poprzednia strona spis treści następna strona
- -

GeRhArD

Lagerszpracha - część 1

"Wokół nas siedzą Grecy, ruszają łapczywie żuchwami, jak wielkie, nieludzkie owady, żrą łakomie zbutwiałe grudy chleba. Są zaaferowani, nie wiedzą, co będą robić. Niepokoją ich belki i szyny. Nie lubią dźwigania.
- Was wir arbeiten?
- Niks. Transport kommen, alles krematorium, compris?
- Alles Verstanten - odpowiadają w krematoryjnym esperanto." 1


"Ty kryplowaty panikmacherze! Jak cię przefasuję na krecowaty blok, to żaden kamerad ci nie pomoże. Zdechniesz tam". Wydawać by się mogło, że takiego zdania nie da się utworzyć posługując się polszczyzną. Współczesne słowniki są bezradne, jeżeli próbujemy odszukać tam takie słowa, jak "kryplowaty" czy "panikmacher". Istnieje jednak słownik, dzięki któremu dowiemy się, iż zdanie to oznacza: "Ty stary (zgrzybiały) plotkarzu! Jak cię przeniosę na blok zakażony świerzbem, to już ci żaden niemiecki kolega nie pomoże". Takim językiem posługiwali się więźniowie hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Przez cztery i pół roku zamknięcia za drutami kolczastymi i oddzielenia od normalnego społeczeństwa wytworzyli oni własne "krematoryjne esperanto", język, który był charakterystyczny tylko dla ich środowiska, który swoimi pojęciami obejmował ich odrębny i odizolowany świat. Żargon obozowy miał na to zjawisko swoją własną nazwę: lagerszpracha.
W pracy tej chciałbym się zastanowić, jakie przyczyny złożyły się na to, iż więźniowie obozu stworzyli swój własny język, komu był on potrzebny i dlaczego był on używany. Spróbuję także pokazać podstawowe reguły, na których opierały się konstrukcje językowe "lagerszprachy".

1. Język obozowy

Aby zagłębić się w zagadnienie jezyka obozowoego, potrzebna jest znajomość kilku podstawowych faktów na temat hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Oczywiste jest to, że w stworzonych przez hitlerowskie Niemcy obozach oficjalnym językiem był niemiecki. Wszystkie polecenia były przez załogę wydawane wyłącznie w tym języku, a więźniowie do swoich przełożonych musieli się zwracać również po niemiecku.
Do wybuchu drugiej wojny światowej w obozach koncentracyjnych przetrzymywano niemal wyłącznie Niemców, więc używanie tego języka nie było dla więźniów problemem. Taki regulaminowy obowiązek zaczął być olbrzymim utrapieniem dopiero w czasie wojny, kiedy hitlerowcy zaczęli zakładać obozy w krajach okupowanych. Wówczas dla więźniów nie posługujących się niemieckim, przetrwanie w obozie było bardzo trudne. Jednym z czynników, który decydował o przeżyciu, była szybkość reakcji - na polecenia przełożonych oraz na ostrzeżenia innych więźniów. Nie rozumiejąc okrzyków, rozkazów czy wyzwisk wypowiadanych przez oprawców z SS czy też niemieckich współwięźniów, więzień narażał się na bicie lub karę. Podobny efekt mogło mieć używanie ojczystego języka w obecności esesmanów. Niemcy w obozach mieli swoistą manię i, zwłaszcza w ostatnim okresie wojny, wszędzie poszukiwali spisku, dlatego też kiedy w pobliżu usłyszeli obcy język, którego najczęściej nie rozumieli, reagowali niezwykle brutalnie. Jak widać, znajomość niemieckiego była w życiu więźnia niezbędna. Są jednak przyczyny, dla których Polacy nie zadawali sobie trudu nauki języka w obozie.
Obóz koncentracyjny w Oświęcimiu (zwany dalej KL Auschwitz2), który założono w kwietniu 1940 roku, był do października roku następnego przeznaczony wyłącznie dla więźniów narodowości polskiej. Tutaj właśnie rozpoczyna się historia języka obozowego. Oczywistym faktem jest, że większość z nowo przybyłych ni znała języka niemieckiego. Na samym początku do obozu przybywali głównie ludzie młodzi, którzy nie mieli okazji zetknąć się z mową naszego zachodniego sąsiada3. Właśnie za brak znajomości języka można było dostać pierwsze bicie. Jeżeli rejestracją zajmowali się Niemcy, pytania Polakom zadawano oczywiście po niemiecku, bez pomocy tłumacza. Brutalny rejestrujący mógł wykorzystać tę sytuację do znęcania się nad więźniem. Można powiedzieć, iż w obozie Polacy zostali zmuszeni do przebycia bardzo szybkiego kursu niemieckiego, jednak nie takiego, jakiego nauczyliby się ze szkolnych podręczników. Język, którego używało SS oraz więźniowie funkcyjni4, miał być wyłącznie kolejnym czynnikiem upokarzającym i "odczłowieczającym" polskich więźniów politycznych.

