Strona naszego Pisma
nr 8 (maj 2001)Podziemne Pismo Cyniczne Tajniak przy Tajniak S.A. str.

opowiadania i dramat
poprzednia strona spis treści następna strona

Telenowela

Wstęp

Wszystko zaczęło się dnia pięknego siódmego miesiąca zimowego lutego roku nowego dwutysięcznego pierwszego, z dokładnością co do czasu było to trzy tysiące sześćset sekund od kiedy słońce miało najwyższe położenie w swojej pozornej wędrówce.
Na alternatywnym kanale trwały dyskusje, z których żadnych konstruktywnych wniosków wyciągać nie było wolno, bo nie było jak gdzie i kiedy. A zresztą jest to jedna z ważniejszych zasad tegoż kanału, że dla postronnych dysputy te są bezsensowne a jednak dla nas, którzy jesteśmy ich twórcami im bardziej skomplikowane tym bardziej pasjonujące i mniej zrozumiałe.
Na całe nieszczęście autorka tego co właśnie powstaje wypowiedziała takie o to zdanie: "Tellico Ty chyba nie dbasz o siebie - głodny, spragniony i jeszcze Inią pomiatasz". W. wym. Tellico zareagował natychmiastowym zakrztuszeniem a Inia zdecydowanie poparła działania mające na celu uświadomienie niezorientowanego Tellica w jego czynach. A czyny jego nikczemne ponieważ na jaw wyszło, że nie posiada pewnego naturalnego wyposażenia (którego nazwa Inii nie przeszła przez gardło a przeszło przekleństwo ) i że zdradził Jjoan a sam oczywiście zaprzeczył (w końcu to facet). Nie oczerniajmy tylko Tellica, bo się zrobi czarny jak murzyn i go nie poznamy. Ponadto dowiedzieliśmy się w tamtych godzinach, że Krolick ma malucha (fiata) z wąskimi parapetami, na których nie mieści się jego wąska część dolnych pleców. I na tym oczernianie się zakończy ponieważ więcej osób na kanale wtedy nie było a przecież nie będę tutaj wyciągać na wierzch ciemnych faktów zaistniałych we współpracy z płcią żeńską i zwierzętami (żyrafka dobre dziecko prawie oddała się do adopcji co jest raczej świadectwem pokory i potulności).
I wtedy właśnie w zaplątanych zwojach mózgowych bełkotopisarki XXI wieku narodził się pomysł stforzenia epopei kanałowej mającej być epokowym wydarzeniem w historii Irca czyli alternatywnej telenoweli.
Kolejnym czynnikiem mającym wpływ na genezą (co to za wyraz?) i ogólne kształtowanie się skromnego projektu scenariuszopodobnego były wydarzenia wieczoru dziewiętnastego marca roku tego samego a dokładniej rozmowa z szamanem nieoczernianym, pracującym w pocie czoła podczas burzy, na szczycie wielkiej góry. Szaman Falarek stwierdził wtedy (a nie wiedział jakie będą następstwa tych zwierzeń więc wypowiadał się swobodnie), że wieczorami ma zmęczone oczy a do tego chce mu się spać i mu się zamykają więc widzi jeszcze gorzej. Żyrafka ruszyła tajemną machiną umieszczoną gdzieś w głęboko w podświadomości zwaną potocznie wyobraźnią i wywołała obraz Falarka z przymkniętymi oczami, a było to trudne ponieważ nie widziała go nawet z oczami otwartymi. Nie był to jak spodziewał się Szaman obraz statyczny ale drgał bez końca. Od biednej autorki zażądano fabuły a jedynie pioruny i dzwonek telefonu nie były wystarczające dla naczelnego tajniaka (który uznał je za tło a nie fabułę co jest teorią niepodważalną). Tak więc w umyśle żyrafki zradzały się coraz to nowe pomysły...następnego dnia postanowiła, że to wszystko powinno z niej wreszcie wypłynąć przez palce i klawisze klawiatury, stosy kabelków i złączy...

ABSURDALNIE ALTERNATYWNA TELENOWELA KANAŁU #PL+8

(w skrócie 2ATKPL8 - prawdziwa nazwa kanału została zmodyfikowana po prośbie)
odcinek pierwszy pod tytułem
"Artykuł 60,5, paragraf 468, kodeksu karnego z roku 2010 czyli kruczek na gadającą lodówkę"

