Strona naszego Pisma
listopad 2000
Podziemne Pismo Tajniak przy Tajniak SA
str.

trzy po trzy
poprzednia strona spis treści następna strona
Co Boże - Marianowi


Dwa tysiące lat temu przyszedł Chrystus. Przyszedł do wszystkich, ale urodził się wśród najbiedniejszych. Żył wśród prostych ludzi, wśród zwykłych grzeszników. Tak, był otwarty, dlatego rozmawiał nie tylko z nimi. Często przecież wdawał się w dyskusje z tymi, którzy uchodzili za znawców Pisma i Tradycji. Nazwijmy ich Uczonymi w Piśmie.
Chrystus, jako sie rzekło, otwarty był, jednak Uczeni w Piśmie nie potrafili go zaakceptować. Coś im nie pasowało w Jego nauce... Może miłość, może prostota, może odrzucenie tych wszelkich idiotycznych zakazów i nakazów, którymi Uczeni w Piśmie katowali społeczeństwo, bo uważali się za mądrzejszych?
Minęło trochę czasu. Uczeni w Piśmie spotakli się oto z problemem Pierwszych Chrześcijan. Z miejsca ich znienawidzili, bo była to grupa otwarta, która kochała bliźniegio i nie brzydziła się najbiedniejszego z najuboższych. Pierwsi Chrześcijanie mówili z uśmiechem do Uczonych w Piśmie: "Chodźcie do nas, będzie fajnie!" Ci jednak w złości zaciskali zęby i wysyłali tych wesołków na walkę lwem jakimś.
Minęło trochę czasu. Pierwsi Chrześcijanie spodobali się facetowi, którego nazwijmy dla wygody Cesarzem. Otwarci byli, ludzie zaczęli ich lubić, więc i on ich polubił, czemu nie? Cesarz wydał zarządzedzenie: "od dziśchrześcijaństwo jest pełnoprawną religią w naszym państwie, bo ja też chcę być Pierwszym Chrześcijaninem".
Pierwsi Chrześcijanie, jak to oni, ludek otwarty i naiwny, powiedzieli: "Tak, Cesarz, chodź do nas, będze fajnie, przecież i ciebie kochamy!"
Ale Cesarz nie podniósł tyłka i nie poszedł. Rzekł tylko: "nie, to wy chodźcie do mnie, tu też jest zabawnie". no i Pierwsi Chrześcijanie, ludek prosty, poszli do Cesarza. Kiedy się okazało, że cesarz ich gości, lubi, szanuje, bawi się z nimi i twierdzi, że jest jednym z nich, zaraz zaczęły ściągać tłumy. To z Zachodu, to ze Wschodu... Każdy teraz chciał być Pierwszym Chrześcijaninem, żeby i z nim pobawił się Cesarz. Bo trzeba zaznaczyć, że zabawaz Cesarzem była bardzo opłacalną. Cesarz miał gest - rzucał monetami, na których twarz jego była, rozdawał posiadłości, przyznawał urzędy. A wodzowi Pierwszych Chrześcijan postawił pałac i powiedział: "Od dziś tutaj mieszkasz". Wodza w skrócie nazwijmy Papieżem.
Minęło trochę czasu. Chrześcijanie rośli w siłę, bo, jako się rzekło, każdy chciał być jednym z nich. Uśredniając i generalizując nie byli już tacy prości, naiwni i miłosierni, bo w ich szeregi wstąpili Uczeni w Piśmie, których uczone serca przecież ani nie zgłupiały, ani sie nie otwarły. I to oni zaczęli stwać w pierwszych szeregach, oni najszerzej uśmiechali się do Cesarza i klepali go po plecach, Pierwszych Chrześcijan odsuwając w cień. "Odsuńcie się, prości ludzie!" - wołali. To oniwięc zaczęli piastować urzędy, to oi bogacili się i to z nich wyłoniono Papieża, kiedy poprzedniemu się zmarło. To oni ustanowili prawa i przepisy. No tak, przecież byli Uczonymi w Piśmie o sercach zamkniętych i zgnuśniałych.
Minęło trochę czasu. Dla Pierwszych Chrześcijan nie było już miejsca w pałacu Cesarza, któremu na tyłku zrobiły się odciski. Niektórzy zdają sobie sprawę z tego jak bardzo odciski są wkurzające, a tym bardzioej na tyłku. Bo to ani usiąść wygodnie, ani się podrapać... Boli cholerstwo.
No i cesarz wpadł w zły humor. Wymyślił jakąś wojnę. "Wojna to dobry interes" - powiedział jeden z Uczonych w Piśmie i to wystarczyło. Wszyscy Uczeni ruszyli na wojnę. Każdy chciał być bogaty, każdy chciał wzbudzać lęk i szacunek. Wymyślano więcoaz to nowsze wojny, z których powracano z kupą łupów, gromadką niewolników i wziosłymi tytułami.
Wojny wojnami, ale jak wiadomo, Uczeni w Piśmie byli ludźmi o sercach twardych, ustach kłamliwych i czynach zdradliwych. Jako że urzędów Cesarzowi już brakowało, wydzierali je sobie z rąk siłą mordując się wzajemnie, torturując i rzucając klątwy. Niejed nawet chciał być Papieżem czy Cesarzem, więc i tych się tłukło.
Czas mijał. Tylko Pierwsi Chrześcijanie gdzies się w tym wszystkim zagubili... A, tu są! Zostali niewolnikami, chłopami pańszczyźnianymi, tanią siłą roboczą w zakładach kapitalistycznych... Znaleźli się więc na swoim miejscu, gdzieżby indziej! W slamsach, pod mostami, w bramach, rowach, rynsztokach i na ulicach... Czasem piją jakieś świństwa, czasem grają na piszcałkach i śpiewają wyklęte przez Uczonych w Piśmie piosenki.
To tyle tytułem wstępu, bo tak po prawdzie, to chciałem opowiedzieć o dzieciach z zespołu Arka Noego, o muzykach, którzy im akompaniują... Kiedy spytacie ich: "Ej, nie głupio wam, że na tej składance umieszczono waszą piosenkę tuż obok pieśni satanistów?", oni odpowiedzą: "My jesteśmy ludzie otwarci, gramy tam, gdzie chcą nas słuchać".
A czas ciągle mija, wcalesie nie zatrzymał. Arkę noego zaprasza do siebiepan Krzaklewski. Zespół gra na jego festynach, popiera jego kandydaturę w wyborach na nowego Cesarza...
Dlaczego właściwie o tym piszę? Naiwność i prostolinijność są sprawami osobistymi każdego człowieka. Nie wypowiadałbym się na ten temat, gdyby to dorośli ludzie lecieli do złodzieja oddając mu to, co najważniejsze. Trudno, są rozumni, odpowiadają za swoje czyny, ich sprawa. Ale jeżeli ktoś własne dzieci wysyła do złodziei wysyła każąc im oddać własną świadomość, myśli, słowa, piosenki... Jeżeli ktoś własne dzieci, które nie mają prawa głosu, wysyła do polityków, żeby ci z nich sobie korzystali, będę mówił głośno i bez skrępowania: Proszę państwa, jesteśmy świadkami politycznej pedofilii! I niech mi pedofile nie mówią, że to jest ich sprawa, co robią z własnymi dziećmi, bo sami wywalczyli ustawę o zakazie aborcji, więc chyba nie jest im trudno zrozumieć, że można się martwić o cudze życie.

szaman falarek


poprzednia strona spis treści następna strona
www.reporter.pl Tajniak ON LINE