Strona naszego Pisma
nr 9 (czerwiec 2001)Podziemne Pismo Cyniczne Tajniak przy Tajniak S.A. str.

opowiadania
poprzednia strona spis treści następna strona

Zapach wiosny

Śnieg stopniał już niemal zupełnie. Słońce coraz dłużej zostaje na niebie, coraz dłużej dotrzymuje wszystkim towarzystwa. Zima była długa i bardzo uciążliwa, wszystkim dała się we znaki; i ludziom i zwierzętom. Ptaki siedziały skulone na gałęziach nagich drzew, przytulone jeden do drugiego, napuszone, na gołych, zmarzniętych, pokrytych cienką skórką łapkach. Łebki wtulały jak najmocniej w małe, puchate ciałka, żeby nie tracić potrzebnego do życia ciepła. Teraz wreszcie mogą rozprostować skrzydełka i rozejrzeć się za jakimś małym, przytulnym gniazdkiem.
Temperatura wyraźnie wzrosła, wiatr nie jest już taki przejmujący, znikł mróz. Spod ziemi zaczęły wychylać swe główki pierwsze pierwiosnki i szafrany. Trochę nieśmiało, jakby chciały sprawdzić, czy już można i czy to odpowiednia pora. Długo spały w oczekiwaniu na ten dzień, kiedy to spojrzą w oczy słabych jeszcze, ale ciepłych promieni wiosennego słońca. Niedługo po nich w ogródkach pojawią się tulipany. Dostojnie i szybko zakolorują trawniki na różnobarwne kolory wiosny, na czerwienie i żółcie, na fiolety, purpurę i czerń. Kolejne źdźbła traw robią się coraz bardziej soczyste, coraz bardziej zielone, wyższe i wyższe, coraz bardziej uśmiechnięte... Jeszcze kilka tygodni, a spod ziemi wychylą się stokrotki, niepozorne i małe, prosto z baśni Andersena, żeby każdy słowik miał swój mały kwiatek...
Ptaki już od kilku dni donoszą o tym, że tegoroczna zima odeszła w zapomnienie, że żaden z nich nie będzie już więcej marzł, że wokół jest mnóstwo nasion i innego pożywienia, że woda nie jest wreszcie zamarznięta. Śpiewają wesoło, śmieją się, ścigają, bawią w berka. W lesie nie słychać niczego poza ich radosnymi, pełnymi szczęścia głosikami.
Drzewa nie są już takie gołe i smutne. Uginają się pod ciężarem grubych, pełnych pączków, z których w zadziwiającym tempie rozwijają się listki. Młodziutkie, mocno zielone, z delikatnym meszkiem, jeszcze zwinięte w drobne ruloniki.
Nieopodal, na łące - dwie wierzby. Też wyczuły wiosnę; na każdej gałązce siedzą siwe, kosmate kociątka. Mocno trzymają się swoich brązowych, cienkich gałązek. Czekają sobie na dalsze niespodzianki wiosny, która zawitała już wszędzie: do lasu, na łąkę, do miasta, na wieś, na pola i na osiedla...
Ja też mam w domu wiosnę. Siedzę sobie teraz, piszę te słowa, a obok mnie, w wysokim, szklanym wazonie stoi mnóstwo kocich gałęzi. Bazie... Pachną oszałamiająco. Zupełnie tak samo, jak pachnie miłość... Jak pachnie każda wiosna, także ta w sercu...

2 marca 2001
Marta Bilewicz, lat 14
martabil@friko2.onet.pl



poprzednia strona spis treści następna strona