Strona naszego Pisma
listopad 2000
Podziemne Pismo Tajniak przy Tajniak SA
str.

wywiad
poprzednia strona spis treści następna strona
Banda Idiotów po roku



Redakcja: No i cóż Szamanie działo się przez ostatni rok?
Szaman: Przez rok i trochę, no nie? Od trzynastego sierpnia ubiegłego roku do października roku bieżącego minęło trochę czasu.
R: No właśnie. Czasu. Czyż to nie o czasie traktuje wasza nowa kaseta, która się dopiero co ukazała?
S: Ano się ukazała. Ale co z tego, skoro firmy nie stać na to, żeby ją nieco rozpowszechnić. A myślę, że warto, bo jest mnóstwo ludzi, którzy jej nie cierpią.
R: Nie cierpią? Dlaczego dają się ponieść tak radykalnie niezdrowemu uczuciu?
S: No wiesz, muzyka nie jest łatwa. No i zupełnie nie na poziomie, a to dzieciaków rozwala. Z ich wnętrz wychodzi prawdziwość. I okazuje się, że te małolaty wcale nie są takie, jak wyobrażamy sobie tę grupę społeczną.
R: Grupę społeczną?
S: Tak, dzieci to ta milsza grupa społeczna, ale, jak wiadomo, pantofelki są milsze.
R: Ty nie jesteś pantofelkiem.
S: Zdecydowanie nie jestem. Poza tym trafiłeś na mój zły humor.
R: Dlaczego do tej pory nie nagraliście obiecywanej od niepamiętnych czasów "Kwestii Zbigniewa"?
S: Bo pomyśleliśmy, że "Czas" jest bardziej na czasie. Musieliśmy się trochę wyluzować i w związku z tym przerobiliśmy stworzony dla "Kwestii" materiał, który do "Czasu" pasował bardziej. Te melodie, które powstawały, nie pasowały do "Kwestii". Niby układaliśmy je dla niej, ale myślami byliśmy przy "Czasie". Tak nieświadomie powstała muzyka do całkiem innych tekstów, niż określały zamiary. Ucho mnie boli.
R: No ale co będzie z "Kwestią"?
S: Nie wiem. Może jej wcale nie nagramy. Nie chce nam się za bardzo.
R: Jak to się stało, że nagle zmieniliście zamiary co do tych melodii?
S: To stało się nagle. W jednej chwili poczułem, że przecież to wszystko, to "Czas", a nie żadna "Kwestia". W drugiej chwili wyobraziłem sobie całość i już wiedziałem, że wreszcie znalazłem rozwiązanie. No bo sprawy wyglądały tak, że przez ostatni rok tworzyliśmy będąc w jakiejś strasznej blokadzie.

(tu nastąpiła przerwa, ponieważ Szaman nagle wziął plecak i pojechał, a był to 9 października)

