Strona naszego Pisma
grudzień 2000
Podziemne Pismo Tajniak przy Tajniak SA
str.

opowiadania
poprzednia strona spis treści następna strona
Tajne
część pierwsza


I
Trochę historii

Jak zapewne wszyscy, albo większość z nas wie, pewni ludzie a w szczególności twórcy literatury fantastyczno - naukowej i czasem tzw. "Fantasy" dawno już opracowali i opisali tzw. Światy Równoległe, czyli istniejące jednocześnie z naszą rzeczywistością szarą nierzadko i taką sobie, mające wspólny początek osadzony gdzieś na osi upływającego czasu, czyli krótko mówiąc - w pewnej chwili powstaje sobie świat, w którym nagle coś dzieje się inaczej niż w tym "starym" co pociąga za sobą całą reakcję łańcuchową innych różnych już od swojego pierwowzoru wydarzeń . O mechanizm powstawania tego zjawiska pytajcie fantastów, bo ja po prostu wiem tylko że gdzieś życie potoczyło się innymi torami i jest lepsze (albo gorsze). Cała historia dzieje się właśnie w takim, w pewnym sensie "wirtualnym" świecie i zadziwia swoją innością, choć dla "nas" z tamtej strony dziwne jest wszystko to, co się dzieje teraz tutaj...
Zaczęło się to jeszcze w czasach, o których wielu z nas słyszało tylko od rodziców że takie były, albo wie z telewizji, gdzie "na marginesie" relacji z jednego z krajów sąsiednich ktoś pokazując, czy omawiając tamtejszą sytuację wspomni czasem jeszcze o naszym kraju w latach '80 , że też taki był i były kolejki, pusto w sklepach, hiperinflacja zjadała oszczędności a milicja i tajne służby biły i internowały lub zmuszały do współpracy za "inne" poglądy. Cóż, o takiej przeszłości miło i szybko się zapomina. Wtedy to ruchy opozycyjne nękane i śledzone szukały wytchnienia i pomocy na plebaniach u katolickich księży, których działania jak wiadomo w duchu popierał nasz rodak - Papież i prawie cały Watykan. W pewnej chwili, nie wiadomo dokładnie gdzie, około roku '85 coś pękło, i stało się tak, że księża dotąd rzadko z wiadomych względów otwarcie przejawiający wolnościowe dążenia przejęli powoli działania w swoje ręce. Doskonale wyszkolili kunszt konspiracji i zarządzania podziemiem, dołożyli pół roku nauki w seminarium - na "praktyce" w Watykanie musiał być każdy z nich. W rzeczywistości wracali stamtąd znakomicie przygotowani opozycjoniści, specjaliści od zarządzania państwem i biegli w kontaktach zagranicznych politolodzy w sutannach. Jak można przewidzieć - w roku '89 doszło do przejęcia władzy przez opozycję. Zapoczątkowały to obrady "Brązowego Stołu" ,(u nas był "Okrągły...") nazwanego tak z racji swojego koloru i wystroju wnętrz, w których odbyły się te druzgocące wielu prominentów negocjacje. Od tamtego czasu zmieniło się prawie wszystko, relatywnie i w stosunku świat - powłoka równoległa. Niestety do wersji "elektronicznej" nie dochowały się wszystkie pieczołowicie zbierane materiały, część z nich uległa zniszczeniu podczas powodzi '97 roku, część zaginęła, tak więc zawarta w przekazanych mi do konwersji zapiskach są spore luki czasowe jak i brakuje wielu opisów ważnych wydarzeń. Mam jednak nadzieję, że z waszą pomocą wspólnie odtworzymy tą niesamowitą, jedyną w swoim rodzaju relację.


II
Tajne materiały operacyjne Urzędu Ochrony Pożycia Po Bożemu.

