Strona naszego Pisma
grudzień 2000
Podziemne Pismo Tajniak przy Tajniak SA
str.

opowiadania
poprzednia strona spis treści następna strona
Przeznaczenie


Stacja opustoszała w niecały kwadrans. Jak tylko pociąg odjechał, zawiadowca wrócił do siebie, a peron pogrążył się w siwym mroku.
Anna wzięła swoją torbę i siadając na ławce, postawiła ją przy nogach. Spojrzała na zegarek; wpół do dziesiątej. Tomasz powinien już na nią czekać. Przynajmniej do tej pory zawsze tak było...

* * *

Kiedy spotkali się po raz pierwszy, zobaczyła go przy budce z pamiątkami, trzymającego w rękach bukiet polnych kwiatów. Wyraźnie czekał na kogoś, a ona akurat wysiadła z pociągu. Dziewczyna, której wyczekiwał wtedy Tomasz, nie pojawiła się. Anna podeszła do niego i aby nie domyślił się, że go obserwowała, zapytała po prostu o godzinę.
- Dochodzi trzecia - powiedział - ale przecież ma pani zegarek.
- Tak... - Na moment straciła poczucie pewności siebie, ale prędko je odzyskała i trochę za szybko powiedziała: - Zepsuł się. Ciągle się psuje...
Na chwilę zapadła między nimi cisza, podczas której oboje zastanawiali się, kim jest to drugie. W końcu Tomasz wyrzucił do śmietnika zwiędnięte kwiaty i z pewnym zakłopotaniem spojrzał na Annę.
- Ma pani ochotę na kawę? - zapytał.
- Przecież pan czeka na kogoś.
Uśmiechnął się lekko.
- Już nie. Pójdziemy?
- Chętnie - zgodziła się myśląc w duchu, że kobieta, która go wystawiła, to kretynka.
Udali się do małej kawiarenki na terenie dworca. Tomasz musiał być tu częstym gościem, bo od razu wskazał Annie stolik oddalony trochę od innych, a z kelnerką był na ty. To wtedy dowiedziała się, jak ma na imię.
- Cześć, Tomeczku. - Kelnerka miała na sobie długą, granatową spódnicę, jasną bluzkę i fartuszek, a w ręku notes i ołówek. - Co podać?
- Poprosimy kawę. - Spojrzeniem uzgodnił z Anną, czy na pewno ma ona na nią ochotę. - Tylko tę najlepszą, Ewuś, dobrze?
- Dobrze - roześmiała się pogodnie. - Za chwilę będzie.
Kiedy odeszła, Tomasz przeniósł spojrzenie na Annę.
- Przyjechałaś na urlop? - zapytał. - Czy może wracasz z niego do domu?
- Chcę złożyć niezapowiedzianą wizytę mojej cioci - odpowiedziała. - Zostanę jakiś tydzień, może trochę dłużej. Ciotka ma prawie dziewięćdziesiąt lat, więc czasem brakuje jej towarzystwa. - Posłała mu leciutki uśmiech. - A ty? - zapytała. - Zakładam jednak, że jesteś stąd, sądząc po... - Powędrowała wzrokiem w kierunku kręcącej się przy barze kelnerki.
- Chodzi o Ewę? - Teraz to on się uśmiechnął. - Owszem, znamy się od dziecka, więc niech cię nie dziwi nasza zażyłość.
- Wcale mnie nie dziwi - zaprzeczyła prędko. - Przecież znam cię od niecałych dwudziestu minut...
Nie zwróciła nawet uwagi na to, że zaczęli mówić sobie po imieniu.