R: No, znowu się spotykamy. Gdzie byłeś przez ten czas?
S: Tam, gdzie jestem wtedy, gdy jestem. Teraz natomiast mnie nie ma, a to, co widzisz, to tylko taka zjawka. Zajawka szamana.
R: Myślę, że skoro dziś jest Dzień Świra, to mogę sobie pozwolić na nie wgłębianie się w twe pokręcone wypowiedzi, bo pewnie i tak ich nie zrozumiem.
S: A nie pomyślałeś o tym, że, gdybyś się trochę powgłębiał, to może chociaż czytelnicy by cokolwiek zrozumieli?
R: Ja tam myślę, że oni są tak inteligentni, że i bez tego wszystko pojmują. Ale przejdźmy do rzeczy. Poprzedni wywiad robiliśmy także w Dzień Świra. Przypominasz sobie?
S: Jasne. I też był wieczór. I dopiero wieczorem właśnie sobie uprzytomniliśmy, że przecież jest i kończy się Dzień Świra!
R: Mam nadzieję, że dziś pamiętasz o tym od samego rana. Bo ja na przykład pamiętam.
S: Tak, pamiętam. Może to nie jest takie oczywiste, bo z pamięcią różnie u mnie bywa, ale tym razem pamiętam.
R: No i cóż się wydarzyło między tymi dwoma dniami?
S: Nagraliśmy optysingiel "Wojny gwiezdne" oraz "Czas". Coś nam się ta "Kwestia" przesuwa, ale o tym to już mówiliśmy chyba na początku wywiadu, który się odbywał te parę dni temu.
R: A racja. Ale gdzieżeś ty bywał? Tak po prostu wziąłeś plecak i gdzieś pojechałeś...
S: Jechałeś kiedyś z Jeleniej Góry do Wrocławia przez Mazury? Świrem jestem, a zawsze w okolicach Dnia Świra robię sobie już całkiem nienormalne rzeczy zdaniem smutnego społeczeństwa. Poza tym coś ciągle mnie pcha po świecie.
R: Właśnie. Ma to zapewne jakiś związek z tym wędrowcem.
S: Z tym wędrowcem, o którym mowa na kasecie "Czas"? Ano ten czas to w ogóle jest Czasem Wędrowca. I ten wędrowiec tak idzie. Nie to, że idzie przez czas. To jest po prostu czas, kiedy on idzie przez świat. Nigdzie nie jest u siebie, wszędzie jest gościem. No, jeśli jest gościem, to w ogóle jest jeszcze w miarę dobrze. Bo wszędzie to on jest obcy. A jeżeli ktoś go przyjmie gościnnie, no to jest to jakiś tam pozytywny wątek.
R: Mam wrażenie, że "Czas" jest w ogóle o tym wędrowcu. Koncept-album?
S: No niby tak, ale nie do końca. Trochę ten koncept jest z domieszkami, ale to ważne domieszki. Na przykład ten kower Brygady Kryzys. Przecież gdyby nie on, to może by ta płyta wcale nie powstała? Nie wiadomo.
R: Zaintrygował mnie ten wędrowiec. Czy utwory na "Czasie" układają się w jakąś chronologiczną o nim opowieść?
S:No cóż, to jest kwestia tego, co czujesz i co widzisz, kiedy słuchasz albo czytasz te czasowe kawałki. Ale oczywiście można to wszystko potraktować jako opowieść o wędrowcu, który tak gdzieś idzie. Sam za bardzo nie wie gdzie. To dlatego, że nie widać celu.
R: No właśnie. "Cel każdy ma, a ja go nie mam".
S: Racja. Każdy, albo przynajmniej większość tubylców mijanych przez wędrowca, ma swój cel. Dalszy lub bliższy, ale zawsze jakiś tam ma. A nasz wędrowiec tuła się bez celu. Wykonuje różne czynności, które pewnie wypada robić, ale też bez celu. Przynajmniej on go nie widzi. On nie twierdzi, jak pewnie zauważyłeś, że cel jako taki nie istnieje. Ale tak w ogóle to historia zaczyna się nieco wcześniej. To są tak po prawdzie straszne rzeczy, o których lepiej nie mówić. Wszystko rozgrywa się jakby na kilku płaszczyznach, które gdzieś tam się przecież łączą. Leciał Ptak, niósł wiadomość. Ale nie doleciał. Zbyt wysoko się uniósł.
R: Jak ten Ikar.
S: Tak, ale tu akurat nie dopatrywałbym się powiązań z mitologią grecką. Raczej szukałbym ich gdzieś daleko na wschodzie.