Skopiowano dla celów wewnętrzno - operacyjnych z komputera przenośnego pozostawionego w miejskim szalecie przez zbiegłego poszukiwanego Listem Duszpasterskim Gończym znak kat1230/05/2000 z dnia 01-05-2000 oskarżonego o znieważanie Wartości Chrześcijańskich i szerzenie wypaczających chrześcijańską młodzież tez o ogólnodostępności technik przedmałżeńskiego pożycia intymnego i informacji o skutecznej antykoncepcji jako środku pożycie to ułatwiającym. Dozwolone od stopnia proboszcza w wzwyż. Niestety poszukiwany udał się w nieznanym kierunku uchodząc poprzez okienko wentylacyjne szaletu osaczony na muszli przez Gwardię Przyboczną Jego Eminencji pozostawiając po sobie plecak z komputerem, papier toaletowy "Zewa Softis" koloru różowego metrów 0,20 jak też nieprzyjemną woń i kał koloru brązowego w muszli o nieustalonej bliżej z wiadomych powodów długości. Nadmienia się też o nieuregulowaniu przez zbiegłego opłaty za skorzystanie z klozetu w wysokości dukatów 1.50 słownie jeden dukat i pięćdziesiąt setnych, którą to uiścić należy bez wezwania przy wyjściu z toalety w okienku obsługi. Natychmiast rozesłano Listy Duszpasterskie siecią Katonetu do wszystkich terminali kościelnych na terenie Biskupstwa i Biskupstw ościennych. Powiadomiono również Ojców Kapelanów Straży Granicznej na wypadek prób ucieczki poza granicę Katolandu. Pełna treść Listu Duszpasterskiego Gończego w załączniku numer jeden. W żadnym wypadku nie należy dopuścić do przeniknięcia tych materiałów do ogólnokatolickiej sieci Cenzurkatonetu popularnie zwanym Cenzurnetem, gdyż już raz przez rażące niedopatrzenie jednej z Sióstr Informatyczek informacje te dostępne były przez dwa dni na serwerze Jego Eminencji. Może to tak jak i wtedy spowodować ogniska buntu i szukania złych i nieprawdziwych prawd na temat Katolickiego Rozwoju Rodziny i powstawania sekt głoszących jakoby jedyną słuszną ideę wolności słowa i walczących o zniesienie Naczelnej Kontroli Łoża, które generują kłamliwy obraz naszej Katolickiej Ojczyzny i godzą w Nasze najgłębsze Chrześcijańskie Wartości.


III
List Duszpasterski Gończy
Katoland, dnia 01-05-2000
Znak: kat1230/05/2000

Dotyczy : Dysydent ostatnio znany pod nazwiskiem dwojga imion Marek Maryja Pogan, profesor katedry Łóżkologii Stosowanej tajnego Uniwersytetu Ciała, działający na teranie Biskupstwa Gdańsk i biskupstw ościennych.

Wzrost 180 cm, szczupłej budowy ciała, oczy zielone, włosy ciemne przewiązane z tyłu głowy czarną frotką. Lekko odstający narząd powonienia. Zdjęcie załączone w załączniku.

Poszukiwany za dysydencką działalność na rzecz wolności słowa i swobodnego wyboru partnerki oraz propagowanie w Cenzurnecie kłamliwego obrazu rozpusty przedmałżeńskiego pożycia i ogólnego zniesienia Naczelnej Kontroli Łoża, gorący orędownik masturbacji i antykoncepcji. Nad wyraz przebiegły i cwany, od lat nieuchwytny, burzący sielankowy obraz Katolickiego społeczeństwa Katolandu. Poszukiwany żywy, w celu wymuszenia dodatkowych wyjaśnień i zdradzenia wspólników niecnego procederu dezinformacji.

Poszukiwany dopuścił się wielu godzących w W. C. przestępstw, z których wiele opisanych jest w utworzonych przez niego plikach znalezionych na dysku w laptopie znalezionym w publicznym wychodku. Po złamaniu hasła i rozszyfrowaniu przemyślnych zabezpieczeń udało się wydobyć część plików, które stanowią dodatkowe dowody obciążające poszukiwanego.