Minęła godzina, a oni nadal siedzieli w kawiarence. Anna dowiedziała się, że Tomasz ma trzydzieści jeden lat i że prowadzi biuro turystyczne niedaleko dworca, a tego popołudnia czekał na narzeczoną, która miała się zjawić o ósmej rano. Przez siedem godzin kwiaty zdążyły zwiędnąć, a on nabrał przekonania, że uczucia potrafią tylko ranić. Przez cały niemal dzień zadawał sobie pytanie : Dlaczego nie przyjechała? Czy to jego wina? Co zrobił źle? I jak to możliwe, że kobieta, która wyznaje mu miłość, porzuca go po pięciu latach? Dlaczego? Oczywiście, dostał telegram, w którym napisała, że to koniec, bo poznała kogoś i że nie przyjedzie tak, jak planowała. On jednak przyjechał na stację i pełen nadziei czekał na nią...
Tamtego wieczoru padło wiele pytań. Również takich, na które Anna przedtem by tylko prychnęła z pogardą. Wtedy jednak było inaczej; kiedy ją zaprosił do siebie, zgodziła się bez wahania. Potem pili sok wiśniowy, opowiadali sobie różne historie, rozmawiali, kochali się na puszystym dywanie...
Rano Anna chciała się niepostrzeżenie wymknąć, ale jej nie pozwolił. Zatrzymał ją tym swoim smutnym, zbolałym spojrzeniem piwnych oczu, pełnych łagodności i ciepła. Nie mogła tak po prostu wyjść. Została przez kolejne dwa dni, w ciągu których dowiedziała się jeszcze paru ciekawych rzeczy o człowieku, o którego istnieniu tydzień temu nie miała zielonego pojęcia. Powiedział jej, że lubi truskawki ze śmietaną i cukrem i że chciałby kiedyś kupić mały skrawek ziemi, na której postawiłby domek. Dowiedziała się również, że lubi narty, frytki, Mozarta i Tinę Turner i że w technikum grał trochę na gitarze elektrycznej. Ponadto przekonała się, że jest czuły, serdeczny, potrafi słuchać i jest świetnim kucharzem. Ona również opowiedziała mu trochę o sobie. O rodzicach, o tym, że kiedy miała osiem lat, jej starszy brat zginął w wypadku samochodowym, o szkole i o konkursie recytatorskim, którego nie wygrała i była z tego powodu bardzo przygnębiona, o upadku z konia, o oblanych egzaminach na wydział rolniczy i wreszcie o nieudanym związku z Piotrem... Tomasz okazał się być doskonałym słuchaczem, takim, który nie peszy, nie ocenia, tylko po prostu przyjmuje pewne rzeczy do wiadomości i akceptuje je, więc Anna, kierowana zaufaniem, została u niego przez kolejne trzy dni.
Po tygodniu odwiedziła ciotkę, która cierpiąc na poważne zaniki pamięci, ledwie ją rozpoznała. Napiły się herbaty, zjadły po kawałku ciasta i obejrzały kilka rodzinnych fotografii. Anna jednak nie była w stanie skupić się na tym, co robiły i dopiero głos ciotki wyrwał ja z odrętwienia.
- Coś taka ponura? Błądzisz myślami tak daleko, iż gotowa jestem pomyśleć, że się zakochałaś.
Poczciwa staruszka najwyraźniej wiedziała coś, o czym Anna nie miała jeszcze pojęcia.
- Co ciocia opowiada? - obruszyła się. - Skąd cioci taki niedorzeczny pomysł przyszedł do głowy?
- Jestem może stara i trochę niedosłyszę, ale wzrok mam w porządku; jeszcze nie oślepłam. Widzę, że coś cię gryzie.
- To nic, ciociu - skłamała Anna. - Czuję się doskonale...
Tego wieczoru wykupiła powrotny bilet do domu...

