Strona naszego Pisma
grudzień 2000
Podziemne Pismo Tajniak przy Tajniak SA
str.

opowiadania
poprzednia strona spis treści następna strona
Dzisiejszej nocy


Dzisiejszej nocy te same pustki na ulicach co zwykle. Dawno temu przestałem się łudzić, że może coś się zmieni na lepsze. Mijam kolejny wrak człowieka, potykam się o niego, lecz ten nie ma siły mnie zbesztać i nie słyszy mojego cichego "przepraszam". Cały się trzęsie. Niezgrabnymi ruchami próbuje dosięgnąć strzykawką umęczonej żyły na drugiej, nie poddającej się żadnej kontroli ręce. Lubię myśleć o ludziach takich, jakimi byli PRZEDTEM. Teraz, patrząc na tego zaniedbanego chorego człowieka, próbuję odgadnąć koleje jego losu. Kim był zanim stał się Marynarzem, pustym ciałem wołającym o coraz więcej Środka? Lekarzem? Biznesmenem? Nauczycielem? Bezrobotnym? Miał żonę? Dzieci? Gdzie teraz są?

Nie powinienem o tym myśleć. Wtedy mniej by bolało.

Rozpamiętuję "stare czasy" jak jakiś zgrzybiały staruch, a przecież mam dopiero czterdzieści cztery lata. Ale to prawda. Czuję się jak starzec wspominający swoją młodość, kiedy wszystko było lepsze i więcej warte. Bo takie było. A teraz? Teraz nie mam nic. Jestem grabarzem. Człowiek, którego właśnie potrąciłem, prawdopodobnie będzie moim następnym klientem.

Wielu uważa, że właśnie TERAZ jest lepiej. PRZEDTEM życie płynęło zbyt wolno. Nie miało odpowiedniego rozpędu, tego smaku rywalizacji, jakim obecnie zachłystują się młodzi. Nie było cool. Było drętwo. Tak mówią. Za jakiś czas też trafią w moje ręce. A właściwie nie w moje... - moja rola jest tu drugoplanowa. Umierają zwykle około 55 roku życia. W okropnych drgawkach, z pianą na ustach. Ze wspomnieniami szybkimi, jak wszystko czego doświadczyli. Szybka młodość, szybkie imprezy, szybki seks, szybki awans, kariera, kolejne szczeble i coraz więcej władzy. A wszystko pod czułą opieką Środka. W kieszeni marynarki zawsze mała strzykaweczka ze złotą dawką. Żeby nie wypaść z obiegu, nadążyć za innymi, prześcignąć. I ten specyficzny sposób chodzenia wynikający z zachwiania równowagi, coś jakby stąpanie po lądzie po bardzo długim rejsie. Choroba zabija szybko. Trzy miesiące. Na początku są tylko zmiany ciepłoty ciała, co przy dzisiejszym poziomie nauki nie jest zbyt uciążliwe. Później dochodzą trzęsące się ręce. Pod koniec choroby są to już drgawki nie do opanowania. W ostatnim stadium siadają płuca, serce, nerki. Śmierć jest tak samo szybka jak życie.
Nigdy nie rozumiałem dokąd tak im się spieszy. Dlaczego spokojna kontemplacja życia z wszelkimi jego odcieniami jest dla nich "drętwa"? Słowo "powolny" nabrało obraźliwego znaczenia, jak kiedyś Żyd czy Cygan. Nie wiem. Ja zawsze lubiłem długo spać, smakować jedzenie małymi kęsami, wąchać kwiaty, moknąć w strugach deszczu a później gapić się jak głupi w tęczę. Teraz też, kiedy zasypię następne ciało, nie odchodzę od razu od miejsca pochówku. Zwykle poświęcam kilka minut na modlitwę. Choć tak naprawdę nie wiem, czy ktoś jej słucha. Staram się myśleć, że tak, i że Jemu się nigdzie nie spieszy. To, czego w życiu najbardziej nienawidzę, to właśnie pośpiech. Lecz taka była naturalna kolej rzeczy. Nie dało się inaczej. A już na pewno nie po wojnie.

Wojna zmiotła dawny spokój.

Pamiętam, że kiedy wszystko stanęło, mama akurat czesała siostrze włosy. Zgasło światło, telewizor, mikrofalówka, wszystko. Przez kilka dni nie mieliśmy wody ani gazu. 2030 rok. Rok przełomu, jak mówią. Punkt dzielący historię ludzkości na PRZEDTEM i TERAZ. Dla mnie zawsze będzie się kojarzył z rozpuszczonymi jasnymi włosami Anki.
Ona też przeskoczyła na szybkie obroty. Ostatni raz widziałem ją trzy lata temu, w jasnoniebieskiej marynarce z wybrzuszoną w charakterystycznym kształcie kieszonką. Przefarbowana na rudo, kołysząc biodrami szła uczepiona ramienia młodego mężczyzny w granatowym garniturze. Powiodło się jej. Zawsze marzyła o karierze aktorki. Była uśmiechnięta, a oczy miały ten charakterystyczny blask ...
Wtedy ledwo się powstrzymałem żeby nie podejść i jej nie uściskać. Wycofałem się dosłownie w ostatniej chwili. Powolny brat. To mogłoby zachwiać jej życiem zawodowym. Była taka radosna. Nie mogłem. Pewnie i tak o mnie zapomniała. Zdążyłem ukryć się za ciężarówką.