Dla pełnego zobrazowania skali problemu postanowiono upublicznić w ściśle określonym gronie kadry kierowniczej pozyskane materiały w całości, bez jakichkolwiek zmian. Z tego też powodu zwraca się szczególną uwagę na niedopuszczenie do rozpowszechniania owych materiałów poza imiennie wskazane osoby duszpasterskie. Wykazy owe sporządzą i dołączą właściwe jednostki terenowe administracji Biskupstw. Wszelkie odstępstwa od wyżej wymienionych zastrzeżeń oraz udowodnione przecieki do środków cenzurowanego przekazu a w szczególności do prasy podziemnej i Cenzurnet-u będą surowo karane do degradacji i wykluczenia z szeregów Duszpasterskich włącznie. Utworzono kopie w ilości odpowiadającej obecnym placówkom, każda posiada odrębne, ukryte cechy jednoznacznie identyfikujące pochodzenie tekstu, co w znacznym stopniu ułatwi wykazanie źródła ewentualnych przecieków.

IV
Plik pierwszy. Oryginalny tytuł brzmi "Zdjęcie Krzyża"

" Leżę ukryty w krzakach miejskiego parku w okolicach Starówki. Powoli robi się ciemno. Wokoło panuje zaduch gnijących zbutwiałych liści, po nogach pełza mi jakieś robactwo, nad głową mam rosnącą z minuty na minutę chmurkę bzyczących wściekle komarów. Leżę tak już parę godzin, od pierwszej po południu i czekam aż zrobi się ciemno, abym mógł niepostrzeżenie opuścić tą nienajlepszą kryjówkę i wreszcie pobiec do domu... Przed chwilą jakiś pijaczyna przyszedł oddać mocz pod krzaczek i prawie udało mu się nalać mi do plecaka, w którym mam komputer, w ostatniej chwili udało mi się go trochę odciągnąć. Wystraszyłbym go , ale wokoło wciąż krążą patrole pingwinów i batmanów oraz straży przybocznej Eminencji, poszukujące reszty sprawców naszej dzisiejszej akcji zdjęcia krzyża ze ściany miejskiego Magistratu. Ktoś nas wsypał, bo normalnie o tej porze wszystko co czarne leży plackiem w kościele i można robić co się chce.

Krzyż odpadł, ale złapali moich kolegów, widziałem jeszcze uciekając jak Agnieszka ratuje się ucieczką do piwnicy pobliskiego budynku wpełzając przez niewidoczne z ulicy okienko, może jej też się udało. Wysłałbym jej SMS-a, ale na pewno ze strachu wyłączyła swoją komórkę i leży drżąc w jakiejś stercie kartonów albo połamanych mebli wśród szczurów i myszy, których tak bardzo zawsze się bała... Szkoda mi jej, to przeze mnie przeobraziła się ze spokojnej, niewinnej dziewczynki w nieustraszoną wojowniczkę o prawo swobodnego seksu i wolności słowa. Poznałem ją rok temu, na jej osiemnastych urodzinach. Zabrała mnie tam Klucha - stara kumpela, której najbardziej przydał by się powszechny zakaz nadmiernego spożycia słodyczy i cukru we wszelkiej postaci. To od niej dowiedziałem się że może być inaczej, pokazała mi inny świat, sposoby omijania zabezpieczeń Cenzurnetu, dzięki niej byłem za granicą, gdzie mogłem na własne oczy zobaczyć wolność... Z racji swojej tuszy nie chodziła z nami na akcje, ale koordynowała nas podłączając się do sieci kamer zainstalowanych w całym mieście. Gdyby nie ona też nie zdążył bym uciec z dzisiejszego kotła pod Magistratem.