* * *

Ponownie spojrzała na zegarek; dochodzi jedenasta. Tomeczku, gdzie jesteś?

* * *

Do odjazdu pociągu miała jeszcze ponad dwie godziny, więc zdążyła wpaść na kawę. Traf chciał, że obsługiwała ją ta sama kelnerka, która tydzień temu podawała kawę jej i Tomaszowi. Anna mimochodem napomknęła jej, że wraca do domu. Dodała również, że nigdy nie zapomni tej kawiarenki. Potem wyszła na peron i usiadła na ławce. Nie minęło pół godziny, a ujrzała idącego w jej stronę Tomasza.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę? - zapytała, odczuwając jednocześnie radość z powodu jego obecności i głęboki, ściskający serce żelazną obręczą żal, że więcej go nie zobaczy.
- Ewa zadzwoniła - wyjaśnił.
- Kelnerka? - zdziwiła się Anna. - Kim ona jest? Twoim szpiegiem?
- Moją siostrą - odparł.
- Siostrą? - Na chwilę ją zatkało, ale po paru sekundach odzyskała mowę. - Nie powinieneś był przychodzić; wracam do domu. - Spuściła głowę i spojrzała na swoje dłonie.
Usiadł obok niej.
- Zostań - poprosił miękko.
- Nie mogę, muszę wracać.
- Do czego? - zapytał i zaraz się poprawił : - Do kogo?...
Podniosła na niego oczy.
- Do domu... - szepnęła.
- Naprawdę chcesz wracać? Czy tych kilka dni aż tak mało dla ciebie znaczy?
- Tomasz...
- Nie - przerwał jej. - Chcę, żebyś spojrzała mi w oczy i powiedziała, że absolutnie nic do mnie nie czujesz. Wtedy nie będę cię zatrzymywał.
W jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie mogę... - jęknęła. - Przecież wiesz, że nie mogę...
Ujął jej twarz w obie ręce.
- Więc zostań - poprosił ponownie. - Potrzebuję cię.
- Ale...
- Naprawdę jest jakieś ale?
Widząc ten ciepły błysk w jego oczach i to spojrzenie, uśmiechnęła się lekko przez łzy, nagle całkowicie pewna swoich uczuć.
- Nie - powiedziała. - Nie ma żadnych ale. Po prostu mnie pocałuj...
Miesiąc później wzięli ślub i oboje zajęli się prowadzeniem biura podróży, a dokładnie dwa lata później Anna po raz pierwszy wyjechała służbowo do Londynu...

* * *

Dlaczego jeszcze go nie ma? Może powinna się była umówić z nim na lotnisku? Zobaczyliby się wówczas od razu jak tylko Anna przyleciała z Anglii...
Zerwał się wiatr. Cienki sweterek nie chronił już przed chłodem i jej ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze.
Dlaczego się spóźniasz? Boże... - Nagle w jej głowie zakiełkowała przerażająca, czarna myśl. - A jeśli on, tak jego dawna narzeczona, uciekł, niczego nie mówiąc i zostawił ją? Ale dlaczego? Co takiego zrobiła? Otarła łzę z policzka i skuliła się. Co teraz zrobi? Jak będzie żyła bez niego? Jak ma o nim zapomnieć, skoro jest dla niej wszystkim?...
Gdzieś w oddali zaszczekał pies. Drzwi skrzypnęły i na peron wbiegł mężczyzna w cienkiej wiosennej kurtce i ciemnoszarych spodniach.
- Boże, kochanie, przepraszam - zawołał już z daleka do zmarzniętej Anny. - Tramwaj się popsuł i zatarasował przejazd. Nie mogłem się przebić przez centrum i korki, jakie się porobiły na ulicach...
Bez słowa zerwała się z miejsca i obejmując go za szyję, mocno się do niego przytuliła. Z ulgą przymknęła oczy i przez chwilę oboje milczeli. W końcu Anna odetchnęła i spojrzała na twarz męża.
- Tęskniłam - powiedziała cicho. - Nie chcę więcej wyjeżdżać bez ciebie.
- Nie będziesz musiała - uśmiechnął się. - Zatrudniłem dodatkową recepcjonistkę do biura, więc możemy teraz jeździć razem.
- Cudownie - ucieszyła się.
- Wracamy do domu?
- Tak, z wielką przyjemnością. I wiesz co? - zagadnęła, gdy obejmując ją jedną ręką, drugą podniósł z ziemi jej walizkę. - Musimy sobie koniecznie kupić telefony komórkowe...

noc z 27 na 28 kwietnia 2000 r
Marta Bilewicz


poprzednia strona spis treści następna strona