Strona naszego Pisma
listopad 2000
Podziemne Pismo Tajniak przy Tajniak SA
str.

opowiadania
poprzednia strona spis treści następna strona
Wspomnienie z dzieciństwa

Kiedy zaraz po przebudzeniu wyglądałam przez okno, ona spacerowała z psem po podwórku. Była niewysoka, niezbyt ładna i lekko przygarbiona przez czas odciskający się na jej twarzy głębokimi zmarszczkami. W zimie nosiła zazwyczaj stary, zniszczony płaszcz, jaki wyszedł z mody prawdopodobnie przed dwudziestoma laty i zielony, zamszowy kapelusz, spod którego wystawały jej kosmyki siwych włosów. Latem ubierała się w równie niemodne garsonki albo sukienki. Obok jej nóg zawsze plątał się nieduży psiak mający w sobie cechy co najmniej pięciu ras, grzeczny, spokojny i cichy; chyba nikt nigdy nie słyszał, żeby na kogoś lub na coś szczekał. Oboje zachowywali się tak, jakby żadnego z nich w ogóle nie było; ona z nikim nie rozmawiała, on nawet nie patrzył na ludzi czy na inne psy. Ona czasem się uśmiechała, ale był to jedynie mały słoneczny promyczek skierowany do psa, jakiegoś ptaka na gałęzi drzewa, czy małego dziecka. Kiedy kładła zniszczoną dłoń na puszystej, psiej głowie, zwierzak kiwał ogonem i patrzył na nią bursztynowymi ślepiami, w którym malowało się uczucie tak szczerej przyjaźni i miłości, jakie tylko w psich oczach można zobaczyć. Byli razem od lat. Właściwie nie przypominam sobie ranka, kiedy ich nie widziałam za oknem...
Pamiętam jak wracałam ze szkoły - miałam może z osiem lat - przychodziła pod szkołę z puszystym, siwym szczenięciem i patrzyli razem na dzieci. Była dużo młodsza, miała ciemnobrązowe włosy spinane wysoko na głowie w kok i nosiła małą, czarną torebkę pełną owocowych cukierków, które potem rozdawała dzieciom. Pies kleił się do każdego, ganiał za piłką, polował na worki z kapciami, tulił się do dzieci i tarzał się w wilgotnej trawie. Pocieszny, szary szczeniak...
Chyba nigdy nikogo nie miała; jedynie tego psa. Tylko w jego towarzystwie chodziła do sklepu po świeże bułeczki; prawie nie kupowała chleba, zawsze tylko bułki, mleko i kawałek mięsa dla psa. Zdawało się, że on był najważniejszy, jedyny w jej życiu i kiedy tak na nią patrzyłam, byłam wdzięczna losowi, że zesłał jej to małe, siwe szczęście. Byli sobie potrzebni. I to bardzo. Jedno bez drugiego nie mogłoby chyba istnieć; zawsze razem. Psiak nie zostawał sam nawet na pięć minut, a kiedy spacerowali, niemal nie odstępował jej na krok. Od pierwszej chwili rzucało się w oczy, że tych dwoje musi być razem do końca...
Nadchodziła zima. Noce robiły się coraz chłodniejsze i dłuższe, wieczory nabrały ostrego zapachu mrozu, a w powietrzu czuło się gwałtowną zmianę pogody. Do wigilii Bożego Narodzenia pozostały może jakieś trzy, czy cztery tygodnie. Ludzie powoli wpadali w szał świątecznych zakupów, dzieciaki lepiły bałwany, sklepowe wystawy lśniły kolorowymi lampkami, witryny kusiły przepychem owoców i słodyczy, dziecięce rączki wyciągały się do pluszowych misiów, wrony strzepywały śnieg z hebanowych piór, a pod nogami skrzypiał śnieg. Bardzo szybko świat zmienił swój strój na zimowy...