R: Jasne. W końcu to wędrowiec, mógł być i tam. Pewnie w Chinach...
S: Czemu nie... Może i w Chinach. Zauważyłeś, że wędrowiec czasem jeździ pustymi pociągami, czasem lata w powietrzu, jak ptak, a czasem przemyka w cieniu, jak złodziej jakiś i przybłęda? Zresztą on przecież jest przybłędą. Nawet na złodzieja jak najbardziej wygląda.
R: A jak to jest z tymi pustymi pociągami. Czy one rzeczywiście są puste, skoro w środku jest wędrowiec?
S: Myślę, że tak. Pociągi są całkiem puste. Nie ma w nich nikogo. Nawet wędrowca, który nimi podrózuje z nosem przyklejonym do szyby. Ja nie rozumiem do końca tego jego niebytu. Przecież skoro podróżuje, to jest, bo przecież, żeby podróżować, trzeba najpierw być. Byt jest cechą pierwotną.
R: Do tego on tak się czai, żeby czasem nikomu w drogę nie wejść. Przemyka nocą...
S: No tak, ale przemykanie to przemykanie, a nie wchodzenie w drogę wynika z czego innego. On nie wchodzi tubylcom w drogę, bo zdaje sobie sprawę z tego, że jest nietutejszy. Nie zna zwyczajów krainy odwiedzanej, nie zna się na sprawach zajmujących tubylców. Dlatego woli ich omijać. Czasami, kiedy nie uda mu się w miarę szybko się odsunąć, dostaje po prostu w ryja. Ale tu też nie o to chodzi. Po prostu tak mi się przypomniało, że dostaje. On się chowa w cieniu, bo nie chce, żeby tubylcy na niego patrzyli. Nie chce ich drażnić. Widzi przecież z jaką pogardą zwykle na niego patrzą.
R: Ale chyba nie wszyscy?
S: Pewnie że nie wszyscy. Ale tak patrzy większość. Z wyższością i nawet nienawiścią. Bo wędrowiec jest inny i nic nie rozumie. Skoro tak, to trzeba go nienawidzić. Oni idą umrzeć za tę nienawiść i za różne inne sprawy, których on nie rozumie. I oni go za to nienawidzą. A inni? No cóż, wielu jest też obojętnych. Zajęci własnymi sprawami, jego nie zauważają. To jest chyba dla niego najkorzystniejsze. On zdaje sobie sprawę z tego, że lepiej dla tych ludzi jest, żeby go nie zauważali. On jest tu tylko przechodniem, a nie wszyscy to rozumieją. Nie mogą pojąć tego, że można tu nie mieszkać, że można nie znać tutejszych obyczajów, że można nie myśleć tak, jak nakazuje mentalność zakorzeniona w ich umysłach od wielu pokoleń. On jest przechodniem, a oni oczekują od niego, żeby nim nie był.
R: Czasem się chyba na to nabrał...
S: Tak. Przecież nawet on nie jest doskonały. Czasem sobie pomyślał, że może szedł tak długo po to właśnie, żeby tutaj osiąść. Tu, gdzie dotarł, gdzie ludzie wmawiają mu, że jest jednym z nich. Zdarzyło się parę razy, że im uwierzył. Wszystko wyglądało bowiem pięknie, czuł się szczęśliwy. To szczęście było jednak bardzo złudne i krótkotrwałe. Kiedy dawał się przekonać tubylcom, kiedy postanawiał się wśród nich osiedlić, oni zaczynali go uczyć ich świata. Nagle okazywało się, że oni oczekują od niego jakichś rzeczy, jakichś zachowań, które kompletnie są nie jego. Nagle zauważał, że tubylcy mają go za kogoś całkiem innego i ne potrafi ich przekonać, że się mylą. To jest właśnie najgorsze, że ta zatwardziałość w ich sercach nie pozwala im dojrzeć własnej pomyłki. Nie widzą więc, jak bardzo go krzywdzą. A on zdaje sobie sprawę z tego, że albo unieszczęśliwią go zupełnie i trwale, stanie się jakimś niewolnikiem ich reguł, albo on skrzywdzi ich - odchodząc. Co wybrać, to już każdy musi sam wiedzieć. On wybrał kilka razy odejście. Taki jego wybór i daję słowo, że bardzo trudny. Teraz pozwól, że pójdę spać. Skończymy tę gadkę jutro.
R: Jasne, mi też chce się spać. Późny wieczór.
S: Właściwie tak.

