Leon
Przygoda Zenona
Zenon nie był ani elfem, ani krasnoludem. Za to
był skończonym nieudacznikiem o złych intencjach,
przez co ciągle obrywał tak od bandziorków, jak od
policjantów. Zresztą chyba nawet nie myślał, żeby
to zmienić. Tak się przyzwyczaił do nienormalności,
że zdawała mu się zupełnie naturalna. Taki był głupi.
Urodził się w rodzinie patologicznej - rodziców
miał imbecyli i degeneratów niestety. Nie było ich
za co lubić. Żłopali, rzygali, tłukli, awanturowali,
demoralizowali... Doprawdy, nic fajnego. A Zenon,
ich zupełnie niepotrzebny i całkiem przypadkowy
synalek, w sumie baba, nie chłop, był nie lepszy.
Łajza ostatnia, co w szkole była popychana, na słabszych
się wyżywała, same dwóje miała niezależnie czy zasłużyła
sobie czy nie. Skończona idiota.
Pierwszą większą przygodę Zenon przeżył jeszcze
przed mutacją. Z głodu kiszki mu grały jakąś kiepską
melodię, a jako że jeszcze nie miał od kogo wyłudzać
zaskórniaków, bo sam w szkole był najmłodszy, postanowił
okraść staruszkę. A konkretnie zabrać jej torebkę
z zaskoczenia w jakiejś ciemnej i wąskiej uliczce.
Ile się nakombinował przy tym, żeby na to wpaść, ćwok.
Mniejsza z tym. Zaczaił się niedojda w bramie przy
ulicy Koło i czekał. Cierpliwie zniósł parę niewybrednych
uwag miejscowego Rumuna, trzy kopniaki wyrośniętego
złodzieja rowerów oraz lanie, które zafundowali mu
chuligani z sąsiedniego podwórka, biorąc go omyłkowo
za tubylca. Ale doczekał się w końcu. Ściemniło
się należycie i pojawiła się upragniona babcia. Że
nie miała torebki, to akurat Zenon nie zauważył. Zresztą
po tych wszystkich przejściach było mu już wszystko
jedno. Najbardziej to chyba chciał kobiecinie po prostu
skuć facjatę i skopać po żebrach. No ale, jako się
rzekło, imbecyl z niego był ostatni, więc nic z tego
mu nie wyszło, tu bowiem nastąpił nieoczekiwany zwrot
akcji, a, co należy wyraźnie podkreślić, Zenon winien
był sam sobie. Mógł się przecież nie pchać na ulicę
Koło po ciemku. Prosił go tu ktoś?
- Te, Zenon, cho no tu - rzuciła dziarsko staruszka. - Przeprowadzisz mnie przez jezdnię.
Chłopak zdębiał. Zaroiło mu się w pustym łbie od
pytań, wśród których co jedno to głupsze. Osłupiał
do tego stopnia, że złapał go skurcz pod pachą i umarł.
Nie tak od razu oczywiście, trwało to jakiś moment.
Była to pierwsza i właściwie ostatnia większa
przygoda Zenona. Nie wiem nawet czy ktoś brak Zenona
zauważył. I tak nikt go nie lubił.
Leon |