poprzednia strona spis treści następna strona
- 28 -

Ekopatia in Europa

Coś na rozgrzewkę

Tak się nie zaczyna serii felietonów, ale i nie używa się w felietonie słowa felieton, więc może usprawiedliwiam się przez podwójną gafę. Jedna przyćmi drugą i może skandalu nie będzie. Zresztą wcale nie jest pewne, że będzie ciąg dalszy moich wynurzeń. Historia uczy przecież, że ci, którzy zaczynają od "dzień dobry w moim felietonie, na początek się przedstawie", na tym poprzestają i naczelny jest w kropce. Tak więc dzień dobry, witam w moim felietonie. Na początek się przedstawę. Naczelny mówił (nie powinno się wspominać także o naczelnym, ani w ogóle o redakcji jako takiej), żebym nie używał swojego imienia i nazwiska, a już przynajmniej nie prawdziwego (nie z przymiotnikami piszemy łącznie, ale mam to gdzieś), bo to przecież Tajniak, a nie Wyborcza. A w Tajniaku, jak wiadomo, nie wiadomo kto pisze i co. No to jak nie wiadomo, to nie wiadomo. Nazywam się więc S. K. i noszę pseudonim Ekopata. Nie wiem czemu, ale tak się przyjęło. W liceum mówili na mnie Egon, ale to inna historia. Jak bym się podpisał Egon, to koledzy mogliby się zorientować, prawda? I by się rozeszło, że Egon pisze dla Tajniaka, a wiadomo właściwie co to ten Tajniak? Też nie do końca. A może to jacy wolnomyśliciele czy kto gorszy? Dajmy więc spokój. Ja tam nie wiem i nie chce wiedzieć czym się Tajniak zajmuje i jakie promuje treści. Ważne, że wiem, co sam chce powiedzieć, a mianowicie powiedzieć chcę, że jak następuje. Poniżej oczywiście.
Otóż naczelny chciał, żebym wypowiedział się w sprawie rzeczywistości (on tak chyba każdego męczy). Więc niech będzie. Rzeczywiście wydaje mi się, że to, co mnie otacza, to właśnie rzeczywistość. Ttrudno nawet powiedzieć czy realna, czy nie, ale rzeczywistość. To właściwie nie jest ważne aż tak, czy ona jest realna, czy zmyślona, bo - jak by na to nie patrzeć - jest ona tylko artefaktem. Jeśli oczywiście tło można tak nazwać. Najważniejszy jest podmiot, czyli osoba, a scena, na której rozgrywa się dramat, jest najmniej ważna. Co oczywiście nie znaczy, że nie jest wcale ważna, w końcu przecież wyznacza ona jakieś granice, zasady, tym samym stwarza też takie, a nie inne, możliwości. Swoją drogą, jeśli rzeczywistość nie byłaby jakoś uformowana, to czy stwarzałaby w ogóle jakiekolwiek pole do działania? Trudno powiedzieć. Można oczywiście coś założyć, a potem kurczowo się tego trzymać, jak to robią różni ideologowie czy po prostu idealiści. Ale wcale nie trzeba. Spójrzmy przecież na rzeczywistość realnie. Jaka rzeczywistość jest, każdy widzi. Jak komuś świta, że coś z nią nie tak, bo na przykład może się mu to śnić, to zawsze może się uszczypnąć. A jak to nie pomoże, to stuknąć czymś twardym. Tak, żeby poczuć.
Spójrzmy na rzeczywistość realnie. No bo można oczywiście zakładać to albo owo, ale w gruncie rzeczy, czymkolwiek by nie było tło, w którym się poruszamy, tu i teraz odczuwamy je właśnie tak - realnie. Tym bardziej, że przecież z doświadczenia wiemy, że nawet sprawy umowne potrafią być jak najbardziej realne. Weźmy choćby jakąś grę, takie szachy na przykład. Czy szachy nie są realne? Umowne, bo umowne, ale jak najbardziej realne. A zasady ruchu drogowego? A pierwsza z brzegu fabryka maszyn takich czy siakich? Obawiam się, że jeśli ktoś bardzo by chciał zabłysnąć i sceptycznie czegokolwiek się tu doczepić, to chyba najbardziej ta fabryka się prosi. Choć to też zależy od rodzaju idealizmu, nie każdy jest przecież pantareistą. Chodzą po świecie, zupełnie realnie, i reiści.
