poprzednia strona spis treści następna strona
- 26 -

mnich Miodek

Duchowa przygoda w Tybecie

Żadnej dyskusji nie podlega fakt, że kiedy mnich Miodek wracał z Ameryki Południowej, zahaczył o Indie, gdzie zamienił rower na bryczkę. Skąd Indianie to mieli, nie wiemy, więc tu sobie mozna dopiero snuć wątpliwości takie czy inne, a szczególnie, jeśli jest się sceptykiem, można zaprzeczać temu, że w ogóle mieli. Bo czemu by nie zaprzeczać. Tej bryczki bowiem Miodek nie dowiózł do domu, choć lepiej byłoby powiedzieć, że to ona go nie dowiozła. To dlatego, że sprzedał ją Miodek w Tybecie, gdzie zaszył się na czas Wielkiego Postu. Tamtejsi mnisi przyjęli brata Miodka niezwykle gościnnie, tym bardziej że znali już jego wyczyny z przeróżnych opowieści. Cieszyli się więc, że mogą Miodka poznać osobiście. Sam Miodek też osobiście się z tego cieszył, bo sam się już trochę znał i uważał, że fajnie by było, gdyby i inni też mieli taką mozliwość. Daleki był jednak przy tym od uczucia pychy czy czegoś takiego, choć z drugiej strony pycha była mu nieobca, jak utrzymywał, tyle że zdaje mi się, że to już odbywało się jakby na innej płaszczyźnie. Swoją drogą właśnie ze względu na pychę mnich Miodek postanowił w tybetańskim odludziu pełnym różnych mnichów spędzić trochę postnego czasu, choć o względach towarzyskich też nie można powiedzieć, że nie grały tu żadnej roli. Tak samo jak rolą rolnika jest uprawianie swej roli, a rolą aktora granie, bo, jak by nie patrzeć na to, każdy jakąś rolę, niekoniecznie do zagrania, ma i już, chyba że zdarzy się jakis wypadek przy pracy albo ktoś zaniecha czy nie tego czego zaniechać nie należy lub nie. Każdemu bowiem pisane coś, przeznaczone coś, dane coś. Każdy bowiem powołany do czegoś za czegoś pomocą został, czyli jakąs drogę przejść musi, by dojść ze swego Ur do Ziemi Obiecanej. I czasem grunt, po którym się kroczy jest mokry, a czasemsuchy. Czasem pewny, a czasem grząski. Czasem masz swinie, a czasem gąski. A czasem myślisz, że masz, by już za chwilę trzodę swą stracić, bo ona cię na manowce wodziła, nawet kiedy wynosiła ona jakies dwa tysiące netto. W końcu nie samym chlebem żyje człowiek - myślał sobie mnich Miodek w trakcie porannej medytacji, kiedy to myśl czasem uciekała mu na łąki, w lasy i nad jezioro jakieś, które Miodek znał z wczesnego dzieciństwa, kiedy jeszcze nie był bratem, podobnie jak jego bratem nim nie był, choć dla siebie oczywiście rodzeństwem byli. A czasem siedziała w korcu i tyle ją widzieli. Ta myśl oczywiście. I kiedy tak Miodek sobie medytował, to przychodził ktoś i zabierał mu ciasteczka wraz z talerzykiem. Nie samym chlebem zyje człowiek - myślał sobie Miodek - pewnie dlatego sięga po ciasteczka. A przecież chleb nasz powszedni jest takim mniej więcej słowem-symbolem, jak krzyż nasz powszedni. No i co z tego, że lefebryści zrozumieją to zupełnie odwrotnie. Trzeba otrzepać buty z kurzu i iść dalej. No to odpalał brat Miodek rakiety w podeszwach i wyskakiwał gdzieś lecz nie wiadomo gdzie. Sam też nie wiedział, gdzie podziali się ci, których widział kiedyś, a teraz już nie widzi. I to nie tylko w sensie dosłownym, bo i w przenośni, która brzmi dość niepozornie, bo tak: nie widzi się z nimi. Dawno też nie widział tych wegetarian, którzy jakoś dużo palili, a mało jedli. Nie wiedział co z nimi. Był zdziwiony.

dr John Brosman
tłumaczenie: błędny mnich wędrowny



poprzednia strona spis treści następna strona