"Przy byle okazji padały przezwiska, a do łagodniejszych należały: Ach, do Drecksack, do alter Mist! Du Mostbiene! Du Mistwiech! (kojarzone z gnojem, z odchodami, ty gnoju bydlęcy!), Du Blöde Kuh! Du alte Sau! (ty głupia krowo! Stara świnio) [...] Wyzywanie, poganianie, niewinne wrzaski. Więzień, nawet nie znający niemieckiego, czuł, że jest straszliwie obrażany. Dziwny mu się wydawał ten język Schillera i Goethego."5

Podstawowe komendy wtłaczane były do głów za pomocą pałek, pięści i potwornego wrzasku, który towarzyszył więźniom od momentu przekroczenia bramy obozowej. Język, którym mówiono do więźniów, miał ich przekonać, że nie są już ludźmi. Hitlerowcy traktowali ich i zwracali się do nich jak do bezmyślnych istot, "podludzi". W ich mniemaniu zatem najlepszym językiem, którym można się było do nich zwracać, był poniżający i wulgarny dialekt. Normalne rozmowy z niemieckimi więźniami funkcyjnymi zdarzały się niezwykle rzadko. Większość z nich swoją aktywność przejawiała jedynie w ciągłym poganianiu podwładnych. Jedynie czterech z trzydziesto funkcyjnych przywiezionych do obozu 20 maja 1940 roku zapisało się w pamięci więźniów jako ci, którzy pomagali współwięźniom. "Ludzkie" kontakty z oficerami SS były przywilejem niezwykle nielicznej grupy więźniów, którzy zresztą mówili o takich spotkaniach: "potraktował mnie po ludzku". W obozowym pośpiechu dla większości häftlingów (z niem. więzień) normalna rozmowa była czymś nierzeczywistym. Ważniejsze były rzeczy bardziej przyziemne, takie jak gorąca miska zupy, odrobina snu, unikanie uderzeń podczas pracy itp. Aktywność intelektualna była w obozie spychana na bardzo odległy plan. Niemcy, jak tylko mogli, ograniczali możliwość kontaktowania się więźniów. Tak właśnie według hitlerowców miała się odbywać intelektualna destrukcja narodów - aktywność umysłową należało zabić poprzez warunki życia, brutalne traktowanie, zabijanie międzyludzkich kontaktów i wyzwalanie instynktów, które uniemożliwiały racjonalne myślenie. Więźniowie przypominać mieli zaszczute i zastraszone istoty, całkowicie poddane woli swoich panów, "nadludzi".
Oczywiste w tym momencie jest to, że w obozie nie było miejsca na polsko-niemiecką integrację. Polacy trzymali się razem i nie mieli ochoty na prywatne kontakty ze swoimi oprawcami. Niemcy, których w KL Auschwitz nie było wielu6, raczej trzymali się razem, nie próbując nawiązywać kontaktów z więźniami innych narodowości.
Można łatwo wysnuć wniosek, że dla większości polskich więźniów język niemiecki kojarzył się nienajlepiej. Życie obozowe bardzo szybko powodowało u więźniów polskich wstręt do nauki chociażby podstaw tego języka. To, iż służył on do znęcania się nad więźniami, powodowało u wielu uraz psychiczny. Kilka lat po wojnie psycholodzy rozpoczęli badania nad syndromem poobozowym (KZ-syndrom). W ankietach, które wypełniali więźniowie, możemy przeczytać:

"Słysząc mowę niemiecką - wyznaje Józefa Stefaniszyn - jestem podniecona i zdenerwowana, przypomina mi się lagier, widzę obrazki, jak esesmani bili współwięźniarki, mówiąc i wrzeszcząc po niemiecku, szczególnie przy pracy dużo było takich, które nie rozumiały tej mowy. Wtedy bili i tłukli po głowie, kopali dotąd, aż zrozumiała, gdy jej któraś podpowiedziała po polsku: to, a to rób! Wtedy przestawali."7