A wracając do Agnieszki i jej osiemnastych urodzin... zostałem wtedy u niej aż do rana, wszyscy doczekawszy końca Godzin Snu o piątej rano już wyszli i zostaliśmy sami pośród pustych butelek po alkoholach i nie dopitych drinków, potykając się o pełne niedopałków popielniczki. Była sama w domu, bo jej rodzice poszli na coroczną pielgrzymkę do Jasnej Góry i mieli wrócić dopiero za kilka dni. Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i w pewnym momencie zapytała co jest w tajemniczym pudełeczku, które dałem jej w prezencie. Nie otwierała go wcześniej bo spóźniliśmy się trochę z Kluchą i dawno już rozpakowała pozostałe prezenty i po prostu odłożyła moją paczuszkę "na później". Klucha zaserwowała jej oczywiście oprócz kwiatów i kilku płyt z zachodnim zabronionym u nas rockiem wielkie pudło ciasteczek i cukierków, które i tak później prawie w całości pożarła. Zastanawiam się co by było, gdyby jej ojciec nie był właścicielem ciastkarni i sklepu ze słodyczami...

Poprosiłem Agnieszkę aby rozpakowała prezent i po chwili trzymała małe, kolorowe pudełeczko z obcojęzycznymi napisami Condoms na wszystkich bokach. Podekscytowana zajrzała do środka, wyjęła jedną z saszetek poczym odłożywszy ją wciąż nic nie rozumiejąc sięgnęła głębiej po karteczkę z instrukcją obsługi... Rozłożyła ją i spłonęła. Wielki rumieniec spłynął jej na twarz. Ale... po co... nie dokończyła i po chwili w jej posmutniałych nagle oczach pojawiły się łzy. Na karteczce były rysunki jednoznacznie informujące o sposobie korzystania i umiejscowieniu znajdujących się w saszetkach "baloników". Powiedziała mi wtedy że jest niewinna i nawet nie za bardzo wie jak TO się robi, poza tym to przecież grzech... Roześmiałem się cicho i powiedziałem że dużo się jeszcze musi nauczyć. A jak by kiedyś chciała to służę pomocą w zdobywaniu informacji no i doświadczenia... Otrząsnęła się szybko i wyciągnęła zza książek stojących w biblioteczce ukrytą butelkę przemycanego zza granicy alkoholu. Zrobiła mocne drinki i gdy już popijaliśmy je siedząc obok siebie w miękkich objęciach obitej skórą sofy, powiedziała jąkając się i co chwila robiąc przerwy na zaczerpnięcie tchu, że rodzice wrócą za parę dni i jak bym chciał to mogę jeszcze nie iść do domu... I nagle wypaliła, że chciała by zobaczyć jak korzysta się z mojego prezentu... Objąłem ją ramieniem i uśmiechnąłem się do niej mówiąc że jeżeli tylko chce, zrobię wszystko, na co ma ochotę i na co nie ma też, bo może o czymś po prostu nie wie... Po chwili wstała i zamknęła wszystkie zamki wejściowych drzwi, poczym poszliśmy do łazienki, gdzie przy zgaszonym świetle wzięliśmy szybko orzeźwiający prysznic i ani się obejrzałem jak stanęliśmy w progu sypialni, a Agnieszka w ręku trzymała tajemnicze pudełeczko... Nie ma co, z dumą mogę powiedzieć, że "stworzyłem potwora", bo gdy już minęły pierwsze bóle zasmakowała i wciąż nie ma dość. Byliśmy nawet razem u znajomego ginekologa, który za odpowiednim wynagrodzeniem załatwił Adze tabletki antykoncepcyjne i zbadał ją, bo nigdy przedtem nie miała okazji tego zrobić. Cóż - jej rodzice są bardzo oddani wierze i panującym rygorom ... Klucha się trochę na mnie obraziła. Myślę że po prostu jest zazdrosna, bo już nie spędzam u niej tyle czasu co kiedyś, ograniczając się jedynie do wizyt i spotkań poprzedzających akcje i działania na rzecz Wolności Słowa i zniesienia Naczelnej Kontroli Łoża.