(16 października)

R: Kurka wodna, trudno cię zastać. Gdzie ty się szwendasz?
S: Nigdzie.
R: Jak to jest z tym wędrowcem? Mam wrażenie, że nie dokończyliśmy tego wątku ostatnio.
S: Ja też.
R: No tak. Może w związku z tym byśmy skończyli.
S: Wątpię czy jesteśmy w stanie. Tym bardziej, że nie jestem w nastroju i nie pamiętam na czym stanęliśmy.
R: To może pytanie z innej beczki. Słyniesz jako zagorzały przeciwnik muzyki generowanej...
S: To jakieś nieporozumienie. Nie mam nic przeciwko generowaniu. Po prostu uznaję wyższość grania nad generowaniem i tyle. Przecież sam nie jeden raz coś sobie wygenerowałem. A ilu to dźwięków nie wygenerowała Banda Idiotów!
R: No tak, ale mówiłeś zawsze, że Banda to tylko takie żarty.
S: Jasne, ale nawet bym nie żartował, gdybym miał coś przeciwko. Z tym wszystkim jest tak, że wszystkim się wydaje jak to jest fajnie, bo teraz każdy może być muzykiem, jeśli tylko kupi sobie kompa i skrakuje jakiś programik muzyczny. Jasne, takie dźwięki ładnie brzmią i składa się je łatwo w fajnie brzmiące utworki. W ten sposób kiepski programista może z łatwością zastąpić miernego muzyka, dobry programista może zastąpić słabego muzyka. Jednak nigdy dobry programista nie zastąpi dobrego muzyka.
R: A czy żywy muzyk zagra techno?
S: Jasne, że tak. Oczywiście nazwa muzyki techno została jej nadna dopiero, gdy do tej muzyki weszła technologia... To, co można by nazwać żywym techno, było już znane od dawna w przyrodzie... Co wcale nie znaczy, że usiłuję pomniejszyć jakoś zasługi takiej muzyki dla sztuki. Wszystko jest przecież kwestią gustu i właściwie nie da się chyba porównywać wirtuozerii Paganiniego, albo Jima Hendrixa z... Właściwie z czym?
R: Więc uważasz, że siła muzyki tkwi w wirtuozerii?
S: Gdzież bym śmiał! Siła muzyki tkwi w ciarkach, które przechodzą po plecach.
R: Powiedziałeś, że Banda czasem też coś generowała...
S: Czasem?! Ona ciągle coś generuje. No, wcześniej więcej samplowaliśmy, ale wychodzi na jedno z naszego punktu widzenia, bo to po prostu nie nasze dźwięki, które przekształcamy na wszelkie sposoby. Ale równocześnie ciągle też coś gramy. Wszystko zależy od warunków. I właśnie dlatego, że ciągle i gramy, i generujemy, mam czelność jako jakiś tam twórca wyrazić swój pogląd o tych sprawach. Jeśli nie robiłbym jednego i drugiego, nigdy bym nie śmiał powiedzieć publicznie, że wyżej cenię sobie muzykę graną od generowanej. A Banda Idiotów to w ogóle polega na tym, że zawsze miała być eksperymentem studyjnym. A praca w studio właśnie na tym polega, że muzykę się realizuje - nagrywa, zgrywa, miksuje, remiksuje... Potem wychodzą z tego takie potworki, że jeden wokalista śpiewa trzema głosami równocześnie, perkusista bębni, jakby miał cztery ręce, gitarzysta gra na dwóch gitarach i tak dalej aż do obłędu. Nie uważam, żeby to była żywa muzyka. Żywa muzyka jest na koncercie albo na próbie. Może być nawet nagrana. Ale kiedy zaczynają się te wszystkie miksy, filtrowania, dogrywki, muzyka jest zabijana. Nie widzę więc różnicy między muzyką studyjną, a technologiczną za bardzo. To jest jedno i to samo z tą różnicą, że techno przynajmniej nie udaje życia. A rockowcy grają niesamowite rzeczy w studiu, że chłopcom i dziewczętom szczęki opadają, tylko że potem nie da się tego powtórzyć na koncercie.
R: Więc rozróżniając muzykę na graną i generowaną masz na uwadze nieco inne względy niż to się przyjęło ogólnie?
S: Uważam, że w studiu zwykle muzykę się generuje, niezależnie czy z gitary, czy z komputera. No chyba, że zespół zagra coś na setkę, a realizator po prostu włączy nagrywanie. Będzie brud, sprzężenia i zgrzytanie, ale na tym właśnie polega życie, że jest pełne bakterii, wirusów i innych pantofelków. Śmierć jest natomiast sterylna, co słychać w większości muzycznych produkcji ostatnich kilkudziesięciu lat.
R: Pierwszy raz na okładce waszej kasyty pojawiły się teksty. Dlaczego?
S: Żeby ten urywek historii wędrowca opowiedzieć chronologicznie. Na kasecie nie ma chronologii. Poza tym nasz kiepski wokalista spełnia pokładane w nim nadzieje, więc daliśmy te teksty na okładkę, żeby ktoś mógł sobie je poczytać, jeśli zechce.
R: Inna sprawa, że i tak nic z nich nie zrozumie?
S: E tam... Jak to nic? Przede wszystkim kto miał zrozumieć, ten zrozumiał. Ale nie wątpię, że pobawić się nimi mogą też inni. Zresztą co to znaczy zrozumieć tekst? Każdy może go jakoś tam zrozumieć, ale nikt przecież nie wie, co autor czuje, co myśli, kiedy go układa. Zrozumieć tekst to, według mnie, ułożyć sobie coś nowego w wyobraźni, coś, co może skłoni do myślenia, a może do czucia. I tyle. Wszelkie próby zrozumienia intencji autora to jakaś paranoja.
R: Pod warunkiem, że mówimy o tekstach poetyckich.
S: Owszem.
R: Czym jest nowa kaseta "Czas" dla was? Czym nie jest?
S: "Czas" to nie kałuża.
R: A co?
S: To jest czas wyznania.
R: Dziękuję za wywiad.
stały korespondent Bobi


poprzednia strona spis treści następna strona
www.reporter.pl Tajniak ON LINE