", jak powiedział Kazi w wywiadzie z października '93 dla zinu KOREK. Powstała dziesięć lat temu i jest traktowana jako raczej demówka. No cóż, "Latające krowy" podobno godne polecenia.

Druga kaseta "Mega Yoga" została zarejestrowana w studiu Złota Skała pod koniec 1991 roku. Osobiście uważam ją za najlepszą mimo pewnych "niedociągnięć" brzmieniowych, a może właśnie dzięki nim, bo nie zabijały klimatu takiego garażowego grania. Jest szorstko i głośno. HC/PUNK w stylu wczesnej Armii, lecz surowszy, bo to tylko gitara, bas i perkusja z wyjątkiem piosenek "Niespodzianka", "Gegen Nazis" i "War", ale to drobne, choć bardzo miłe, szczegóły. Niesamowicie poetyckie teksty w połączeniu z muzyką sprawiły, że bez mrugnięcia okiem przyznaję, że to płyta perfekcyjna, zasługująca na to miano dużo bardziej niż wiele płyt prezentowanych w Trójkowej audycji PPP.

Trzeci materiał "Gavroche" znowu był nagrywany w Złotej Skale. Skład zespołu został już nieco poszerzony. Jeśli poprzednia płyta była poetycko hardcore'owa, to ta kojarzy się już bardziej z reggae, pojawia się przecież nawet coś z Marleya. Brzmienie czystsze i urozmaicone. Oprócz wymienionych instrumentów przy okazji poprzedniej pozycji, tutaj słychać także akordeon, flet i melodicę. Są to jednak dźwięki nieco sporadyczne, jeśli wziąć pod uwagę ich ilość na kolejnych płytach. Gitary ciągle na pierwszym planie. Wykorzystano z powodzeniem kilka tekstów Grabaża, co Dósioł robił także ze Światem Czarownic w tamtych czasach. "Bomby domowej roboty" zagrane na nową melodię (wg Guns of Brixton). Wolniej, aczkolwiek nadal porywająco. Wokalnie udzieliła się tu także Nika z Post Regimentu, której występ także należy zaliczyć do udanych. Jeśli chodzi o teksty, dostrzegalna jest tu już pewna ich ewolucja. Coraz mniej poezji, coraz więcej bezpośredniego buntu.

Wydanie czwartego materiału Aliansu było nielada wydarzeniem. "Cała anarchia mieści się w uliczniku". Oto muzyczne media zaczęły donosić o zaistnieniu pilskiego brzmienia, którego czołowym przedstawicielem jest Alians. Zaczęto mówić coś o ska i o trąbkach. Nie brakło jednak czadu. Zespół grał tak szybko, a teksty stały się tak gęste, że Kazi chyba z trudem nadążał je wyśpiewywać. Był to rok 1996.

Podobne odczucia, jeśli chodzi o prędkość i zrozumiałość miałem przy kasecie następnej "W samo południe", na której znalazło się niby jeszcze więcej ska. Ale to była taka epka, czy coś w tym stylu. No i co z tego? Płytę chwalono wszędzie na okrągło, oczywiście oprócz środowisk, którym zespół trzeba by podać na tacy. Tę kasetę pierwszy raz słyszałem w całości w drodze na zlot kanału #trojka w Łodzi - tym także się chciałem pochwalić. A który to był rok? 1998.

I oto ukazała się płyta "Równe prawa" podsumowująca rzekomo dziesięć lat działalności zespołu. Obawiałem się, że Alians oszalał i że już nigdy nie zrozumiem o czym Kazi śpiewa i że kolejna płyta przyniesie mi tylko niepokój - czy gitarzysta zdąży za perkusistą, a trębacz za nimi i czy się Kaziowi język nie przekręci. Na szczęście obaw pozbyłem się z miejsca. Wreszcie ograniczyli chłopaki trochę liczbę sylab w poszczególnych wersach. A tak w ogóle uważam tę płytę za najbardziej udaną z tych kilku najnowszych. Jest tu swoją drogą największy przebojowy potencjał. Zauważyłem bowiem, że utwory podobają się ludziom, którzy zawsze się z dala trzymali od takich rejonów. No ale co z tego? I tak, jeśli gdzieś w radiu coś z tej płyty usłyszymy, to pewnie ciemną nocą albo w innym najmniej słuchalnym paśmie. No ale nieważne, bo przecież nie o to chodzi. Kto chce, ten dotrze do Aliansu, a zapewniam, że warto, jeśli tylko nie straszne są dźwięki niepokorne. Klimatycznie jest na płycie pogodniej niż kiedykolwiek. Zauważam tu także coś, co można by nazwać folkiem miejskim. Niby zawwsze coś folkowego w Aliansie było, ale nie było to takie miejskie moim skromnym zdaniem. Jeśli chodzi o wokal, to miejscami przypomina Muńka Staszczyka, ale z tej lepszej strony oczywiście. Całość można podsumować fragmentem jednej z piosenek: "Żywi ludzie robią żywą muzykę". Tu jest dopiero ska i tu jest dopiero reggae. Co prawda nigdy nie będzie takiego czadu, jak na "Mega Yodze", no ale to już kwestia brzmienia niestety. Energetyką bowiem materiał nie ustępuje tamtemu. Szczerze polecam każdemu, kto uważa, że jego umysłowe horyzonty są otwarte.

szamanfalarek


poprzednia strona spis treści nastepna strona