Ona nadal wychodziła w tym samym jesiennym płaszczu, z siwym kundelkiem przy nogach i karmiła gołębie. Sfruwały z każdego drzewa, lgnęły do niej i wyjadały chleb z jej rąk. Wyglądało na to, że choć nigdy nie rozmawiała z ludźmi, doskonale rozumiała zwierzęta, a one ją. Psiak siadał wówczas obok niej i z zainteresowaniem przyglądał się ptakom. Nie zauważyłam, żeby kiedykolwiek je ganiał, czy płoszył. Z pewnością był taki, jak ona; cichy, spokojny i zrównoważony, biorący życie takim, jakie jest.
W wigilię wieczorem, kiedy szykowaliśmy się do kolacji, ona znowu wyszła na dwór. Widziałam, jak spacerowała wzdłuż alejek przed domem, a w oknach jej mieszkania nie paliło się żadne światło. Kolejna samotnie spędzona wigilia, kolejne święta bez wrzawy i towarzystwa bliskich, bez nikogo, z kim możnaby podzielić się opłatkiem. Kiedy wyszłam na balkon, a ona wróciła do siebie i zapaliła światło, ujrzałam w jej mieszkaniu małe, zielone drzewko, jakie sprzedawali niedaleko na bazarze. Kupiła chyba najmniejsze. Stało na wysokim taborecie i było ozdobione jedynie niebieskimi i zielonymi światełkami. Stanęła przy nim i patrzyła. Obok niej usiadł pies i również patrzył. Trwało to dłuższą chwilę i było w tym tak wiele głębokiej zadumy i smutku... W końcu musiałam odejść od okna, bo ktoś zawołał mnie na kolację...
To była wyjątkowo mroźna zima; ciągnęła się w nieskończoność. Tymczasem pomimo panującego chłodu, mrozu i wiejącego lodowatego wiatru, gołębie nigdy nie były głodne, a ona nadal chodziła do sklepu po świeże bułeczki.
Któregoś ranka jej nie zobaczyłam. Stałam przy oknie chyba kwadrans, ale ani ona, ani jej siwy pies nie pokazali się na dole. Musiałam iść do szkoły i nie mogłam już dłużej czekać. Kiedy po południu wróciłam do domu, nadal nie było ich nigdzie widać.
Następnego dnia rano wyszła do sklepu po pieczywo. Sama. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam ją bez małego, szarego kundelka przy nogach. Była jeszcze bardziej przygarbiona i szła wolnym, starczym krokiem, jakby wyobrażając sobie, że za chwilę poczuje pod dłonią miękkie futerko jedynej istoty na świecie, na której jej zależało i która tak bardzo ją kochała. Przez te dwa dni postarzała się bardziej niż przez ostatnich pięć lat. Teraz naprawdę była sama...
Tydzień później przeprowadziłam się do innego miasta. Nie wiem, co się z nią potem stało. Nie wiem, kim była i dlaczego czas spędzała samotnie, nie wiem, dlaczego nikt jej nie odwiedzał i nie wiem, jak to możliwe, że ani razu się wtedy do niej nie odezwałam. Żałuję. Żałuję tak bardzo, że aż mi to sprawia fizyczny ból, ale teraz jest już za późno. Być może znalazła jakiegoś bezdomnego, kosmatego pieska i go przygarnęła? Może jakiś sąsiad, dziecko na przykład, przynosi jej zakupy? Może nie jest już sama? A może odeszła za swoim czworonożnym przyjacielem i wreszcie jest szczęśliwa? Może wygrzewa się w słońcu, w bujanym fotelu, ze swoim ukochanym, siwym psem u stóp?
Nigdy ich nie zapomnę. Mam nadzieję, że już nie jest jej zimno i że oboje mają wszystko, czego nie mieli za życia...

Marta Bilewicz, grudzień 1987r.


poprzednia strona spis treści następna strona
www.reporter.pl Tajniak ON LINE