Imer
Adam i Ewa
* * *
- Nie płacz Adamie. Jutro wrócisz do swych zajęć.
Będziesz dźwigał znowu brzemię ich wzroku, ciężar
gestów i ogrom słów, jakimi cię obrzucą i nikt nie
pomyśli nawet o nas, jako o kochance i kochanku. Ulepiłam
cię Adamie nie tylko z gliny, pamiętaj o tym, gdy
będą przechodzić koło ciebie. Ulepiłam cię z mojej
tęsknoty i wrażliwości. Żadnego mężczyzny nie obdarowałam
nigdy wcześniej tak pięknym dotykiem. Oni będą postrzegać
cię tylko jako rzeźbę, jako posąg, jako jeden z etapów
mojej twórczości, będą oceniać cię w kategoriach piękna
i brzydoty, będą dopatrywać się w tobie tego,
czym nie jesteś, będą szukać sensu, porównywać i krytykować.
Nie płacz Adamie
- Przecież wiesz, jak trudno znowu nie mieć uczuć, słuchać tego wszystkiego na twój i na swój temat. To wszystko jest takie oderwane od prawdy, od nas. Wiesz, jak nienawidzę wernisaży, tych wszystkich głupców, którym wydaje się, że wszystko wiedzą najlepiej. Czasem traktujesz mnie jak oni, jak przedmiot, jak rzeźbę. Proszę, nie uśmiechaj się do ich obiektywów, nie zostawiaj mnie samego wśród nich Ewo.
* * *
- Gratuluję Ewo, to naprawdę jeden z bardziej udanych w tym roku wernisaży. I ta rzeźba
Jak oni wszyscy na nią patrzą! Zapomniałem, jaki dałaś jej tytuł.
- Nosi twoje imię, Adamie. Nie wydaje ci się, że jest podobna do ciebie? I czy to nie cudowny przypadek, że przyszedłeś akurat na mój wernisaż? Tak bardzo nie lubisz współczesnej sztuki... Zostawmy jednak ten tłum głupców i rzeźb za nami
Chodź, opowiem ci o sobie.
imer/r.jurek
ilustracje: Tichy
|