poprzednia strona spis treści następna strona
- 21 -

mnich Miodek

Jak mnich z mnichem

Kiedy mnich Miodek był na pustyni, po prostu się zgubił. Nie wiedział nawet gdzie jest jaki kierunek, i to nie tylko dlatego, że myliła mu się północ z południem, ale w pewnym momencie doszedł do tego, że nie wiedział już, gdzie jest lewo, a gdzie prawo i sprawiedliwość. Normalnie był taki głodny i tak mu się chciało pić, że dostał omamów być może, choć już sam nie był tego pewien, czy to są omamy, czy tylko mu się wydaje. Jak wiadomo wydawać się może wszystko lub prawie wszystko. Nawet to, co się filozofom nie śniło. Choć tu zaznaczyć trzeba, że czasem filozofom wydaje się też to, co nie do pomyślenia jest dla naukowca. A że nie wszystko, co się wydaje, jest nieprawdziwe, to też prawda znana, choć może niekoniecznie znana powszechnie. Ale weźmy takie pieniądze. Wydają się być prawdziwe, a wydajemy je i wydajemy... przelatują przez palce, jakby piaskiem były, a nie tym, czym się nam jawią.
Ten właśnie piasek przelatywał bratu Miodkowi przez palce, gdy chciał się go napić, bo zdawało mu się, że to pierwszy z brzegu trunek. A dookoła latał piesek. Przelatywał Miodkowi przed oczami, aż mu się w głowie kręciło. Mnich poczuł się w końcu tak zdezorientowany, bo już nie wiedział co jest co i czemu trunek tak zgrzyta mu między zębami, że zadał sobie podstawowe pytanie: "w jaki sposób na spostrzeżeniach oparta jest wiedza empiryczna, jako świadomość koniecznych związków między zjawiskami?"
Nie wiem czy to był przełom. Może nastąpił on kiedy indziej, prawdopodobnie, po długiej modlitwie, w której nasz zakonnik trwał i trwał. Dość rzec, że kiedy pytanie to sobie w końcu postawił, był już tak zmęczony, że nie da się tego opisać słowami, jeśli oczywiście cokolwiek się da. Ściemniało się, jak zwykle o tej porze, i wtedy na horyzoncie pojawił się współbrat Felek, który gonił jakąś tam karawanę z wannami, kawą, herbatą, zbożem, trzciną, i turystami. Nie dogonił jej na szczęście, dzięki czemu odnalazł swego współbrata, dla którego, jako się rzekło, sam był współbratem, tyle że nie Miodkiem, jak brat, a nie współbrat Miodka, Miodek, który miał z nim wspólną matkę i wiele różnych wspomnień z dzieciństwa.
Gdy się współmnisi spotkali, wzięło im się na pogaduchy, jak to w takich przypadkach. Gdy się ludzie spotykają, to gadają, aż zapominają o całym Bożym świecie czasem, choć wiadomo przecież, że nawet w rozmowie ów Boży pierwiastek mogą odnaleźć, więc może to niesprawiedliwe mówić, że zapominają o Bożym świecie, skoro na Bożym pierwiastku się właśnie koncentrują, jak kabel przysłowiowy koncentryczny. A okazało się, że mnich Miodek miał kawałek takiego kabla w kieszeni. Nie wiadomo po co.
Pogadali jak mnich z mnichem, po czym wrócili do klasztoru. Gadali nawet w drodze. A potem, jak kładli się spać w swych celach, jeszcze sobie sms-y puszczali, bo ciągle coś im się przypominało, co warto było dodać do współdyskusji.

opowieść Johna Brossmana
na nasze przełożył błędny mnich wędrowny



poprzednia strona spis treści następna strona