Tego wieczora Falarek jak zwykle ciężko pracował przed komputerem (tylko wtajemniczeni wiedzą, że opracowywał kolejny numer Tajniaka). Tego wieczora jak zwykle skazany był na samego siebie ponieważ Bojkot gdzieś pobiegł. Tego wieczora jak zwykle miał zmęczone oczy a do tego chciało mu się spać i mu się zamykały więc widział jeszcze gorzej. Wytężał swój wzrok usiłując przeczytać kolejne materiały bełkotopodobne dostarczane mu w zastraszających ilościach przez pewnego zwierza. Tego wieczora jak nigdy zadzwonił telefon. Szaman z trudem wstał z nadłamanego krzesła i rozpoczął poszukiwania dzwoniącego urządzenia, a było to o tyle trudne, że w pomieszczeniu, w którym się znajdował panował mówiąc delikatnie artystyczny nieład a ponieważ był on (Falarek nie nieład) artystą w pełnym tego słowa znaczeniu jeśli nie większym i wszechstronniejszym to sytuacja w tym pomieszczeniu nie mieściła się w żadnych granicach - ani państw ani estetycznych. Kiedy odnalazł wreszcie pod prześcieradłem nowoczesny telefon na korbkę i podniósł słuchawkę a do mikrofonu zakrzyknął grzecznie "czego?", po zagraconych kątach echem rozległ się uparcie brzęczący dzwonek do drzwi. Naczelny pozornie do mikrofonu a pozornie do drzwi mruknął "moment" i rozglądnął się za miejscem gdzie można postawić pozostałą część aparatu telefonicznego.
Najbliższym, ale niekoniecznie najbardziej odpowiednim miejscem okazała się lodówka burcząca (ale nie z głodu) w rogu, ale kompletnie pusta w środku, więc nie przejmując się możliwością przesiąknięcia cebulowym zapachem postawił w środku wynalazek Bella. Aha no i oczywiście zapomniałam dodać, że tego wieczora w mieście a może nawet powiecie albo województwie panowała przerażająca burza z grzmotami i piorunami (więc może to ona była powodem ucieczki Bojkota?). Udając pośpiech ale w obawie, że za drzwiami stoi pazerny na wszystko komornik, Szaman ostrożnie zbliżył się do drzwi i spojrzał w okienko wizjera. I było to podstawowym błędem ponieważ nic nie zobaczył, ponadto jakieś siły nieczyste z góry albo dołu postanowiły surowo ukarać go za zwłokę (nie ludzką, a w otworzeniu drzwi) i wysłały na ziemię piorun. "To już koniec" ta myśl przemknęła mu przez głowę jak spadająca gwiazda i zaraz zgasła, ponieważ nie wypadało tak długo kazać czekać komuś po drugiej stronie deski, nawet jeżeli był to prymitywny urzędnik. Na wszelki wypadek Falarek zgasił światło i teraz kompletnie już nic nie widział. Otworzył drzwi i gestem hiszpańskiego hrabiego zaprosił do środka nowoprzybyłą osobę (pomimo, że jej nie widział, ale w dzieciństwie uczono go, że należy być uprzejmym w każdej sytuacji). Gość odwzajemnił się zapaleniem światła co niesamowicie ulżyło oczom naczelnego. Zamknął drzwi i nagle usłyszał, że lodówka mówi. Od kilku minut przestały go dziwić przypadkowe zbiegi okoliczności, ale w dalszym ciągu zadziwiali go naukowcy konstruujący takie lodówki, które przemawiają w wybranych fragmentach życia. I ledwo zakończył rozmyślania nad tym problemem kiedy przyszła, albo raczej wróciła do niego pewna myśl i stuknął się w swój łebek. Ostatnio miewał właśnie takie dziury w pamięci i jakoś nikt nie zgłaszał się do ich zaszycia i było to co najmniej niezrozumiałe. Nadmiar wrażeń był tak wielki, że zupełnie zapomniał o swoim telefonie. Skierował się w stronę lodówki i wyciągając z niej zmrożone kawałki metalu zakrzyknął do jednego z nich: "bardzo mi przykro ale rozmowa z abonentem nie może być dokończona ponieważ wyładowania atmosferyczno-elektryczne stanowią zagrożenie dla życia innych użytkowników", miał szczerą nadzieję, że udało mu się dobrze zagrać rolę trajkoczącej katarynki najdroższej tp s.a. Przez te czarne dziury dopiero teraz przypomniał sobie o przybyszu. Zdecydował się poczęstować go czymś do picia i wyjął z szafki kwas węglowy a na przerażony wzrok (tak mu się wydawało, że był przerażony chociaż dokładnie nie widział wyrazu twarzy tamtej osoby) odpowiedział "spokojnie, to tylko woda mineralna, ma rekomendacje większości ważniaków w rządzie, nie zawiera konserwantów ani sztucznych barwników, a ujęcie, z którego pochodzi znajduje się na rogu tej ulicy". Gość