poprzednia strona spis treści następna strona
- -

Marcin Sznajder

Delfin

Stój samotny poza światem zewnętrznym, gdyż nic, co nie ma ciała, nic za coś oddzielnego się uważające, nic co stoi poza Wiecznym, nie może ci pomóc. Rośnij, jak rośnie kwiat, nieświadomie, lecz całą duszą rwący się ku górze. Podobnie i ty dąż naprzód, by swoją duszę otworzyć temu co Wieczne. Lecz wzrost mocy i twojego piękna, tylko Wieczne powinno wywoływać, a nie pożądanie wzrostu. W przypadku pierwszym, rozwijać się będziesz w promieniach czystości, natomiast w drugim, stwardniejesz pod wpływem pragnienia wzrostu osobistego. – taką myśl mi przesłałeś drogi Mistrzu.

Gdy na koszulkach jaśnieje napis KOCHAMY DELFINY, nic nie jest groźne i nie trzeba się obawiać starcia z wodnym żywiołem. Otóż moi drodzy, mylicie się. Groziło wam najdziwniejsze z niebezpieczeństw jakie może spotkać Homo Sapiens na Ziemi - transformacja ciała. Oto relacja. Przypomnijcie sobie proszę. Autobus pokonuje drogę pomiędzy Warszawą a Augustowem w niecałe trzy i pół godziny. Na video oglądamy "WIELKI BŁĘKIT". Bohater filmu Jacques wybiera życie wśród delfinów. Stres bycia człowiekiem niszczy jego wrażliwą naturę. " Idź kochany i zobacz. Tam jest ciemno i zimno." - mówi do niego kochana kobieta zwracając mu wolność. W głębinie czeka na niego przyjaciel Enzo. Jest w ciele delfina. Wybrał wolność. Zrezygnował z pogoni za sławą. Ja tak to czuję. Robi mi się "łzawo w oczach". Wiem, że mężczyźni nie płaczą. A tu kap, kap łezka za łezką. MIŁOŚĆ, RADOŚĆ i JEDNOŚĆ oto przesłanie delfinów do nas - ludzi. Tak twierdzą ci, którzy pozazmysłowo porozumiewają się z delfinami. Jest wśród nich Jacques Mayol legenda swobodnego nurkowania i pierwowzór filmowego bohatera. Jestem pod wrażeniem przesłania wspaniałego i mądrego filmu - "Kochani, wracajcie do Domu. Czekamy na Was". Do jakiego Domu? Kto na nas tam czeka?

