Strona naszego Pisma
listopad 2000
Podziemne Pismo Tajniak przy Tajniak SA
str.

opowiadania
poprzednia strona spis treści następna strona
Don Pedro
"Sztuka jest wieczną wiosną.
Sztuka jest ciepłym wiatrem,
Od którego śniegi topnieją "

(K. I. Gałczyński)

Teatr. Świat zupełnie odmienny od tego, który wszyscy znamy. Świat, w którym możliwe jest absolutnie wszystko, bo aktor to człowiek niezwykły, tajemniczy i barwny. Nieobce mu są ludzkie namiętności, bo jednocześnie potrafi kochać i nienawidzić, śmiać się i płakać, żyć i umierać. Teatr to potęga, a dzięki swym cechom, swej sile sugestii, może mieć wielkie znaczenie wychowawcze.
Siedząc na widowni nie zastanawiacie się nad tym, co istotne. Widzicie aktorów, którzy wyuczyli się swych kwestii na pamięć, widzicie dekorację, nad którą pracował zespół dekoratorów, słyszycie głos suflera, dobrego ducha sceny, wiecie, że za kulisami stoi reżyser i drży z obawy, że coś może się nie udać. A autor? Dlaczego według was jest on nieistotny? Przecież to on powołał do życia bohaterów, to on jest ojcem sztuki, właśnie on zasługuje na największe uznanie. Inscenizacja zawsze jest pełna przeróbek, jest przekładem wyobraźni i idei autora tekstu na teatralne środki wyrazu. Przeczytałem gdzieś taką suchą regółkę: "Inscenizacja to przekład, który w innym tworzywie, poprzez innego typu znaki przekazuje te same myśli i tę samą prawdę o świecie". Te same myśli? Dobre sobie... Reżyser odrzucił moją prośbę. Chciałem, by sztuka została na scenie wiernie odtworzona; żeby akcja rozgrywała się w Andaluzji, a nie w Madrycie i żeby Don Pedro miał siostrę, nie brata. Po raz pierwszy prosiłem reżysera, by nic nie zmieniał. Usłyszałem od niego, że reżyser, przenosząc dramat na scenę, musi dokonać adaptacji. Nawet najwierniejsza inscenizacja nie obejdzie się bez skrótów, cięć i mniejszych lub większych zmian. Zabolały mnie jego słowa. Czy w teatrze wszystko jest dozwolone? Czy reżyser może dowolnie manipulować utworem? Zmieniać, przestawiać przeinaczać? Czy autor nie ma nic do powiedzenia? A jak wy, publiczność oceniacie te eksperymenty? Czy nie bylibyście zbulwersowani widząc, iż na scenie Romeo i Julia żyją długo i szczęśliwie, podczas, gdy Shakespeare zakończył swój dramat zupełnie inaczej? Czy nie zdziwiłoby was, gdyby w postać Kalibana z "Burzy" Shakespeare'a, dzikiego i pokracznego niewolnika, wcielił się urodziwy, młody mężczyzna? Nie jest sprawiedliwe to, że autor nie może wpłynąć na reżysera i adaptację utworu. Nie jestem znany w świecie i nie zarabiam wiele. Nie dla mnie sława i pieniądze. W swoje utwory wkładam serce i wszystkie uczucia. Jeśli mój bohater stracił rodziców, ja również jestem sierotą, jeśli on pochodzi z Rzymu, mówię po włosku, jeśli jest dzieckiem, wspominam młodość, a jeśli cierpi, płaczę razem z nim. Żyję dla sztuki, poświęcam się dla niej i chcę, by ona zrobiła coś dla mnie. Chcę, by dała mi zadowolenie, satysfakcję, a nie ciągle powracające rozczarowanie, które niczym uporczywa mucha, nie pozwala się odpędzić. Pragnę, by widz, obserwujący na scenie sztukę mojego pióra, zaliczył ją do aktorskiej kategorii "S" - dobrej roboty. Zbyt wiele od was wymagam? Czy ktoś z was słyszał, by w adaptacji tekstów wielkich pisarzy i poetów, zmieniano fakty? Oczywiście, że nie. Dzięki temu skąpiec - Harpagon - Moliera rzeczywiście był skąpy, Eugeniusz Oniegin Puszkina pochodził ze szlachty rosyjskiej, shakespeare'owski Makbet zabił Dunkana, a nie odwrotnie, a Otello był zazdrosny o żonę Desdemonę.
Oczywiście widownia nie zwraca uwagi na mnie, nie zna moich rozterek, nie wie, że sztuka jest moim życiem, chociaż jest winna temu, że ledwie wiążę koniec z końcem. Napisałem dramat, umieściłem siebie w roli tytułowej. Opisałem swoje życie; puste, szare, żałosne. Mój bohater, czyli ja, to człowiek zamknięty w sobie, nieszczęśliwy, rozżalony i stary, chociaż w metryce widać wyraźnie: trzydzieści osiem lat. Poświęciłem życie sztuce, grałem na scenie. Ktoś powiedział mi: "Nieźle to robisz. A jak pograsz z nami jeszcze parę lat, to się wyrobisz na aktora". Zarozumialstwo gwiazdora? Z pewnością, ale ozłocone sławą i trudem kilku aktorskich pokoleń, które sięgaly szczytów aktorskiego kunsztu. Teatr zawsze troszczył się o najwyższy poziom aktorskiego rzemiosła. Tak mniej więcej przedstawia się moja sztuka. Ukryłem swoje imię pod postacią andaluzyjskiego barda - Don Pedra. Reżyser przejrzał utwór i orzekł, że nie może się podjąć wystawienia go na scenie. Zapytałem, dlaczego. Usłyszałem, że postać ta jest aż nazbyt nieciekawa, nie zainteresuje publiczności. Zresztą, który aktor zagra romantycznego durnia, jakim uczyniłem Don Pedra? Serce mnie zabolało, gdy usłyszałem te słowa. Zabrałem swój rękopis i wróciłem do domu.
Siedzę teraz na podłodze w pokoiku na poddaszu; tutaj mieszkam. Druciane łóżko, drewniany stół z jednym krzesłem i maleńkie okienko w ścianie. Trzymam w ręku pudełko zapałek i "Don Pedra". Przypomina mi się wiersz, stosowny do tej chwili. Chcę go wyrecytowć dla was, miłośników teatru.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, "Teatr" :

"Na scenie płacze artysta -
Zbyt uczenie,
Za głośno trochę.
Publiczność rzewna i czysta,
Wtóruje mu szczerym szlochem.
Lecz najszczersze łzy roni w loży
Sam autor,
Matołek boży."

Zapalam zapałkę i przytykam do jedynego rękopisu mojej sztuki. Patrzę przez chwilę, jak płomienie pożerają "Don Pedra". Czuję, że moje serce płonie razem z nim, a moje życie, sztuka, dla której gotów byłem zrobić wszystko, ginie wraz z popiołem, który wyrzucam za okno...

11-16 marca 1996r
Marta Bilewicz


poprzednia strona spis treści następna strona
www.reporter.pl Tajniak ON LINE