Strona naszego Pisma
sierpień 2000
pismo alternatywne przy TAJNIAK.POLINOVA.PL
str 7

TRYBIKI
poprzednia strona spis treści nastepna strona

Wieczorne spotkania są ekscytujące, gdy gdzieś daleko mówią do ciebie, a ty nie słyszysz nic, jak pchają cię, a ciebie tam nie ma. Wieczorem jest ciemno, a chłód tak przenika, lecz spać się nie chce, cieszysz się wiatrem chodząc, stąpając, biegnąc. Czy pytasz się wtedy co się dzieje? Tragiczne zdarzenia rozgrywają niszcząc wszystko, spadając ciężko, miażdżąc, roznosząc po całej ziemi. Chaos cię nie dotyka. Ale przecież nie chodzi o to, by stać sięoportunistą, komformistą i zwykłą gnidą. Czy za przykład może tu służyć znany skąd inąd pan Gnębon Puczymorda? Otóż nie. Chyba że za negatywny, bo Gnębon Puczymorda jest przykładem zdecydowanie negatywnym. Jego pozytywny przekaz, który właściwie nigdy nie istniał, teraz już całkiem się zdewaluował, co powoli zmierza do niezbyt ciekawych skutków będących widocznym obrazem tego, co w umyśle Gnębona tworzyło się od dawna. Bo człowiek chory psychicznie, taki jak Gnębon, tworzy w sobie i wokół siebie sferę tak bardzo charakterystyczną i znaną nam. Jak trudno uwolnić się od wzroku drugiego człowieka, wyrwać się z jego obleśnych łap! Wszyscy tworzymy schemat, wszyscy tworzymy system, jesteśmy piękni, zdrowi i wysportowani. Ale między nami są też nie my - inni, ci nie z tego świata, nie ludzie, chociaż też ludzie. Przyjemniej jest wam razem umierać, lecz ciągle was dla was mało...
Niejaki



Powyższe słowa napisałem sześć lat temu, jeśli nie jeszcze dawniej. Składają się one na bełkotliwą wypowiedź, która mówi o wszystkim, co działo się blisko mnie w okolicach 1994 roku. Dziś spojrzałem na świat i stwierdziłem, że wiele się przez ten czas nie zmieniło. Do tego sen miałem dziś paskudny. Pewien gość celował do mnie z pistoletu przy pełnej znudzenia obojętnośći ludzi siedzących sobie obok. Wreszcie postanowił mnie zabić, ale nie strzelając. Wolał wbić we mnie nóż i powoli mnie rozkrajać.
Stan mojej psychiki nie zmienił się więc przez te lata. Zmieniło się jednak coś wokół mnie. Na gorsze. Kiedyś wydawało mi się, że gorzej być już nie może, bo świat jest wystarczająco zły, żebym mógł sobie rytualnie porozpaczać. Świat w sensie ludzi oczywiście. Ludzie zwariowali i teraz wiem, że to jeszcze nie koniec. Tępota i ciągłe usprawiedliwienie zła są na porządku dziennym - przykryte różnymi ładnymi płaszczykami. I solidarność społeczna, która mówi: bądź taki, jak my, albo zgiń. Bądź takim samym niewolnikiem. Damy ci wszystko, tylko przyjdź do nas i schyl w pokorze głowę.
Dlatego, kiedy spoglądam w przeszłość, chce mi się śmiać z tych wszystkich wyrazów niezgody i buntu, z takich banalnych i ogólnikowych sloganów, które wynikały z nisko posuniętego rozwoju społecznego idiotyzmu. Właściwie nie było się czemu sprzeciwiać. Coś oczywiście było nie tak, ale było to tak oczywiste, że bunt był banalny. Jeżeli coś jest oczywiste, to po co o tym mówić, prawda? Dzisiaj, o paskudna ironio, bunt jest śmieszny, ponieważ ludzie oślepli. Czyli i tak źle, i tak nie dobrze. Im sytuacja poważniejsza, im bardziej człowiek się stacza, tym mniej sobie z tego zdajemy sprawę i tym więcej czujemy błogości. I tym bardziej społeczeństwo śmieje się, jeśli mu powiedzieć, że tonie w bagnie. Im poważniej, tym śmieszniej. Im śmieszniej, tym tragiczniej. Istny obłęd. Z pewnością wczorajsza sałatka mi zaszkodziła, inaczej tego sobie nie umiem wytłumaczyć...
poprzednia strona spis treści nastepna strona