Strona naszego Pisma
  str.

opowiadania
poprzednia strona spis trePci następna strona

Ptak (cz. 1) - Lukassous

Usiadł ptak na krawędzi otchłani. Kilka dni wcześniej ruszył w dal, aż w końcu napotkał tę nieoczekiwaną przeszkodę. Nie widać było drugiej strony przepaści, a więc nie wiadomo było czy doleci się tam przed skonaniem w locie z utraty sił. Ptak uważał, iż jest to najgorsza śmierć dla jakiegokolwiek z latających zwierząt. Niespodziewana śmierć w locie. Siedział więc Ptak w milczeniu, rozmyślając, czy warto podejmować ryzyko, czy nie. Prawdę mówiąc nie obierał sobie nasz bohater konkretnego celu podróży, ale zawracać z obranego kierunku drogi, to jakoś tak jakby okłamać własnego siebie. Z drugiej zaś strony puścić się w otchłań nieznaną, zamgloną i straszną by umrzeć haniebną śmiercią, będąc zapomnianym na zawsze? Zawrócenie z drogi i powrót do rzeczy, od których odwróciło się z premedytacją z myślą stanowczego niepowracania do nich, też rzuca ciemne światło na podróżnika. Jest jeszcze inna możliwość, można pójść wzdłuż krawędzi otchłani, popełniając tym samym kompromis z rzeczywistością. Ale czy przypadkiem nie fałszywy? Czy nie było by to odwrócenie się do rzeczywistości plecami? Czy nie było by to posunięcie pokazujące bierność uczestniczenia w decyzjach podejmowanych przed wykonaniem kolejnego kroku w głąb tajemniczej łuny napotykanych wydarzeń?
Z drugiej strony jednak, posunięcie to może być najwłaściwszym ze wszystkich pozostałych. Bo, czy nie można potraktować tego jako przyjęcie losu takiego jakim jest, okazując skruchę przed niezrozumiałym ogromem rzeczywistości!? Czy posunięcie to jest więc buntem przeciw napotkanej rzeczywistości, czy też przyjęciem jej taką jaka jest i zaakceptowanie jej poprzez brak jakiejkolwiek działalności w kierunku jej zmienienia lub zagięcia.
Jest jeszcze wątpliwość innego rodzaju. Ptak bowiem zostawił swój zły świat w poszukiwaniu lepszego, jego zdaniem. Ale czy robiąc to postąpił dobrze? Jeżeli tak było to powrót jest jak najbardziej haniebnym rozwiązaniem. Jeżeli jednak Ptak ubzdurał sobie coś zupełnie bezpodstawnie i zachował się zupełnie nieodpowiedzialnie, posunięcie to można by traktować lub raczej interpretować jako zrozumienie swego błędu i próba jego naprawienia, podejmując przy tym ryzyko nie odnalezienia pozostawionego miejsca zmienionego brakiem jego własnej osoby.
A więc akt odwagi.
- A może by tak zejść po urwisku na dno otchłani i pójść piechotą w stronę zamierzonego lotu. - powiedział ptak do siebie, gdyż nikogo więcej w pobliżu nie było. - Może to jest łatwiejsza droga prowadząca do celu. Zawsze można odpocząć, przystanąć w cieniu, lub schować się pod drzewem w czasie deszczu.
Teraz nasz bohater miał na prawdę ciężką decyzję do pojęcia. Droga ta może się przecież okazać o wiele dłuższą i bardziej męczącą od wszystkich pozostałych. Co zrobić?
Wtem Ptak wyczuł w pobliżu czyjąś obecność, czyjś wzrok na swoich plecach. Odwrócił się i okazało się, że miał rację, w jego kierunku szła jakaś postać. Kiedy była dostatecznie blisko, spytała:
- Witaj Ptaku, widzę, że coś cię trapi, może jak mi o ty powiesz będę mogła coś ci poradzić.
Ptak zastanawiał się przez chwilę, czy warto dzielić się z kimś swymi rozterkami, ale cóż w końcu miał do stracenia. Rzekł więc do Postaci:
