Strona naszego Pisma
nr 9 (czerwiec 2001)Podziemne Pismo Cyniczne Tajniak przy Tajniak S.A. str.

opowiadania
poprzednia strona spis treści następna strona

Zimowy pejzaż

Gdyby można było sobie zażyczyć jakiejś pogody, jakiegoś wybranego krajobrazu za oknem, najczęściej wybierałabym grudniowy. I mam ku temu ważny powód. Wcale nie chodzi o święta, ani o nastrój, choć każdy wie przecież, że nastrój Gwiazdki potrafi udzielić się każdemu człowiekowi. W tym temacie niewiele jest chyba wyjątków i ja do nich z pewnością nie należę, jednak nie chodzi mi o świąteczny nastrój. Kiedy myślę o zimie, o tym, co przynosi, o mrozach i śniegu, o chłodzie i bałwankach ustawianych przez dzieci i dorosłych na każdym wolnym trawniku przysypanym białym puchem, przychodzą mi do głowy setki myśli, czasem zupełnie oderwanych od rzeczywistości, takich wyjątkowo skrytych, o których nikomu nie mówię. Moich myśli, całkowicie prywatnych...
Grudzień. Późny wieczór. Za oknem ciemno, ale wyjątkowo pięknie. Z nieba prószy śnieg, bez opamiętania, taki drobny i suchy, który zawsze skrzypi pod stopami, kiedy jest mróz. Wiatru prawie nie ma, więc leci z nieba powoli i leniwie, zupełnie jak tysiące białych, leciutkich motyli, zgrabnych i delikatnych, tańczących w powietrzu. On też tak tańczy, każdy płateczek osobno, wdzięcznie, lekko, chwilami dostojnie, unosi się, potem opada, aż w końcu osiada na wszystkich gałęziach nagich jeszcze do niedawna drzew, na dachach domów, na śpiącej trawie, na kocich wąsach i psich łapach, na czapkach, na krzewach, na wszystkim, co po drodze napotka. W końcu krajobraz wygląda jak zupełnie nie z tej planety, świat nabiera lekkości i romantyzmu, a do człowieka przychodzi w takich chwilach melancholia lub radość. Dwa odmienne od siebie uczucia, ale kiedy za oknem jest tak niesłychanie pięknie, coś się dzieje w duszy takiego, że nie można przestać przypominać sobie smutków. Wystarczy wyjść na spotkanie tego piękna, poczuć chłód płatków na twarzy i delikatne szczypnięcie mrozu, żeby zrozumieć, że taki krajobraz zdarza się bardzo rzadko i być może dlatego odczuwa się smutek; piękno jest niezwykle ulotne, znika tak szybko, że nie pozwala się sobie przyjrzeć. To dlatego robi się smutno, dlatego przychodzi do człowieka melancholia, dlatego przypominają się nagle rzeczy, które zasmucają, które powodują, że serce bije odrobinę wolniej, a dusza zaczyna podróżować w wyobraźni do miejsc i zjawisk, do których nie jest w stanie dotrzeć na co dzień. Kiedy się tak stoi na pustej, przysypanej śniegiem polanie, pod ciemnym niebem usianym milionami gwiazd i patrzy się na drzewa w romantycznych, baśniowych futerkach utkanych z niesłychanej ilości białych kryształków, a wokół panuje cisza tak niezwykła, że słychać jest jedynie bicie własnego serca, nabiera się ochoty na coś nierealnego, chce się unieść w górę, poszybować gdzieś daleko, spojrzeć na Ziemię z góry, dotknąć nieba... Wszystko wydaje się takie ulotne, takie płoche, zupełnie jak sarna stojąca pod ośnieżonym świerkiem, jak wiewiórka, którą zaledwie dostrzegliśmy, a już zniknęła gdzieś na drzewie, zostawiając po sobie rozbujane gałązki...
Tak już jest, że kiedy człowieka otuli cisza, taka zimowa, zupełnie jak na Syberii, kiedy pada śnieg, taka wiotka i zamglona, czuje się, że wszystko wokół nagle zasnęło, wszystkie dźwięki ucichły, wszystko, co żyje zapadło w zimowy, głęboki sen. Na polanie jesteś tylko Ty. Wokół Ciebie wirują gwiazdki, nad Tobą także gwiazdy, ale odległe i migoczące, bardziej srebrzyste niż kiedykolwiek, bo mroźne powietrze odbija każde światło jak kryształ. I każdy dźwięk. Dźwięki w mroźny wieczór też brzmią o wiele czyściej, jakbyś stłukł kryształową karafkę. I kiedy tak otacza Cię kryształowy krajobraz, wszystko takie niezwykle delikatne i nieuchwytne, nie masz ochoty zrobić czegoś wyjątkowego? Bo ja tak. Mam wtedy ochotę uciec w ten nowy, tajemniczy świat pełen szklanej ciszy i uroku tak, by uczucie towarzyszące temu wieczorowi pozostało w mojej pamięci na zawsze, żeby można było do niego wracać tyle razy, ile się chce... Bo bardzo często jest tak, że w środku lata brakuje mi takiego nastroju, takiej atmosfery, jaką stwarza buzujący w kominku ogień - atmosfery ciepła. Tak właśnie wtedy jest, pomimo mrozu i śniegu, człowiek nie odczuwa zimna, ogrzewa go ciepło jego własnego serca, przepełnionego tym niezwykłym i magnetycznym klimatem, którego nie czuje się nigdy więcej, jedynie wtedy, gdy za oknem zima maluje swoje wymarzone pejzaże. Zawsze potrafi wyczarować coś cudownie romantycznego.
Atmosfera, piękno, cisza... Lubię ten krajobraz z wielu powodów, ale jeden z nich szczególnie mi się podoba. Kiedy za oknem panuje noc, rozświetlana białym, prószącym śniegiem i pełnymi uroku, przysypanymi gałązkami drzew i krzewów, bardzo łatwo jest się zakochać. Taką szaloną, romantyczną miłością, tak samo piękną i niecodzienną jak oglądany właśnie pejzaż. Wtedy wszystko odczuwa się trochę inaczej; cieplej, spontaniczniej. Wierz mi na słowo, ja to po prostu wiem...

21 listopada 2000 r
Marta Bilewicz, lat 14
martabil@friko2.onet.pl



poprzednia strona spis treści następna strona