W tym jednym opisie, wybranym z wielu podobnych, doskonale widać, jak hitlerowcy uczyli języka. łatwo można zrozumieć, skąd brała się niechęć do niemieckiej mowy. Ta niechęć do oficjalnego języka obozu jest pierwszą z kilku przyczyn powstania gwary obozowej. Będąc więźniami, Polacy musieli, chcąc nie chcąc, włączyć do swojego słownika wiele nazw niemieckich z prostej przyczyny - były one potrzebne do przeżycia. O tym, jakie są to słowa, zajmę się w dalszej części pracy. W tej chwili istotne jest to, że więźniowie nazwy te spolszczali. Poprzez włączenie ich do polskiego systemu gramatycznego starali się je w pewien sposób "uczłowieczyć", zedrzeć z nich znienawidzoną niemieckość, której nie mogli uniknąć. Te zapożyczenia z języka niemieckiego to największa część lagerszprachy.
Jednak język obozowy to nie tylko nazewnictwo niemieckie. Jak napisałem wcześniej, do października 1941 roku obóz był przeznaczony dla więźniów narodowości polskiej. Jednak po ataku Niemiec na Związek Radziecki do KL Auschwitz zaczęto przysyłać radzieckich jeńców wojennych8. Byli to pierwsi "zagraniczni" więźniowie obozu. Ale tak naprawdę o międzynarodowości obozu zadecydowała akcja masowej zagłady Żydów europejskich. W 1943 roku do obozu zaczęły przychodzić transporty z większości krajów europejskich: Francji, Belgii, Włoch, Jugosławii, Grecji, Czech i Słowacji, Holandii. Do Oświęcimia trafiło nawet 690 Żydów z Norwegii. Łącznie do KL Auschwitz deportowano minimum 1,1 miliona Żydów9. System wymyślony przez hitlerowców zakładał korzystanie z konfliktów narodowościowych w celu wzmocnienia dyscypliny wśród więźniów. Dlatego też narodowości w blokach były wymieszane lub też funkcyjni bloku polskiego byli innej narodowości itp. Dochodzimy tutaj do najważniejszego czynnika tworzącego lagerszprachę. Więźniowie z różnych krajów musieli się jakoś komunikować. Bardzo rzadko było to możliwe na tej samej płaszczyźnie językowej. Szczególne problemy pojawiły się, kiedy do obozu przybyły liczne transporty Greków i Włochów. Dlatego też różne języki zaczęły wlewać się do jednego wielkiego kotła, w którym powstało owe "krematoryjne esperanto", prosty język, dzięki któremu mogli porozumiewać się więźniowie. Oczywiście w większości używali oni przyswojonych wyrazów niemieckich lub też ich spolszczonych odpowiedników używanych przez polskich więźniów. Polacy stanowili obozową elitę, mieszkającą w tym miejscu od początku i znacznie lepiej dawali sobie radę niż więźniowie przybyli później. Ważną w tym rolę odegrał fakt, iż jako niearyjczycy, nie byli nigdy kierowani bezpośrednio do komór gazowych. Ale w gwarze obozowej pojawiły się wpływy wielu języków, takich jak: francuskiego (np.: komsi-komsa, compris, camerade, parle-franse-balanse), rosyjskiego (np. bladź, kartoszki, Ruski, swołocz), czeskiego (np. baliczek, plyn) greckiego (np. klepsi-klepsi, extra-prima-Saloniki)10. Na język obozowy miały również wpływ różnego rodzaju gwary lokalne.
Podsumowując, można powiedzieć, że lagerszpracha powstała z dwóch przenikających się czynników: wyrażania obozowych warunków życia i sposobu myślenia oraz namiastki międzynarodowego języka "uwzględniającego najważniejsze, elementarne sprawy łączące ludzi w pasiakach niezależnie od ich różnych języków ojczystych" .11


Przypisy:

1 - Tadeusz Borowski: "Wspomnienia, wiersze, opowiadania". PIW 1981, s. 147
2 - KL - (z niem.) Koncentrazionslager - obóz koncentracyjny
3 - Do obozu kierowano ludzi z więzień zatrzymanych m.in. przy próbie przekraczania granicy w celu dostania się do armii/div>
4 - Więźniowie odpowiedzialni za utrzymanie porządku w obozie i w miejscu pracy, najczęściej niemieccy przestępcy kryminalni, którzy do współwięźniów odnosili się z wyjątkową brutalnością.
5 - Jan Masłowski "Oświęcim - cmentarz świata" Wydawnictwo "Książka i Wiedza" Warszawa 1995. s. 11-12
6 - Liczba więźniów narodowości niemieckiej wahała się od 2 do 5 procent ("KL Auschwitz 1940-1945 - Węzłowe zagadnienia z dziejów historii obozu" Wydawnictwo Państwowego Muzeum Oświęcim-Brzezinka 1995, t.2 s. 27)
7 - Z. Jagoda, S. Kłodziński, J. Masłowski "Więźniowie Oświęcimia" Wydawnictwo Literackie 1984, s. 186-187
8 - W okresie od października 1941 do marca 1942 przywieziono ich około 12 tysięcy.
9 - "Auschwitz 1940 - 1945", t.3, s.18
10 - komsi-komsa (fr. comme si, comme sa) - może być, compris - zrozumiano, camerade - towarzyszu, parle-france-balance - popularne powiedzonko bez znaczenia, bladź - prostytutka, kartoszki - ziemniaki , Ruski - Rosjanin, słowocz - hołota, baliczek - paczka, plyn - gaz, klepsi-klepsi - kraść, extra-prima-Saloniki - powiedzonko używane przez Żydów greckich (źródło: Z. Jagoda, S. Kłodziński, J. Masłowski: "Więźniowie Oświęcimia". Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981, s. 83)
11 - Danuta Wesołowska "Lagerszpracha - słowa z piekła rodem" Impuls, Kraków 1996, s. 26

GeRhArD
gerhard@w.pl



poprzednia strona spis treści następna strona