- Szedłem, widzisz, w tamtym kierunku już od kilku dni, kiedy dzisiaj ujrzałem tę nielada przeszkodę. Stanąłem tutaj i zacząłem zastanawiać się nad kolejnym krokiem swojego życia. Bo, widzisz, mogę wzbić się w powietrze i podjąć ryzyko w próbie przebrnięcia tym sposobem na drugą stronę otchłani. Jednak w tym sposobie czai się śmierć. Mogę też zrobić coś zupełnie odwrotnego, czyli wrócić się. Tu jednak muszę się wykazać odwagą, polegającą na narażeniu się na możliwość zgubienia drogi, gdyż rzeczywistość zaciera nasze ślady. Jeżeli jednak się mylę, to ślady te mogą doprowadzić mnie do olśnienia i zrozumienia błędu. Mogę też spróbować ruszyć w którąś ze stron i kierować się krawędzią otchłani, jednak w tym przypadku jestem narażony na nielada sprzeczność i nie wiem czy będę w zgodzie z rzeczywistością czy nie. Jest jeszcze pomysł by zdrapać się w dół po stoku i pójść w obranym przeze mnie kierunku piechotą.
Postać słuchała przez cały czas, uważnie robiła zapewne jakieś kalkulacje i przemyślenia, gdyż obiecała przecież coś Ptakowi poradzić.
- Ptaku! Myślę, że dla ciebie najlepszym rozwiązaniem było by chyba wybrać drogę powietrzną. W końcu jakby nie patrzeć to chyba potrafisz najlepiej.
- Dobrze więc Postaci, zrobię jak mówisz.
- A więc leć za mną, wtedy na pewno nie zgubisz drogi. - Postać mówiąc to ruszyła w otchłań. Ptak niewiele myśląc uczynił to samo.
Wtedy Ptak pomyślał, że dziecinadą były jego rozmyślania na temat wyboru drogi; "Trzeba słuchać pierwszego pomysłu, podobno jest najlepszy" - powiedział do siebie pocieszająco Ptak.
Lecieli tak jakiś czas razem, Postać z przodu a Ptak za nią. W pewnym momencie jednak nasz bohater zauważył, iż odległość po między nimi bardzo powoli, ale zwiększa się. Podleciał więc trochę szybciej by dotrzymać towarzyszowi kroku. Ale kiedy tylko się zamyślił na chwilę, sytuacja się powtarzała. Czym bardziej był jednak zmęczony, tym częściej popadał w zamyślenie. W końcu nadeszła taka chwila, kiedy Postać jawiła się Ptakowi jako czarny punkt w oddali. W sytuacji tej nie było już sensu jej gonić, gdyż wciąż nie było widać drugiego brzegu a należało rozsądnie zagospodarować pozostałą energią tak by nie spaść nagle w czeluść otchłani.
Teraz kiedy Ptak uświadomił sobie dokładnie, iż jest zdany tylko i wyłącznie na siebie, równocześnie spostrzegł, że dosyć znacznie przeszkadza mu ciągły żar spadający z nieba. Ani jednej chmury oczy naszego bohatera nie miały szczęścia zobaczyć. Jednocześnie jednostajny ruch skrzydeł stawał się transowym rytmem a to z kolei wprowadzało ich właściciela w błogi stan obojętności, a co za tym idzie właściciel skrzydeł nie był paraliżowany przez czający się gdzieś w podświadomości strach przed śmiercią haniebną, co było dobre.
W sumie zupełnie niespodziewanie napadła na Ptaka pewna myśl; dlaczego Postać zostawiła go samemu sobie zupełnie tak po prostu, dlaczego oszukała go oferując swoje przewodnictwo? Czy zrobiła to naumyślnie, czy też sam lot zaoferował ją tak mocno, że wpadła w swój normalny nieco szybszy rytm zapominając równocześnie o Ptaku. A może, co jest bardziej optymistyczną możliwością, do końca podróży jest już niedaleko i Postać stwierdziła, że nasz bohater poradzi już sobie sam, więc odleciała by zająć się własnymi sprawami.
Tak czy inaczej Ptak zdał sobie sprawę, że odpowiedź na to pytanie nie dała by mu w tej chwili żadnych wymiernych korzyści i zaprzestał się tym zadręczać. Bardziej dokuczliwym był upał, który wyciskał z niego obfite ilości potu i sił. Zamglone oczy pozornie otwarte, gdyż w praktyce ich właściciel nie korzystał z ich usług, przelewając wszystkie dostępne zasoby energii w ruch skrzydłami. Oczy jego miały zareagować jedynie wtedy, gdy na horyzoncie pojawi się cokolwiek na czym można odpocząć. Ptak łapał się na tym, że co jakiś czas zapadał w bezruch bez świadomości, spadając w dół owiewał go jednak chłodny, przyjemny wiatr. Myślał wtedy, że znajduje się już gdzieś w pięknej krainie i całą swą siłę przelewał na przekrwione oczy by ją ujrzeć, i wtedy zdawał sobie sprawę, że ułamki sekund dzielą go od wiecznego pohańbienia. Automatycznie wszystkie siły ponownie były kierowane w rytmiczny ruch skrzydeł by zupełnie ociemniałym wyfrunąć na poprzednią pozycję. Kiedy jego lot stawał się bardziej wyrównany, jego zmysł wzroku także powracał do poprzedniego stanu.
