Strona naszego Pisma
nr 8 (maj 2001)Podziemne Pismo Cyniczne Tajniak przy Tajniak S.A. str.

opowiadania i dramat
poprzednia strona spis treści następna strona

Powiew jesiennego wiatru

- Co to było? - Chłopak zerknął na starszego od siebie mężczyznę.
- Wiatr - odparł tamten zdumiony. - Nigdy nie poczułeś powiewu wiatru?
- Wiele razy - przyznał chłopak - ale ten był inny.
- To znaczy jaki?
- Inny - powtórzył. - Przejmujący.
Starszy uśmiechnął się z pobłażaniem.
- Jest koniec października.
- Co to znaczy?
- Zbliża się zima. Niedługo nadejdzie mróz i spadnie śnieg. Wiatr po prostu nas o tym informuje.
Młodszy zastanawiał się nad czymś przez chwilę.
- Czy widziałeś kiedyś śnieg?
- Osobiście nigdy, ale wiele słyszałem.
- Od kogo?
- Ptaszki wyćwierkały - zaśmiał się Starszy. - Nie słyszałeś? Bez przerwy ćwierkają.
- Ciągle tylko żartujesz - Młodszy zdawał się być nieco urażony - a ja tak bardzo chciałbym poznać odpowiedzi.
- Jesteś zbyt ciekaw świata - ziewnął ze znudzeniem Starszy. - Czasem lepiej jest o nic nie pytać.
- Niewiedza jest straszna.
- Prawda może się okazać straszniejsza.
- Dlaczego tak mówisz?
- Bo znam życie.
- Uważasz, że żyjemy jedynie w oczekiwaniu na śmierć? Ależ to absolutnie nielogiczne!
- Nikt nie powiedział, że życie kieruje się logiką.
- Nie rozumiem - szepnął Młodszy. - Wyjaśnij mi więc, po co się rodzimy. Po co przychodzimy na świat, skoro jedynym celem, do którego zdążamy, jest śmierć?
- Naszym celem wcale nie jest śmierć - zaprzeczył Starszy. - Po prostu każdy kiedyś odejdzie. Czas, jaki nam ofiarowano, powinniśmy wykorzystać jak najlepiej.
- Jak?
- Tak, żebyś w chwili ostatecznej nie mógł powiedzieć, że czegokolwiek żałujesz, że czegoś nie powiedziałeś, nie zrobiłeś, że nie podzieliłeś się swoją wiedzą z kimś drugim. Zazwyczaj bardziej żałujemy tego, czego nie zrobiliśmy, niż tego, co zrobiliśmy. Mamy niewiele czasu.
- To co mam robić?
- Co tylko możesz, by godnie i pięknie się zestarzeć.
- Tak, jak ty to robisz?
Starszy zaśmiał się cicho.
- Na przykład - odpowiedział.
- Jesteś jeszcze młody.
- W tym wieku już dawno przestałem być młodzikiem.
- Przeżyłeś swoje życie tak, jak chciałeś?
- Tak, myślę, że tak.
- I jesteś gotów na śmierć?
- Na śmierć mało kto jest gotów, mój chłopcze.
- A ty jesteś?
- Nie boję się jej.
Młodszy zamilkł na chwilę, po czym nieco ściszonym głosem zapytał:
- Co się z nami dzieje po... No wiesz, potem...
- Potem? - Starszy zrobił krótką pauzę. - Spójrz tam - wskazał krzew róży, teraz ogołocony, brązowy i smutny.
- Co mi pokazujesz?
- Pamiętasz, jak wyglądał wiosną?
- Miał pączki i był zielony. Czy on umarł?
- Nie, tylko śpi. Odrodzi się na wiosnę i znowu będzie zielony.
- Czy z nami będzie tak samo? Umrzemy, zapadając w sen i odrodzimy się na nowo? Piękni i młodzi jak krzew dzikiej róży na wiosnę?
- Nie wiem. Tego chyba nikt z nas nie wie.
- Więc mamy żyć nie wiedząc, co nas czeka?
- Tak jest ciekawiej. Zresztą nie mamy innego wyboru.
- Nie wiem...
Młodszy zamyślił się teraz, bo w duszy ukazał mu się krzak róży, zielony i obsypany różowymi, mocno pachnącymi kwiatami. Czy on też odrodzi się na wiosnę? A jeśli nie, to co się z nim stanie? I jak to jest, umrzeć? Czy to boli? Czy świadomość się zachowa? Czy będzie wiedział, co go spotkało? A jeśli tak, to czy to będzie miłe uczucie, czy takie, którego lepiej nie pamiętać?
- O czym teraz myślisz? - Starszy spojrzał uważnie na swego towarzysza.
- O tym, co powiedziałeś. Niepokojące jest to, że nic nie wiem o tym, co mnie czeka w przyszłości. Przez to rodzi się strach.
- Boisz się?
- A ty nie? Naprawdę nie boisz się śmierci?
- Nigdy nie myślałem o strachu, nie myślałem o śmierci jako tym aspekcie życia, którego należy się bać. Nie chcę bać się czegoś, o czym nic nie wiem. Będzie, co ma być. Nie zmienię faktu istnienia wiecznego snu i nic nie poradzę na to, że życie jest takie kruche. Może nawet powinienem odczuwać jakąś obawę, ale...
- Spójrz! - zawołał nagle Młodszy. - Z nieba lecą białe okruszki! Czy to właśnie jest śnieg?
- Chyba tak - przyznał Starszy. - Zima pewnie przyszła trochę wcześniej niż zazwyczaj. Zobacz, krzew róży... - Starszy nie dokończył zdania.
Wiatr, który się nagle zerwał, zakołysał gałęzią i kilka liści oderwało się od konarów i poleciało w dół. Starszy liść także...
- Tak wygląda śmierć... - szepnął Młodszy, patrząc jak jego starszy towarzysz ląduje na dywanie z liści, który teraz coraz szybciej znikał pod płatkami pierwszego w tym roku śniegu.
- I co teraz? - zapytał Młodszy sam siebie. - Zostałem sam na gałęzi, nie mam nawet do kogo się odezwać...
Rozejrzał się wokół, ale rzeczywiście był sam. Wokół wirowały płatki śniegu, drzewa powoli przyoblekały się w białe, chłodne wdzianka. Wrony ucichły. Przez chwilę wokół panowała martwa cisza. Kiedy wiatr powiał ponownie, na ziemię zleciały liście z sąsiednich drzew.
Młodszy trzymał się gałęzi bardzo mocno, tak mocno, jak tylko potrafił, ale nieuchronność śmierci dopadła w końcu i jego. Poszybował lekko w dół, zatańczył z wiatrem, pomyślał, że po raz pierwszy w swym krótkim życiu opuścił swoją gałąź, swój dom, i po chwili, z gracją opadł na miękki dywanik białego puchu, pod którym w wiecznej ciszy i spokoju spała już reszta jego braci.

22-27 grudnia 2000
Marta Bilewicz
martabil@friko2.onet.pl



poprzednia strona spis treści następna strona