poprzednia strona spis treści następna strona

Zenek

Mój drugi felieton w Tajniaku

Coś wam powiem. Nie wiem czy strażak, ten co na trąbce gra hejnał, puszcza, czy nie puszcza gazy. Nie wiem. Po prostu. Może puszcza, a może nie puszcza. A też przecież nie wiadomo do końca.
Słuchajcie, pierwszego mojego felietonu w Tajniaku nikt nie czytał, bo go nikt nie puścił w obieg, więc tracę na tym. Bo nie powiem przecież, że publika traci. Ale nacelny mógłby przemyśleć tę politykę. Ciekawe czy ktoś sprawdzi moje literówki. Pewnie znowu ten koleś... Niech mu tam. Co za różnica.
Ale przejdźmy do rzeczy. Dziś, w moim drugim felietonie, chciałbym poruzyć temat spadających sopli. Wiem, że nie mamy teraz zimy, ale to dobrze, bo w ten sposób będzimy mogli się przyjrzeć soplom na chłodno. Bez emocji. He he ale facet w filmie, co leci obok w telewizorze, ma dziwny wyraz twarzy. NIE BĘDĘ TEGO OGLĄDAŁ.
To mi się kojarzy ze Smoleniem. Pamiętacie, jak siedział na pryczy i bredził coś o Reganie? A tam.
Siedzę tak sobie i zastanawiam się co pisać. Zdaje się przecież, ze jestem dobrym felietonistą, a kto wie, może nawet i eseistą. Ale co to kogo interesuje, prawda? Cieszę się, ze dzięki mojemu wspaniałemu felietonowi, Tajniak zyska wielu wielbicieli, a i fama rozniesie się po świecie, że taki Tajniak się ukazuje i każdy może go sobie poczytać. Bo to ładne.
Co by tu jeszcze napisać. Napiszę coś o sobie. Jestem dośc duży. Ale duchem staram się być mały. Tylko nie wiem czemu ludie niewierzący w ducha dzielą człowieka na ducha i ciało. Pewnie tylko po to, żeby powiedzieć, że ducha nie ma, więc człowiek jest zwierzęciem. Ciekawe zatem czemu nie popierają prawa dżungli czy też innych różnych zasad ewolucji. Ale co tam. Już jeden wieszcz spiewał kiedyś w piosence "nie pytaj o bełkotu logikę - jest celem samym w sobie". I pewnie taka jest prawda.
Więc wszystko mi jedno co kto uważa, a co kto uważa, że uważa i w czym się myli, a w czym nie. A może przesadzam, ale nie stanowi to dla mnie problemu. Bo kimże ja jestem, żebym miał robić z tego widły. Ostatecznie jestem narzędziem w ręku Boga, jeśli tak można powiedzieć w przenośni, choćn niejeden z nas wie, że nie wszystko da się powiedzieć. Zatem pewnie dlatego użyłem przenośni, bo jest ona nie tyle mówieniem, co obrazowaniem. O czym nie da się mówić, to trzeba pokazywać, albo na tego temat można ewentualnie milczeć. Ale nie da się milczeć, gdy serce wyrywa się, by krzyczeć. No nie wiem, tu już chyba przesadziłem z przenośnią, jak ten poeta, co napisał, że "zachodzące słońce rzucało już cień". A tam, ostatecznie to urocza przenośnia. Ta z tym słońcem. Piszę słońce z małej litery, bo tak.
"Bo tak" to częsty argument. Szczególnie wśród tych, którzy z nim walczą. Na przykład empiryści skrajni, gdy walczą z dogmatykami, sprawiają wrażenie, że oni wiedzą. Znają Prawdę. Zapytani skąd wiedzą, że jest tak, a nie inaczej, dlaczego wychodzą akurat z tych, a nie innych założeń, odpowiadają "bo tak". Albo nic nie odpowiadają, bo się nagle orientują, że zapędzili się w kozi róg. I się denerwują. Reagują agresją. Dużo by mówić. Wyszłaby z tego powieść, a to przecież felieton.
Pamiętam, że w szkole uczono mnie pisać felietony. Niestety coś mi nie szło. Może miałem wygórowane pomysły i mi się trochę pokręciło zawsze coś. Choć inna sprawa, że felieton pisaliśmy tylko raz, no i pani od polskiego postawiła mi coś w okolicy czwórki za ten tekst, bo piątek mi chyba nie lubiła stawiać. Napisała mi, że to bardziej reportaż niż felieton. Zdaje się więc, że albo to ja byłem niezrozumiały, albo ona, ta pani, nie zrozumiała dowcipu, który na tym polegał, żem od konkretnego zdarzenia wychodząc przeszedł do rozważań. To były dość prowokacyjne w formie rozważania, wieć się nie czepiam. Zaryzykowałem, a pani dowcipu nie zrozumiała. Co mi tam. Są ważniejsze sprawy. Zresztą nigdy nie lubiłem szkoły. W podstawówce wczesnej na przerwacch kazali nam w kólko dreptać, jak w więzieniu. Obrzydliwość.
W ogóle wczesną podstawówkę to wspominam kiepsko. Ponuro było. Tyle że nie jest intencją moją się żalić. Byłem kiedyś często w Krakowie. Polecam to miasto. Swoją drogą są różne miasta miłe, choć panuje taka moda na licytowanie się, które miasto gorsze i jak bardzo złe. Ludzie są niesamowici z tymi swoimi modami. Moda na homofobię, na brzydotę stolicy, na nielubienie Samoobrony, na cos jeszcze, tylko zapomniałem na co. To bez różnicy, bo to nie jest mój problem, że ktoś ma wymyślony problem. A nie pokładam nadziei swej w tym, że będę ludzi przekonywał do tego co dobre, a co nie. Do każdego Bóg trafia odpowiednią drogą.

Zenek



poprzednia strona spis treści następna strona