poprzednia strona spis treści następna strona
- 34 -

Calac

O miłości wieczorną porą
czyli o tym jak Polanco zdobywa się na refleksję

Drogi czytelniku!
Oto po raz kolejny narażony zostałeś na spotkanie z niesfornymi bohaterami zamieszkującymi moją skołataną głowę. Po raz kolejny należy Ci się także wyjaśnienie. Otóż, jak już kiedyś wspomniałem, postaci Calaca i Polanco nie są wytworem mojej wyobraźni - narodzili się oni w genialnym umyśle Przeogromnego Kronopia Drugiego (Pierwszym Przeogromnym Kronopiem był Louis Armstrong), Julio Cortázara. Ja tylko przygarnąłem tych potłuczonych argentyńskich Tatarów po śmierci ich wielkiego ojca, oddając im do dyspozycji własną wyobraźnię. W związku z tym, wszystkie opisy poczynań owych uroczych starszych panów, które firmuję własnym nazwiskiem, są już wytworem mojej imaginacji. Zresztą, oryginalnych tekstów z moimi pomylić się nie da - gdybym choć w dziesiątej części pisał tak wspaniale jak Wielki Julio, to zaprawdę mógłbym uważać się za szczęśliwca. Ale i do tego mi daleko... Co do Väinämöinena, to ten parszywy kocur, zupełnie nie zasługujący na swoje szlachetne imię, wylągł się wśród odpadków, już gdzieś na tyłach mojego umysłu. Wstyd mi za niego.
Również i ten drobny tekścik został odnaleziony przypadkiem - dojrzewał sobie niczym ser, wśród sterty papierów i nikomu niepotrzebnych akcesoriów zalegających na moim biurku. Teraz, po tym przydługim wstępie, mogę wreszcie zaprosić do lektury. Z poważaniem.

Autor

Ale miłość, takie słowo...
JULIO CORTÁZAR, Gra w klasy

- Miłość jest jak dżem - powiedział Polanco z ustami pełnymi jajecznicy na mleku, którą pochłaniał łapczywie, spoczywając w fotelu niczym biskup Moguncji na swoim (za przeproszeniem) stolcu.
- Co masz na myśli? - zapytał chrapliwym głosem Väinämöinen, kot Polanca, błysnąwszy przy tym swoim złotym zębem.
- Nie wiem, chyba nic nie mam na myśli - odparł Argentyńczyk beznamiętnie wpatrując się w bezkształtny, bladożółty fragment kolacji, który spadł mu na spodnie. - Po prostu tak mi się powiedziało. A zresztą chyba lepiej oświadczyć, że miłość jest jak dżem i zamknąć jadakę, niż przez cały wieczór pieprzyć głupoty o tym, jak wielkim, wspaniałym i Bóg wie jakim jeszcze uczuciem jest miłość. Nie sądzisz?
- No - potwierdził krótko Väinämöinen mrużąc ślepia z rozkoszy płynącej z faktu, że właśnie w tej chwili mógł bezkarnie oddawać mocz na stopę Calaca, który zasnął przytulony do 249 strony "Małego Słownika Wyrazów Niemożliwych".
Kocur skwitował swój haniebny uczynek cichym miauknięciem, ruszył wzdłuż materaca, na którym leżał Calac, i przysiadł tuż koło głowy śpiącego.
- Po jaką cholerę on czyta te bzdety? - wymruczał Väinämöinen zaglądając w stronę 250, która wystawała spod zmiętej twarzy Calaca.
- Nie mam pojęcia - odparł niewyraźnie Polanco, siorbiąc gorącą herbatę (mate już dawno się skończyła). - Pewnie wariat.
- Pewnie tak - rzucił głucho kot ruszając w kierunku kończącej swój elektryczny żywot, rzeżącej farelki. - A na dodatek, znowu nie umył zębów...

J. M. Calac



poprzednia strona spis treści następna strona