Czym różni się reista od pantareisty, to chyba wielu wie, ale w skrócie powiem (żeby nie napisać 'napiszę') tak: reista zakłada, że są tylko rzeczy, nie ma zaś relacji między nimi, pantareista natomiast zupełnie odwrotnie - zakłada, że tak naprawdę istnieją tylko i wyłącznie owe relacje. Przykłady? Proszę bardzo, pierwsze z brzegu: Heraklit z Efezu, Kotarbiński ze Lwowa. Oczywiście nie powinienem wspominać o tym, że o panu Kotarbińskim napisała już (jak mniemam parę stron wcześniej) Certhia, ale przecież nie będę udawał, że o tym nie wiem. Więc ja wypowiem się po krótce o panu Heraklicie. Był on, zupełnie nieświadomie, presokratykiem, co oznacza chyba, że był z niego prawdziwy filozof. Nie to co potem. Bo potem to oni (ci niby filozofowie) już nie zajmowali się tym, czym każe się filozofia zajmować, czyli szukaniem arche. Pierwsi już sofiści dali sobie spokój ze sprawami pierwszej, a zarazem ostatecznej przyczyny wszystkiego, a zajęli się praktyczną stroną życia. Potem było już tylko gorzej. I nawet jeśli jeszcze jakiś 'filozof' wracał niby do tematu arche, to cóż był taki powrót warty? Tyle chyba co próby wskrzeszenia upadłego Cesarstwa Rzymskiego. Czyli nic. Bo, jak rzekł ów Heraklit, dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Nawet jak się bardzo chce. Mogli się więc wysilać, mogli sobie chcieć, a ich filozofie możemy sobie o kant grzywki łysego rozbić.
No więc nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy - rzekł ów Heraklit i właśnie z tego zasłynął, ale warto wiedzieć, że to właśnie on miał taki pogląd, tak sobie wykoncypował, że owym arche, co go z kumplami-Grekami tak intrygowało, czyli pierwszym powodem, czyli Absolutem, jest po prostu ogień. Bo świat bierze się z ognia, z niego zaś tworzy się woda, z niej, ziemia, a z niej z kolei znowu ogień. Przemiana, przemiana i jeszcze raz przemiana - ona rządzi światem. Inni towarzysze Heraklita oczywiście mieli swoje zdanie, jeśli idzie o arche. Tales stawiał na wodę, Anaksymander na bezkres, Anaksymenes na powietrze... Ale nie to jest ważne. Ważne, że wymyślił sobie ten nasz Heraklit, że rzeczy nie istnieją i kropka. Jeśli coś nazywamy rzeczami, to są to właściwie tylko aktualne stadia przemiany czegoś w coś innego. Czyli nic konkretnego, nic stałego, nic o czym warto by mówić, nic, co rzeczywiście istnieje. Co z tego - zdawał się Heraklit twierdzić - że widzisz spodnie, skoro zaraz je potniemy nożyczkami na małe kawałeczki, no i co, że widzisz kawę, skoro zaraz ją rozlejemy i będzie kałuża, i co tam z tego, że widzisz dom, skoro zaraz rozbierzemy go na cegły. Bo tak naprawdę to istnieją tylko stosunki, zależności, reguły... No i ruch (Panta rei i basta!). No i ten ogień - arche - który jest ruchem i to jakim! Trudno powiedzieć czy są w stanie przyjąć ten model rzeczywistości zwolennicy innych idealistycznych modeli, ale przyznać trzeba, że w gruncie rzeczy nie jest on ani lepszy, ani gorszy od przeciwnego mu reizmu wspomnianego pana Kotarbińskiego ze Lwowa. Po prostu - model, jak model. Coś pozwala uwypuklić, coś innego podkreślić, a jeszcze coś po prostu pominąć, bo akurat w tych konkretnych rozważaniach jest nieważne. To jak z zasadami dynamiki Newtona. Też należy je traktować z pewnym przymrużeniem oka, choć przy pewnych, jakże praktycznych czasem, założeniach całkiem dobrze się sprawdzają i w granicach rozsądku można sobie z nich korzystać do woli.
Tak więc, jak myślę, trochę ruchu na rozgrzewkę chyba nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie, całkiem może pomóc, pamiętajmy jednak, że są też i takie dziedziny życia, gdy trzeba w bezruchu zastygnąć, że tak banalnie podsumuję ten, nie bójmy się tego słowa, artykuł. Bo czy felieton może dotyczyć czegoś tak ponadczasowego, jak filozofia? Ale, byłbym zapomniał! Otóż, jeśli idzie o tę rzeczywistość, o której mi kazał naczelny Tajniaka napisać po krótce, aczkolwiek niekoniecznie obiektywnie, to, jako się rzekło: praktycznie rzecz biorąc, rzeczywistość jaka jest, każdy widzi.

Ekopata



poprzednia strona spis treści następna strona