Tak się zatraciłem we wspomnieniach, że przestałem zwracać uwagę na otoczenie i nie czułem nawet robactwa wpełzającego mi z uporem za koszulę i w nogawki spodni. Przegapiłem też moment zachodu słońca i gdy w końcu jakiś zabłąkany pies próbujący obsikać mój plecak wyrwał mnie z letargu uświadomiłem sobie że jest już ciemno i mogę iść do domu. Parkowe alejki rozświetlały jedynie nieliczne sprawne latarnie a po prześladowcach nie było już dawno śladu, nawet ich zapach zdążył się ulotnić. Wszyscy przecież wiedzą że "powiązani" wyznaniowo a szczególnie ci z niższego personelu mają słabość do wątpliwej jakości wód kolońskich, perfum i w ogóle wszystkiego co nazywa się "Papa Spice". Fuj... śmierdząca włoska tandeta. Wstałem przezwyciężając drżenie odrętwiałych kończyn i wywijając poły koszuli wykonałem szalony taniec otrzepując się z zalegającego pod garderobą wszelkiej maści robactwa i insektów. Powyjmowałem z włosów zabłąkane liście i łodygi poczym spokojnym krokiem wyszedłem na jedną z alei prowadzących ku głównej ulicy miasta. Po drodze wyjąłem z plecaka telefon i majstrowałem przy nim przez chwilę wysyłając do Kluchy krótkiego SMS-a, poczym wykręciłem numer Agnieszki. Oczywiście miała wyłączony telefon, więc zostawiłem jej krótką informację o tym, że żyję i będę u Kluchy, jak może niech się odezwie. Zapomniałem wcześniej uprzedzić ją aby zamiast wyłączać telefon przestawiła go na dzwonek wibrujący. Cóż może następnym razem sobie przypomnę. Jeżeli będzie następny raz - prawie wszystkich złapali... Siedząc już na przystanku i czekając na tramwaj doznałem olśnienia... Przecież Klucha może być już spalona ! Jeżeli ktoś się wygadał, albo miał domowy numer Kluchy w telefonie... Szybko wyszarpnąłem telefon i wybrałem numer Agi. Tym razem był już włączony ale nie odbierała. Wykrzyczałem więc do jej skrzynki żeby pod żadnym pozorem nie szła do Kluchy i biegiem przez torowisko popędziłem do budynku, w którym może jeszcze się chowała... Kopnięciem otworzyłem drzwi do piwnicy i zbiegłem po schodach nie zapalając światła. Skręciłem w prawo i pobiegłem po omacku w mroku aż do zakrętu korytarza. Gdy wbiegałem za róg usłyszałem nagle jakieś szurnięcie, potem usłyszałem i poczułem jednocześnie duży trzask jakby łamanego kija lub deski i zrobiło się nagle jasno... jakieś błyski, białe i czerwone kręgi... ocknąłem się w pozycji leżącej, z głową na czyichś kolanach. Było cicho, ciemno i bardzo bolała mnie głowa. Poczułem jak jakaś dobra ręka kładzie mi na czoło coś chłodnego i mokrego... Poruszyłem ręką chcąc sięgnąć do czoła gdy usłyszałem głos Agi. Powoli, jak zza mgły docierały do mnie jej słowa, z trudem układały się w zrozumiałą całość. Przepraszała mnie... myślała że ją znaleźli i chciała się bronić... było ciemno i dopiero jak upadłem zobaczyła że to byłem ja... Z trudem wyjąkałem tłumiąc ból, że Klucha chyba jest spalona poczym odpłynąłem w błogi stan nieświadomości."
Junek

dokończenie w następnym numerze


poprzednia strona spis treści następna strona