Gdzie się podziały kobiety z siekierami?
Z natury nie jestem feministką, o nie, ale niektóre zachowania czy może wzorce naszego poczciwego społeczeństwa mnie wkurzają. Wydaje nam się, że miasto ma pod wieloma względami wyższość nad wsią (lepsze systemy komunikacji, większa liczba komputerów przypadająca na jednego mieszkańca etc.). Tym czasem coraz częściej okazuje się, że jest zupełnie odwrotnie.
Czy ktoś kiedykolwiek zastanawiał się nad równouprawnieniem kobiet na wsi i w mieście?
Stereotypowy obraz kobiety z miasta - siedzi w kuchni w fartuchu i kroi pomidory na obiad dla swojego pracującego mężulka a małe dziecko siedzi na podwyższonym stołku i drze się w niebogłosy bo skończył mu się słoik warzywnego Gerbera (może to krypto reklama ale co tam...najwyżej pójdę do pudła). Dzwoni telefon - a to koleżanka z podstawówki chciała przyjść ze swoim dzieciakiem i poplotkować o tym co napisano w jednym z dwutygodniowych kobiecych pisemek. Owa kobieta w fartuchu odpowiada, że proszę bardzo ale za chwilkę zaczyna się jej ulubiona telenowela więc niech tamta się pospieszy to obejrzą razem. Ponieważ tamta nie lubi brazylijskich telenowel (woli argentyńskie) obie po kłótni rzucają słuchawkami i wracają do przygotowywania obiadu. Jeżeli ktoś uważa, że przesadziłam to nie musi czytać dalej, sama nie wiem co dalej napisze i co z tego wyniknie.
A o to stereotypowy obraz kobiety ze wsi: razem ze swoim mężem i córką jedzie traktorem na pole kosić trawę. Nagle coś piszczy. Córka wyciąga komórkę i naciska "słuchaweczkę". A to dzwoni sąsiadka i pyta czy będzie dzisiaj wieczorem te 5l mleka. Nie będzie bo jada kosić trawę ale może sąsiadka pojechałaby z nimi? Bardzo chętnie. Koszenie nie trwa długo, bo sąsiedzka pomoc dużo daje. Traktor z naszą kobietą ze wsi, jej córką i mężem z zawrotną prędkością podjeżdża pod dom. Córka zeskakuje i idzie napalić w piecu, a kobieta zaczyna krzyczeć na męża. Z całego bełkotu można zrozumieć, że mąż jeździ za szybko traktorem, o mało nie przejechał ludzi i czy kiedyś się nauczy rozumu. Na to mąż - dumę swoją ma - zrzuca żonę z traktora i przedrzeźnia - nauczyłby, nauczyłby. Przychodzą sąsiedzi i wszyscy siadają wkoło turystycznego stołu, na którym stoi wino marki wino i każdy dostaje plastikowy kubeczek. W końcu coś się należy po ciężkim dniu, prawda?
Krótkie podsumowanie - kiedy "miastowa" gotuje i karmi dzieciaka "wsiowa" z mężem i córką razem pracuje (!!!) w polu. "Miastowa" dysponuje jedynie telefonem ze "sznurkiem" podczas gdy na wsi ludzie, a do tego pracujący posiadają już telefony komórkowe (pal sześć, że kupione w promocji za 20zł i na wsi słaby zasięg). W mieście kobiety kłócą się między sobą natomiast na wsi posunięto się o krok dalej i kłótnia przebiega między kobietą a mężczyzną... Po pracy każdy dostaje coś do picia nie tylko chłopy.... Wnioski można ciągnąć i ciągnąć każdy jak kto chce i na jaką długość.
Tak więc feministką nie jestem ale stereotypowy obraz kobiety z miasta mnie denerwuje i nie chciałabym żeby tak kiedyś sobie mnie wyobrażano.
Przejdę do tego co od początku chciałam napisać. W dzisiejszych czasach (ale słowo!) kobieta może pracować wszędzie nawet w kosmosie. Wydaje się to naturalne, że w restauracji możemy spotkać kelnera albo kelnerkę, w dużym domu służącego albo służącą. Ale tylko wydaje. Pewnego wieczoru (nocy?) zauważyłam, że w większości przypadków nazwa zawodu kobiety jest rodzajem żeńskim słowa określającego zawód mężczyzny. Dlaczego? Odpowiadam: ponieważ większość zawodów została stworzona dla mężczyzn. Kobiety zawsze przy garach, miotle albo z wózkiem. Co innego na wsi (patrz wyżej). Bo jak nazwać tego kto kosi trawę? kosiarz i kosiarka? Słowo kosiarz raczej kojarzy się ze złodziejem, który kosi najwięcej domów i banków, a kosiarka z urządzeniem elektrycznym bądź spalinowym służącym do koszenia trawy. Rozwiązano ten problem tak, że nie ma nazwy określającej człowieka koszącego trawę.
