Strona naszego Pisma
nr 8 (maj 2001)Podziemne Pismo Cyniczne Tajniak przy Tajniak S.A. str.

opowiadania i dramat
poprzednia strona spis treści następna strona

trzy opowiadania Olorina

Niewinna zabawa

Pokój nie był duży, oświetlała go jedna lampka i włączony telewizor. Kobieta bawiła dziecko, machała mu przed głową zabawką. Starą, drewnianą zabawką, ale skutecznie przyciągającą uwagę słodkiego maleństwa. Obok, na stole leżał mały, zabawkowy pistolecik, widocznie pozostawiony przez inne, już trochę starsze dziecko. Kobieta sięgnęła po pilot, by przerzucić na inny kanał. Odwróciła wzrok od dziecka. Jeden szybki ruch ręki i pistolecik znalazł się w ręce. Drugi, równie szybki i był naładowany. Nastąpił trzeci, a po nim już tylko ciało upadło na podłogę. Zmasakrowana głowa, a raczej jej część, poturlała się pod stolik z lampką. Zaległa cisza. Przerażająca, przedłużająca się cisza. Pistolecik znalazł się z powrotem na stole, a odkładająca go ręka przesunęła się nad piszczałkę. Dziecku pozostało bawić się samemu.

Olorin



Ostatni chwile

Życie zaczyna się po czterdziestce. Przekonał się o tym mężczyzna biegnący właśnie po łące pełnej kwiatów. Wcześniej nie miał na takie sprawy czasu. Ciężko pracował, aż do teraz. W końcu się dorobił, może zażyć trochę odpoczynku pośród natury. Jego bezgraniczna radość zharmonizowała się z zielenią traw. Mimo tego, że szalał po całej łące był spokojny. Napawał się zapachem kwiatów, widokiem ptaków i błękitnego nieba. Postanowił szybko pobiec do największego drzewa jakie widział. Prawie u samego celu zakuło go serce. Źle się poczuł. Zaczynał słabnąć. Trawy, kwiaty i drzewa zaczynały się rozmywać, tracić swoje piękno. Serce odmówiło posłuszeństwa. Umarł. Nacieszył się życiem.

Olorin



Upadły anioł

Mały, zielony ptaszek szybował po niebie, jak po pięknym ogrodzie. Zachwycał się każdym obłokiem, jak krzewem róż, powiewem wiatru, jak miękką trawą pod stopami. Czuł. Wir lotu był oszałamiający. Skrzydła kochały "podniebnego wirtuoza" więc oddawały mu siebie całe. A on brał, bo potrzebował. Kiedy kolejny raz skrzydła straciły siły, lotnik musiał dać im odpocząć. Przysiadł spokojnie na kamieniu, zawiedziony, że nie może frunąć. Przeszedł kawałek i nie mógł się zatrzymać. Dostrzegł piękno kroku. A więc kroczył. Zapomniał o skrzydłach, myślał o nogach. Kroczył i biegał. Skrzydła zauważyły, że zapomniano o nich, że są odepchnięte. Odfrunęły. Dopiero wtedy ptaszek zrozumiał. Uronił jedną dużą łzę. Nawet nie miał im jak pomachać. A one frunęły.

Olorin



poprzednia strona spis treści następna strona