Nie pozostaje nam nic innego, jak oświadczyć, że
nie mamy nic wspólnego z tymi kręgami, które
przemycają treści takie czy owakie, choć z drugiej
strony możemy też oświadczyć coś zupełnie odwrotnego,
a mianowicie to, że mamy z nimi wiele wspólnego
i to niekoniecznie dlatego, że zgadamy się z tym,
co oni (członkowie tych kręgów) sobie przemycają,
bo mowa tu akurat o tych kręgach, których przesłanie
- to jawne i to skrycie przemycane - stoi w sprzeczności
z naszym światopoglądem lub też naszym zestawem
światopoglądów, bo przecież wiadomo, że jak jest nas
trochę, to i trochę śwatopoglądów mamy, choć na
przykład możemy być wyznawcami jednej religii, co
jest sensowne tylko w teorii, bo chyba nie będzie
dziwnym dla nikogo, jeśli oświadczymy, że jesteśmy
przeciwni kultowi religii, bo przecież to nie religia,
jak i nie jakiś duchowny lub jej prorok, jest godna
kultu, co właściwie mogłoby być tylko dygresją, ale
warto o tym pamiętać, więc i warto to sobie podkreślić,
do czego nie zmuszamy, ani nawet nie namawiamy zbytnio,
żeby niczyich światopoglądowych uczuć nie urażać,
poza uczuciami tych, którzy uważają na mocy swego
światopoglądu, że jest zupełnie inaczej, zdajemy sobie
bowiem sprawę z tego, że nigdy wszystkim się nie dogodzi,
tym bardziej, że każdy człowiek ma jakiś swiatopogląd,
czyli w coś wierzy, a nie mają go tylko ci, którzy
są tego jakoś tam z przyczyn medycznych pozbawieni,
ale w to nie wnikamy, bo są to przypadki przykre i
własciwie niewiele wnoszą do sprawy, a mowa jest przecież
o osobach będacych przy w miarę zdrowych zmysłach
(to znaczy przynajmniej trochę), tacy bowiem sprawują
urzędy, płacą podatki, chodzą do szkół i tak dalej,
dalej i dalej, aż szkoda o tym mówić, choć można tylko
zaznaczyć, że są i tacy, którzy powyższych rzeczy
nie wykonują bo na przykład są one niezgodne z ich
niejednym światopoglądem (gdzie kucharek sześć, tam
sześć światopoglądów),
ale wracając do tematu - dlaczego mielibyśmy mieć
coś lub nie mieć nic a nic wspólnego z tymi kręgami,
co to przemycają, bo uważają, że powiny, choć to nie
jest dobre dla reszty, to nie wiemy, to znaczy domyślamy
się, że są to nasi bracia, a skoro tak, to znaczy,
że mamy z nimi wiele wspólnego, a wręcz więcej niż
się wydaje, bo w sumie to nie ich zwalczamy, jeśli
w ogole kogokolwiek zwalczamy (lepiej byłoby chyba
powiedzieć co innego), walczymy bowiem nie z bratem
- nawet jeśli oszalał - lecz z tym pierwiastkiem na
wyżynach, który szaleństwo powoduje, a jeśli bracia
nie wierzą, być może trzeba za nich oddać zycie, żeby
uwierzyli, bo przecież "nie ma większej miłości niż
ta, gdy się oddaje życie za przyjaciół swoich"?