Autobus zatrzymuje się za wioską Przewieź. Wysiadamy. Zagłębiamy się w kolorowy i pachnący las. Czeka na nas terenowy samochód ekipy nurkowej. Po chwili jesteśmy na cyplu wrzynającym się stromymi stokami w sam środek jeziora Studzieniczne. Na polanie wśród dębów, klonów, sosen i brzóz dołączają do nas ci, którzy drogę przez las pokonali pieszo. Leśnicy, opiekunowie tych terenów wraz z instruktorami nurkowania zapraszają na małą biesiadę. Proponują specjały lasu i jeziora. Instruktorzy przed posiłkiem proponują pogawędkę wprowadzającą w arkana sztuki nurkowania w akwalungach. I ja mam tu swoją rolę. Zaczynam wykład w dość pesymistycznym tonie.
- Ludzkie zmysły i nasze ciała pod wodą są ułomne.
Wyrzucam z siebie rutynowe informacje. Wspominam o nieważkości, zmianach ciśnienia, skafandrach, butlach, automatach oddechowych, maskach i płetwach. Przypominam o spokoju, bezpieczeństwie. Gadu, gadu i nagle dociera do mnie, że wśród stojących obok mnie instruktorów pojawił się Jacques. Wszyscy uśmiechnięci, a Jacques rozbawiony.
- Nie chrzań bracie! - mówi do mnie - Nie męcz miłych ludzi udowadniając im, że coś wiesz. Przestań marudzić to dam ci MOC. Chcesz? - Nie przeszkadzaj bo plącze mi się język i gadam od rzeczy - odpowiadam. - Nie chcesz mocy? - dziwi się - Nie odmawiaj. To podarek od delfinów - kusi.
Język mi się dalej plącze, a kiedy w trakcie wykładu składając palce w kółko pokazuję słuchaczom nurkowe OK., Jacques radośnie pokrzykuje. On ten sygnał bierze za moją zgodę i bezwstydnie wykorzystuje sytuacje.
- OK! to OK! No widzisz bracie, zmądrzałeś!
Wlewa coś we mnie co pali, włosy podnosi do góry i napręża wszystkie mięśnie. Ciało mi sztywnieje, język staje kołkiem. Odchodzę na bok ogłuszony tą mocą. Trawię ją i przeklinam. Wielki jak dąb instruktor Marek z Augustowa przejmuje rolę wykładowcy. Odchodzę na bok ale Jacques dalej mnie dręczy.
- Co ty do cholery wlałeś we mnie, Jacques?! - pytam zrozpaczony. - To niespodzianka mój drogi. Miła niespodzianka. Poczujesz! Zobaczysz, spodoba ci się! – i to mówiąc znika.
Podchodzi do mnie dwójka nowicjuszy; pytają, snują plany na przyszłość. Proponują wspólny wyjazd nad morze Czerwone. Mam trudności z logicznym myśleniem. Lekko chwieję się na nogach. Nie łapie sensu rozmowy. Instynktownie dotykam ich ręką. Między nami dzieje się coś niezwykłego. Nawiązujemy jakaś pozazmysłowa łączność. Płynie do nich MOC.
Kończy się wykład, czas na obiad. W programie mamy płynięcie gondolami przez śluzę Przewieź do restauracji "Perkoz" zakotwiczonej na jez. Białym. Nowicjusze odmawiają. Chcą zaraz nurkować. Negocjują z instruktorami. Po chwili docierają do mnie ich ściszone głosy.
- Integracja panowie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Po to tu jesteśmy. Nie chcemy nikogo wyróżniać. – mówią instruktorzy.
Niepokorni ustępują. Gondole odpływają. Na polanie Instruktorzy przygotowują sprzęt dla trzydziestoosobowej grupy. Czuję dziwną ociężałość. Wypijam dwie mocne kawy. Gospodyni - Leśniczyna spogląda na mnie ze współczuciem. Proponuje mi wędzoną sielawę i na wzmocnienie kieliszeczek specjalnej nalewki. Odmawiam. Schodzę po stromych schodkach na pomost nurkowy. Wskakuję do wody. Płynę i czuję , że ktoś mnie dotyka. Jezu!! To delfin! Biały butelkonosy delfin! Kompletny odlot! Delfin w jeziorze! Jestem pewny, że zwariowałem. Słyszę, a raczej odbieram gdzieś w swoim wnętrzu jakiś śmiech i popiskiwania.
- WITAJ! WITAJ! PRZECIEŻ O TYM MARZYŁEŚ PO NOCACH. CHCIAŁEŚ ZOSTAĆ DELFINEM. POBAW SIĘ ZE MNĄ.
Czuję jak moje ciało rozkłada się na komórki. Szybuję w tęczowym tunelu. Barwy wirują z oszalałą prędkością. Jestem w jakiejś gigantycznej pępowinie. Dokąd ona prowadzi? Czy Delfin jest przy mnie? We mnie? Stapiam się z nim? Gdzie ja jestem? Chryste! Razem wpadamy w jasność pulsującą złotem. Stapiamy się w jedność. Nasze komórki wchłania gigantyczny wir. Zapada ciemność. Tracę przytomność. Budzę się czując nieznaną mi błogość i lekkość. Leżę na powierzchni wody. Widzę odległy brzeg. Chcę koniecznie dopłynąć do brzegu. Próbuję ruszyć rękami, potem nogami. Nic mogę. Nie mam ich. Obok wybucha radosny ludzki śmiech. Przede mną pojawia się człowiek. Przyglądam mu się uważnie. Podpływam do niego. Na miły Bóg! Przecież TO JESTEM JA SAM. Na wprost mnie nurkuje MOJE CIAŁO, a gość zamieszkujący w nim uśmiecha się do mnie radośnie. Powoli kojarzę, przypuszczam, dociera do mnie, już wiem. Nastąpiła wymiana ciał. JESTEM w CIELE DELFINA! Siup, chlup i jeszcze raz! Skok, obrót ,plusk, i jeszcze raz! O rany!! I w dół, i w górę, i do słońca, i trzask bokiem o wodę, i mach, mach płetwami i pach, pach ogonem. Wolny! Wolny! Szczęśliwy! Beztroski! Ha!, Ha! Duży wydech i pac w górę i w dół strumieniem wody. Podpływam do swojego ludzkiego ciała, a ten ktoś w nim znów się uśmiecha. Klepie mnie po delfiniej twarzy. Łbie? On pokazuje OK! Oczekiwałem właśnie takiego zachowania! Nie jestem zaskoczony. Zdaję sobie sprawę, że wiem dokładnie co któryś z nas zrobi i myśli.
- Ktoś ty? - pytam. - Ja to Ty, a Ty to Ja. - odpowiada on, czyli ja. Chryste! - Moja jaźń się rozdwoiła. Piękny kąsek dla psychiatrii. Mnie - człowieka zamkną u czubków, mnie - delfina złapią w sieć. Jacques! Ty cholerny żartownisiu! Gdzie jesteś? - wołam.

