mnich Miodek
Jak mnich z mnichem
Kiedy mnich Miodek był na pustyni, po prostu się
zgubił. Nie wiedział nawet gdzie jest jaki kierunek,
i to nie tylko dlatego, że myliła mu się północ z południem,
ale w pewnym momencie doszedł do tego, że nie wiedział
już, gdzie jest lewo, a gdzie prawo i sprawiedliwość.
Normalnie był taki głodny i tak mu się chciało pić,
że dostał omamów być może, choć już sam nie był tego
pewien, czy to są omamy, czy tylko mu się wydaje.
Jak wiadomo wydawać się może wszystko lub prawie wszystko.
Nawet to, co się filozofom nie śniło. Choć tu zaznaczyć
trzeba, że czasem filozofom wydaje się też to, co
nie do pomyślenia jest dla naukowca. A że nie wszystko,
co się wydaje, jest nieprawdziwe, to też prawda znana,
choć może niekoniecznie znana powszechnie. Ale weźmy
takie pieniądze. Wydają się być prawdziwe, a wydajemy
je i wydajemy... przelatują przez palce, jakby piaskiem
były, a nie tym, czym się nam jawią.
Ten właśnie piasek przelatywał bratu Miodkowi przez palce, gdy chciał się go napić, bo zdawało mu się, że to pierwszy z brzegu trunek. A dookoła latał piesek. Przelatywał Miodkowi przed oczami, aż mu się w głowie kręciło. Mnich poczuł się w końcu tak zdezorientowany, bo już nie wiedział co jest co i czemu trunek tak zgrzyta mu między zębami, że zadał sobie podstawowe pytanie: "w jaki sposób na spostrzeżeniach oparta jest wiedza empiryczna, jako świadomość koniecznych związków między zjawiskami?"
Nie wiem czy to był przełom. Może nastąpił on kiedy
indziej, prawdopodobnie, po długiej modlitwie, w której
nasz zakonnik trwał i trwał. Dość rzec, że kiedy pytanie
to sobie w końcu postawił, był już tak zmęczony, że
nie da się tego opisać słowami, jeśli oczywiście cokolwiek
się da. Ściemniało się, jak zwykle o tej porze, i
wtedy na horyzoncie pojawił się współbrat Felek, który
gonił jakąś tam karawanę z wannami, kawą, herbatą,
zbożem, trzciną, i turystami. Nie dogonił jej na szczęście,
dzięki czemu odnalazł swego współbrata, dla którego,
jako się rzekło, sam był współbratem, tyle że nie
Miodkiem, jak brat, a nie współbrat Miodka, Miodek,
który miał z nim wspólną matkę i wiele różnych wspomnień
z dzieciństwa.
Gdy się współmnisi spotkali, wzięło im się na pogaduchy, jak to w takich
przypadkach. Gdy się ludzie spotykają, to gadają,
aż zapominają o całym Bożym świecie czasem, choć wiadomo
przecież, że nawet w rozmowie ów Boży pierwiastek
mogą odnaleźć, więc może to niesprawiedliwe mówić,
że zapominają o Bożym świecie, skoro na Bożym pierwiastku
się właśnie koncentrują, jak kabel przysłowiowy koncentryczny.
A okazało się, że mnich Miodek miał kawałek takiego
kabla w kieszeni. Nie wiadomo po co.
Pogadali jak mnich z mnichem, po czym wrócili do
klasztoru. Gadali nawet w drodze. A potem, jak
kładli się spać w swych celach, jeszcze sobie sms-y
puszczali, bo ciągle coś im się przypominało, co warto
było dodać do współdyskusji.
opowieść Johna Brossmana na nasze przełożył błędny mnich wędrowny
|