Mogłabym tu wyrysować takie drzewo zawodów: u góry wszystkie zawody, które dzieliłyby się na: tylko dla mężczyzn(1), tylko dla kobiet(2), dla każdego(3). jeżeli ktoś się zdziwi to powiem, że do każdego worka można cos wrzucić. Największy jest oczywiście worek nr 3 - sprzedawczyni i sprzedawca, kucharka i kucharz, to wszystko co widzimy na co dzień czyli nic nadzwyczajnego. Mężczyźni najpierw udostępnili dla kobiet te zwykłe zawody ale sprytnie zachowali dla siebie coś w zanadrzu. Kiedyś w każdym angielskim domu znajdował się lokaj. Otwierał drzwi, obierał listy. Żadna służąca! Nawet pokojówka trzymała się z daleka! Tylko lokaj miał takie obowiązki. Następny przykład to drwal. Niby oczywiste bo jak kobieta może trzymać siekierę a co dopiero ścinać drzewa! Zaprzeczam! Ja trzymałam siekierę i nawet rąbałam drzewo. To, że jestem żyrafką niczego nie zmienia bo przecież żyrafka też kobieta... W każdym razie drwal został tylko dla facetów. Ostatnim przykładem (jest ich wiele ale nie chce zanudzać), który zaprzecza tezie, którą sobie zaczęłam kształtować, jest śmieciarz. Po co mężczyznom taki zawód??? Po jakiego grzyba zachowali dla siebie taką obrzydliwą pracę? Śmieciarek nie ma, chyba że samochody, ale kobiety wyrzucającej śmieci z kontenerów jeszcze nie widziałam.... Widocznie jakiś mężczyzna, miał odrobinę dobrej woli, współczucia czy nie wiem czego i ten jakże szlachetny zawód pozostawił do wykonywania jedynie swojej płci. Podobnie jest z takimi zawodami jak: ślusarz, kowal i młynarz. Potrzeba do ich wykonywania dużej siły fizycznej ale kto powiedział, że kobiety takowej nie posiadają albo nie są w stanie posiąść? Mojej wyblakłej tezie (nie używałam żadnych chlorowych wybielaczy) zaprzecza też piekarz i rolnik. O ile dla rolnika można znaleźć ogrodniczkę (pracuje na mniejszym terenie ale trochę orze i kopie...) o tyle z piekarz będzie bez pary na zawsze i z niewyjaśnionych przyczyn.
Czas przejść do worka nr 2, najbardziej tajemniczego i pełnego wątpliwości. Jakie zawody ród męski pozostawił tylko kobietom? Hm hm co to może być? Bach! Przerywam te rozmyślania i rozdmuchuję wszystkie nadzieje... Pierwszą piękną i jakże interesującą pracą jest sprzątaczka. Całymi dniami może ona eksperymentować z różnymi płynami i proszkami do mycia (jeżeli ma duszę naukowca) a także obliczać statystycznie (jeżeli ma odpowiednie wykształcenie w postaci studiów socjologicznych bądź matematycznych) co ile cm w biurze albo szkole leży śmieć lub jest porysowana podłoga. Drugim czarującym zawodem jest przekupka. Potrafi godzinami kłócić się z koleżankami z targu i dyskutować na temat ostatnio spalonej grochówki. Ehhh marzę o tym dniami i nocami....Nie zapominajmy także o szwaczkach i praczkach. Tylko kobiety mogą nimi być. Pozostaje wyliczanka, aby zdecydować, w której pracy można mieć bardziej zszarpane nerwy. Czy nosząc na głowie czepek podczas sprzątania, czy dostając pomidorem z powodu innych poglądów na temat Leppera, czy może kłując się igłą albo łamiąc paznokcie na tarce? Jedno jest pewne. Faceci darując nam te zawody mieli taką myśl przewodnią: A żeby dostały w tej pracy nerwicy i poszły sobie wreszcie w cholerę te wredne babsztyle.
I tyle już mam do powiedzenia na temat równouprawnienia kobiet w pracy i w jakiej.
Bądźcie wyrozumiali dla moich poglądów, przemyślcie dwukrotnie, bo jeden raz za mnie.
Żyrafka
ps: całe szczęście, że zawód dziennikarki znajduje się w worku nr 3.
|