Kiedy minęły już wieki tej nie mającej końca męczarni, nagle Ptak usłyszał jakiś głos, krzyk zza ściany czy coś w tym rodzaju, słuch też zaczął płatać mu figle. Ale okazało się jednak, że wrzask był prawdziwy. Biedak wykonał powolny ruch głową i ujrzał koronę drzewa, nad którą przeleciał. Ptak wykonał zwrot i poszybował w jego kierunku, okazało się, że drzewo to jest tak ogromne, iż dolna część pnia ginie gdzieś w zamglonej przestrzeni. Nasz bohater instynktownie starał się wylądować, lecz kiedy jego nogi chwyciły gałęzi, od razu odmówiły mu posłuszeństwa i Ptak runął w czeluść drzewa zatrzymując się w dogodnym łączeniu gałęzi. Przed zamknięciem oczu Ptak zobaczył jeszcze ciemny odcień, ołowiowy wręcz fragment nieba, to musiał być nadchodzący deszcz, orzeźwiająca woda. W tej chwili powieki Ptaka połączyły się w jedną całość.
Po chwili na chmurze podszybowała inna postać, ona to wołała Ptaka myśląc, iż ratuje mu życie. Inna Postać szturchnęła go lekko patykiem, za co otrzymała następującą odpowiedź:
- Widziałem chmurę deszczową. - I na tym koniec. Dalsze szturchnięcia Innej Postaci nie dały już żadnego rezultatu, więc pomyślała sobie, że Ptak umarł. "Czemu wypowiedział takie dziwne zdanie na koniec swojego życia" pomyślała Inna Postać. Inna Postać nie była najinteligentniejszym tworem z istniejących, nie mieściła się nawet w przeciętnej, więc próba rozwiązania tej zagadki doprowadziła Inną Postać w niezmienionej pozycji aż do samej nocy.
Noc także objawiła się bez towarzystwa ani jednej chmury, więc rolę słońca przejął księżyc.
Na czoło Ptaka spadła kropla skondensowanej rosy, budząc go, powoli otwierając zmęczone powieki i ukazując przekrwione, wyczerpane ale szczęśliwe oczy. Ujrzały one od razu Inną Postać wyraźnie zamyśloną, siedzącą na obłoku.
- Witaj Inna Postaci.
- O rany, ty żyjesz! Jakie to szczęście, kamień spadł mi z serca. Nie mogłem w żaden sposób rozwiązać pewnej skomplikowanej zagadki a teraz to już nie muszę. Hurra! Hurra!- wykrzyknęła Inna Postać.
Ptak nie rozumiał tej wypowiedzi więc nie zajmował sobie nią głowy, otworzył jedynie dziób i złożył go do kształtu pierwszej sylaby jakiegoś pytania, jednak nie było mu dane skończyć. Inna Postać unosząc się lekko na swym obłoku, uśmiechając się szeroko z przymrużonymi oczami uderzył w te słowa:
- Czuję się jakbym leciał na chmurze!
- Przecież to robisz. - zauważył Ptak.
- Taak. - odparła powoli Inna Postać, nie przestając się uśmiechać.
- Nie wiesz może Inna Postaci jak daleko mam lecieć... - Ptak urwał i rozpoczął na nowo - Nie wiesz może Inna Postaci w którą stronę mam się udać by dotrzeć na drugą stronę otchłani?
- Nie wiem stary.
- Ale...
- Nie wiem stary, która strona jest druga.
- A nie wiesz w takim razie jak daleko jest do tej bliższej strony.
- Nie wiem stary.
- Bo wiesz, mam mały kłopot...
- Ja nie mam stary.
Ptak dopiero teraz zwrócił uwagę na księżyc i zgadnijcie co ujrzał, srebrzysty, sarkastycznie uśmiechający się rogal, uśmiechający się tak samo sarkastycznie jak Inna Postać. Ptak postanowił złapać się ostatniej deski ratunku:
- Nie wiecie może choć, czy droga którą podążyłem jest dobra?
- Nie wiemy stary - odpowiedzieli.

Lukassous



poprzednia strona spis trePci następna strona