Zawsze śmieszyły mnie zapewnienia polityków o pokoju na świecie, o rozbrojeniu, o innych takich dyrdymałach. Przecież jeśli nie atomowa, to megabitowa, czy jakakolwiek inna bomba, rozwaliłaby wszystko w proch. Zawsze znajdzie się ktoś, komu ten pośpiesznie sklecony pokój jest nie na rękę. Władza, pieniądze, szaleństwo - nieważne jaki jest motyw, istotne są skutki. Pewnego dnia ktoś zapuścił wrednego wirusa. Rozpierdzieliło wszystko. Odbiorca niespodzianki odpłacił się taką samą. Paskudztwo rozpełzło się po całym świecie.
Słusznie przepowiadano na początku wieku, że trzecia wojna światowa będzie jednocześnie pierwszą. Będzie również najbardziej porażającą, choć najmniej krwawą, bo dotykającą nie ciał ludzi, lecz tylko przedłużeń ich mózgów - komputerów. Tego akurat nie byłbym taki pewien. Przecież na każdym rogu ulicy śmierć wymachuje swą kosą intensywniej niż kiedykolwiek. Paradoksalnie nawet Ona musi się SZYBCIEJ uwijać. Tysiące Marynarzy dziennie. W każdym mieście. Przyrost naturalny jest wprawdzie dodatni, dzieci ze sztucznego zapłodnienia rekompensują straty, ale czy to coś zmienia? Niczego prócz tempa obiegu. Naprawiono systemy, wszystko wróciło do normy pod względem technicznym, ale coś się pozmieniało w psychice ludzi. Chociaż z drugiej strony trudno mówić o zmianach, potrzeba łapania życia za rogi istniała od zawsze. Przyspieszacze też istniały. Jednak Środek był zakazany. Później komputery powiedziały, że nie jest szkodliwy dla zdrowia i z dnia na dzień nastąpiła legalizacja. A przecież ich obliczenia są nieomylne!

Zabawne jest również to, że wszyscy wygrali wojnę. Tak się powszechnie mówi. "Nastała NOWA epoka. Wszystkie wydarzenia zmierzały nieuchronnie ku TERAZ. Wspólnymi siłami zwyciężyliśmy wirusa i zbudowaliśmy niezachwiane systemy obronne. Wyszliśmy z tego umocnieni i skonsolidowani. Nie ma przegranych. Jesteśmy jednym narodem. Wygranym narodem świata". Fajnie, nie?

Partie polityczne nie istnieją. Wszystkim rządzą komputery. Oficjalnie. A nieoficjalnie? Za maszyną zawsze stał człowiek. Najbogatsi są informatycy. Czy muszę dodawać coś jeszcze?... Przez 50 lat nic się nie zmieniło. Stany górą. No, doszły jeszcze Chiny. Europa też się umocniła. Jak jeden naród, to jeden, nie?

Kiedyś nawet chciałem spróbować Środka. Wszystko przez Martę, moją miłość z początku studiów. Wyśmiała mnie, kiedy tamtej upalnej nocy powoli rozpinałem jej bluzkę, szepcząc do ucha wiersze. Wciąż powtarzała "szybciej, musimy to zrobić szybciej". Wreszcie zdenerwowana moją powolnością, zostawiła mnie i wróciła na party, gdzie zajął się nią ktoś inny. Tamtego wieczoru omal nie wziąłem. Pełno go było, wystarczyło poprosić kogokolwiek. Wtedy jeszcze Środek rozdawano za darmo, z przydziału. Ale nie wziąłem. Nie znajduję racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego tego nie zrobiłem. Po prostu nie, i już. A ze studiów wyleciałem. Nie zdążyłem zaliczyć wszystkich egzaminów w terminie.

Zostało sporo takich jak ja. Takich, którzy nie chcieli łatwych i szybkich rozwiązań. Takich, którzy chcieli pozostać sobą, a nie maszyną nakręcaną do sukcesu przez chemię. Takich, którzy nie potrzebowali władzy i pieniędzy w stężeniu, o jakim marzyła większość młodych ludzi. Albo po prostu takich, którzy byli zbyt wolni czy leniwi, by to zdobyć. Jeżeli chodzi o mnie, to... szczerze mówiąc... boję się strzykawek. Poważnie. Mdli mnie na ich widok. Tak - mnie, grabarzowi, robi się niedobrze na widok zwykłej igły. Moja Fobia. Moje Błogosławieństwo. Moje Przekleństwo?

Dla takich jak ja miejsce jest tylko przy grzebaniu ciał i temu podobnych zajęciach. Ale i to się zmienia. Konkurencja rośnie. A żeby nie przybiec na metę jako ostatni... Specjalny fason marynarek cieszy się rosnącą popularnością w coraz niższych warstwach społeczeństwa.

Smutno mi. Dni jeszcze krótsze i coraz bardziej samotne. Ręce pełne roboty. Mniej czasu na rozmyślania i modlitwy. Z niczym już nie nadążam, nie potrafię dogonić własnych myśli...

QQLKA


poprzednia strona spis treści następna strona