wydawał się w miarę uspokojony i z kieszeni wyciągnął pomięta kartkę z napisem "Przerwa reklamowa". Z drugiej kieszeni z trudem wydobył szpilkę i z dumą w głosie ogłosił "Oto najmniejszy telefon świata", czym wyraźnie speszył Falarka, niepewnego czy ta dłuższa część telefonu to antenka. Koniec przerwy reklamowej. Zmieszany do głębi naczelny zwrócił się z uprzejmym pytaniem do przybysza, ponieważ w dalszym ciągu nie wiedział kim on jest i jaki ma cel w przybyciu. Odpowiedź na zapytanie była dla Falarka bardziej zaskakująca niż cały dzień. A brzmiała tak: "No bo widzisz eee na dole jest taka tabliczka, że tu przyjmuje lekarz medycyny, że medycyny to może nawet eee nie takie dziwne no bo czego lekarz jak nie medycyny? Lekarz dusz? Lekarz umysłów? Nie jest to eee przekonujące dla mnie a tym bardziej nie byłoby dla innych pacjentów. Bo ja mam taki eee problem eee wieczorem mam zawsze zmęczone oczy a jeszcze chce mi się spać i mi się zamykają więc widzę jeszcze gorzej a wieczorami eee przychodzą mi zawsze najlepsze pomysły żeby cos napisać. I wczoraj stało się coś eee naprawdę okropnego. To była burza większa niż ta dzisiejsza eee albo może innego rodzaju, bo to była burza pomysłów. Leżę sobie a tu nagle bum buum bum buuuum , taki deszcz, grad, eee śnieżyca, meteory, sto tysięcy koncepcji na minutę! Normalnie to się aż w łebie eee nie mieści. A jak już powiedziałam wieczorem słabo widzę i nie mogę zapisać, a jak nie zapiszę to zapominam eee. Ranek a ja mam eee pustkę w głowie. Nic, amnezja. I co ja mam robić? Może mi coś przepiszesz lekarzu medycyny? Jakiś filtr? Filtr pomysłowy? Przecież jesteś wynalazcą, bo słyszę, że tu masz mówiącą lodówkę więc taki filtr na pomysły to chyba drobnostka?"
Szaman długo przyglądał się siedzącej naprzeciwko niego dziewczynie. Miał nieodparte wrażenie, że widział ją gdzieś w jakimś korytarzu. A poza tym wiedział kim ona jest w przeciwieństwie do niej, bo ona najwyraźniej go nie rozpoznała. Kiedy uznał, że za chwilę może nastąpić szczyt zniecierpliwienia odezwał się formułując taką wypowiedź: "Droga żyrafko. Tabliczka głosząca, że przyjmuje tu lekarz medycyny jest już nieaktualna, ponieważ jak widzisz pomieszczenie to zamieszkuję teraz ja. Co prawda pozostało jeszcze kilka przedmiotów charakterystycznych dla stylu gabinetu lekarskiego jak twarda kozetka, szafa akt pacjentów, które w wolnych chwilach przeglądam, jakieś lekarstwa o dziwnych nazwach i opatrunki, a nawet gdzieś tutaj widziałem stetoskop. Tak więc nie jestem lekarzem ale Szamanem Falarkiem, rycerzem płonącego totemu, dzikusem wschodu i cynikiem południa. Tak się składa, że ja też mam wieczorne problemy ze wzrokiem i sam sobie z tym nie radzę dlatego w tej kwestii nie potrafię Ci pomóc. Ale jako Twój szef, redaktor naczelny podziemnego pisma Tajniak myślę, że to dobry znak ta nadzwyczajna ilość pomysłów. Wkrótce ukaże się kolejny numer naszego pretensjonalnego pisma - najwyższy czas wziąć się do pracy. A tak prywatnie to na amnezję zalecałbym raczej terapię wstrząsową".
Falarek miał nadzieję, że dobrze wywiązał się z zadania jakie wyznaczył mu los i nie będzie tego wieczora więcej telefonów, piorunów, mówiących lodówek i tym podobnych spektakularnych wybryków natury.
Na to żyrafka, która jest również autorką tego tekstu odparła: "A to się nawet dobrze składa, że to Ty, nieograniczony organicznie drogi mój redaktorze naczelny Szamanie Falarku, ponieważ czuję, że nadchodzi kolejna burza pomysłów, którą - jak sądzę - powinniśmy właściwie wykorzystać. Dlatego proponuję zasiąść przy największym wynalazku XX wieku (o ile masz tutaj dwa krzesła) i pisać bez początku i bez końca, w formach przeróżnych i zwyczajnych cuda i teksty o wszystkim i niczym do naszego alternatywnego pisma".
Co się mogło wydarzyć później a co się nigdy nie zdarzy niech każdy sam sobie dopowie. Jest to telenowela nieprzeciętna, która nie trzyma się zasad i ram, uczy szerokiego myślenia a zarazem bawi brakiem zakończenia.

Żyrafka

Przypisek: Nie jest to jakaś tam telenowela importowana z Brazylii. To jak najbardziej NASZA telenowela.



poprzednia strona spis treści następna strona