TRÓJKĄT
więc odnalazłem długopis i napisałem co chciałem na każdą inną sztukę patrzyła prezydentowa gotowa by na mnie także popatrzeć prezydentowi się kłaniam może przypnie mi medal
|
POZACZAS
od tamtych chwil minęło kilka dotknięć i żal zdmuchnięty i smutek i wstyd który targał serce dudniące jak młot o pustą głowę był jakiś uśmiech marne pytanie i chcieć cię mieć strach że przegrałem pewna różnica takim spotkanie między miłością a pożądaniem
19.12.1999. |
WSZYSTKIE KRÓTKIE CHWILE
gdzieś w lesie stały trzy domki z jednego zrezygnowałem zajrzałem do środkowego wstąpiłem do tego z prawej wtedy gdy cień zakrył serce nieboskłon nad nami się schylił ktoś skłamał wyciągnąłem rękę mój gest się tobie pomylił pamiętam wskoczyłem do rury a tamta mi siadła na plecach złapałem ją zatem za nogi piszczała na wszystkich zakrętach na koniec jej pomachałem szczęśliwszy bo znowu się śmiała ta chwila jest taka krótka nadzieja jest taka mała
bez akceptacji dla państwa gdy chwila krótka jest wielce bez tolerancji dla bólu chcę trzymać ciebie za ręce przekornie zaglądam w oczy bez litości dla samego siebie bo trzeba dokonać wyboru do ognia albo do lodu człowiek się wolnym urodził więc stoi tak pośrodku bo nie jest pewny nie sprawdzi nie zrobi już ani kroku a przecież tu jest najciemniej tu słońce świeci nam w oczy kurczowo się trzymasz niczego żałośnie wołasz pomocy
a ta ścieżka zawsze jest wąska tu cieszę się każdą chwilą czasami nie wiem co dalej i modlę się by nie zginąć gdy dobry znajduję kierunek me serce krzyczy z radości ty wtedy śmiejesz się ze mnie marudzisz mi o marności otwieram oczy i patrzę ty mówisz to tylko złudzenia spoglądam wtedy na ciebie ty twierdzisz że ciebie nie ma wbrew tobie spijam to światło bo ono w ciemności świeci wbrew temu co pragną mi wpoić ci twoi mroczni i poeci
7.10.1999. |
TRZYNASTY
dumni wojownicy w dzikości swych umysłów sen o wolności zamienili w świętość a owoc jaki wydała ich ziemia zmiażdzony pięscią słusznego systemu gdy biały orzeł rozwinął skrzydła i wzleciał wysoko nad skalne urwiska niektórzy ze strachem zrzucili swą dumę milknąc w pokorze bo granica płonie
łuki i strzały topór wojenny znów zapłoną oczy znów popłynie krew bez szans i nadzei lecz zdecydowani bronić do końca aż nadejdzie śmierć gdy bialy orzeł wzlecial wysoko i nad czarnym szczytem zatoczyl kolo ktoś poczul trwogę gdy otworzył oczy zrozumiał że ginie w ogniu historii
kim jest ten człowiek i skąd takie prawo przestraszyc się śmierci w imię narodu rozkaz wydany lecz kto ma świadomość dziś zadudnią bębny wrogom na pomoc rozjadą czołgi tłum na ulicach kto kogo zabił nikt nie pamięta o wschodzie słońca ktoś zdecydował bez szans i bez złudzeń wojna domowa
13.12.1996/97 |
KTÓŻ JAK BÓG
a może powinienem wrzucić wszystkie kartki z twoimi wierszami w otchłań nadchodzi moment gdy zobaczyłaś dlaczego znów boli to samo i nienawidzę siebie
w otchłani ciemno nie ma nic nawet ciemności ani otchłani czarna perła twardsza niż wszystko co miałem nienawidzę siebie
na skraju piekła wołam o pomoc bo zawsze można przecież zrobić coś dobrego zwykle odchodzę i nie ma mnie teraz czuję twój ból nienawidzę siebie 22.10.1999.
|
GUMY DO ŻUCIA
buty czołgi i wafle wstąpiły na wyżyny śmieszności do baru siedzą i gaworzą o bąbelkach fusach kulturze i innych panienkach
nic się nie dzieje zielony półbut i jakaś lufa leniwie zajadają pierniki smoła wylewa się spod sufitu zalewając oczodoly tym którzy je posiadają już dymek nie szczypie |