I nagle w mojej głowie, i ludzkiej, i delfiniej pojawia się On – Jacques Mayol. Prawdziwy z dziada - pradziada Grek. Smukła sylwetka, gęste siwe włosy zaczesane do tyłu i siwy wąs. Śmiech Zorby i błyski w oczach.
- Mam cię! - mówi wyraźnie rozbawiony - Umówmy się. Zawrzyjmy układ - dodaje. Nie mam wyjścia, zgadzam się na wszystko. Zawieramy umowę...
Puf!, Puf! Zdążyłem. Jestem przy brzegu. Instruktorzy znoszą sprzęt z polany i układają na pomoście. Są w specjalnych suchych skafandrach koloru pomarańczowego. Wyglądają kosmicznie. Za nimi po schodkach nadchodzą w czarnych piankowych skafandrach ich uczniowie. Delfinie serce mi zamiera. Schowany w krzakach z niepokojem obserwuję jak na pomoście Jacques w MOIM CIELE przyjacielsko klepie po ramionach dwójkę zaprzyjaźnionych nowicjuszy. Słyszę jak mówi.
- Kochani! To takie łatwe! Cud i odlot! Zanurkujecie, a świat zmieni się na plus. Idea życia w szczęściu na lądzie, jest nic nie warta. To dobre dla nieudaczników i mięczaków.>
Jestem przerażony. Co on kombinuje? Czy zamieni ich też w delfiny? I nagle jasne światło błyska w mojej głowie. I widzę stado delfinów płynących po falach oceanu. Widzę jak z radością wyskakują wysoko ponad powierzchnię. A może i ponad przeciętność? - przychodzi mi do głowy. Duży Biały Delfin , widocznie przywódca stada, podpływa do mnie i śmieje się. - Kochany! Nie miej żadnych złudzeń! Jacques zrobi z nich HOMO DOLPHINUSY! Nie wiem co to znaczy, ale podoba mi się to. Drogi Mistrzu!
Dziękuję za mądre rady, które mi przesyłasz. Dokonałem w swoim życiu wielu wyborów. Stoję teraz oko w oko z Wiecznym. Masz racje, jest tylko jedna władza warta posiadania. Ta władza polega na godzeniu się, nie na tym by brać i mieć, lecz by dawać. Nie mam z tym problemów. Od lat pływam w stadzie, w czystym Oceanie. Nowonarodzone wnuczęta popiskują, że nasz Dom jest w gwiazdozbiorze Syriusza. Co o tym sądzisz?

Nie zabijaj delfina nawet we śnie.
Słońce nie zajdzie - ty nie zaśniesz.
Kochaj! Nie zabijaj!
Trzepot płetw huragan zrodzi.
Oś Ziemi zmieni.
Słońce nie zajdzie - ty nie zaśniesz.
Kochaj! Nie zabijaj!

Marcin Sznajder,
Studzieniczna 2000. 09.01



poprzednia strona spis treści następna strona