Cigarette smoke phantom - Something Like Elvis
Post_post records, 2002
1.foam
2.morning in melbourne
3.space trip
4.song for alexandra
5.mastershot
6.existantional limerick
7.cardiac
8.electric eye
9.phantom
10.rolling tape
11.someday, somewhere
Zaraz po zakupie płyty nie mogłem się długo od "...phantomu" uwolnić, choć muzyka bardzo się różni od tego, do czego SLE przyzwyczaili na porzednich wydawnictwach (Perlsonal vertigo, Shape). Jakimś echem dawnego brzmienia jest masterhot i tytułowy phantom, czyli kompozycje wyraźnie motoryczne i z tym charakterystycznym sprzężeniem gitarowym. Ale inne utwory na krążku pomieszczone są tak urokliwe, transowe, wysmakowae, że trudno robić zespołowi zarzut z wyraźnego złagodzenia, jeśli jest to złagodzenie w takim stylu utrzymane. Są przecież ważniejsze od jednorodności stylowej obszary manifestowania artystycznej konsekwencji, a pod tym względem SLE są przykładem wielce budującym. Cała ich działalność jest jednym z tych pocieszających wydarzeń nadwiślańskiej współczesności, które dwodzą możliwości odradzania się dobrej jakościowo muzyki na marginesach oficjalnie panującej popkultury, w rejonach pomijanych i pogardzanych. Nie zamierzam tu wywarzać dawno już otwartych drzwi i przypominać o krzywdzących stereotypach na temat tzw. muzyki rozrywkowej w anachronicznej opozycji do koturnowej muzyki poważnej. Sam styl, forma podawcza czy też specyfika społecznego odbioru nie są oczywiście same w sobie gwarancją artystycznego górowania nad dokonaniami z innego podwórka, realizującymi inne wzorce rzetelności i piękna, kierowanymi do innej publiczności. Reszta jest sprawą subiektywnych preferencji i gustów, z którymi trudno się dyskutuje, ale przecież można. Warto zastosować się wreszcie do poprawnego politycznie i "ekumenicznie" postulatu, iżby dzielić muzykę na dobrą i złą.
Muzyka Something Like Elvis jest dobra, dobrze skomponowana i wykonana. Kto nie ma drewnianych uszu powinien przynajmniej docenić precyzję i swobodę w kształtowaniu materii dźwiękowej, nawet jeśli nie przemawia doń stylistyka. Tę ostatnią zresztą trudno jakoś bez reszty ująć w plątające się obok formułki, krytyczno-muzyczne "szufladki", które w tym przypadku więcej zaciemniają niż rozjaśniają, więc nie będę ich nawet wymieniał. Powtarzane są już gdzieniegdzie do znudzenia tezy o muzyce na światowym poziomie tworzonej przez facetów z prowincjonalnego Szubina (kujawsko-pomorskie), ale wciąż ma się wrażenie, że w kraju Something Like Elvis są ciągle za mało słuchani, a efekt tego taki, że ostatnio rzadko jest okazja zobaczyć ich koncert w Polsce, gdyż w poszukiwaniu słuchaczy i jakichkolwiek pieniędzy wyruszają za granicę, bo tu naprawdę mało miejsca jest pomiędzy Wiśniewskim i Gawlińskim, pomiędzy Kazikiem a Cool Kids itp.
Płyta Cigarette smoke phantom posiada wiele cech, które posiadać powinny płyty genialne. Każda piosenka jest jakby odrębną opowieścią, samodzielnym muzycznym światem, a jednocześnie wszystkie razem tworzą strukturę przemyślną i stylistycznie spójną. Np. song for alexandra to utwór cichy, stonowany, hipnotyczny, a jednocześnie posiadający w sobie ten niepokojący dramatyzm, który ujawni się wybuchowo w "piosence" następnej, aby rozmazać się w dogasających echach początkowej złości. Wszystkie teksty śpiewane są w języku angielskim, którym wokalista włada swobodnie, nie ma tu irytującego przeciągania refrenów i banału czającego się w pretensjonalnych wynurzeniach, co tak częste u naszych śpiewaków silących się na anglojęzyczne wykonania.
Na koniec o instrumentarium. Oprócz oczywistych gitar i perkusji pojawia się tu i ówdzie akordeon, będący już znajomą ozdobą tej muzyki, a także instumenty klawiszowe, dodające eterycznej przestrzeni tej wysmakowanej płycie. Dość już tego mojego pisania. Bardzo, bardzo zachęcam do słuchania. Satysfakcja prawie gwarantowana.
K.Fiołek
|