Związani - odc. 1 (scenariusz)
MIESZKANIE. DZIEŃ.
Typowa jednopokojowe mieszkanie w bloku. Tanie,
lekko podniszczone meble, staroświecka lodówka w
ślepej kuchni, ponury przedpokój.
Widok na kuchnię. Z korytarza słychać dobiegające
głosy, trzaski otwieranych drzwi, śmiechy. Do pomieszczenia
wchodzi AGNIESZKA całkiem ładna, dwudziestokilkuletnia
wysoka dziewczyna, ubrana w dżinsy i obcisłą niebieską
koszulkę. Rozgląda się.
AGNIESZKA
Trochę mała... i taka ciemna.
WŁAŚCICIEL
(z offu)
No, proszę pani szanownej! Tu wszędzie takie są,
na całym osiedlu. A ta niedawno była malowana!
W drzwiach staje ŁUKASZ niedbale ubrany rówieśnik
AGNIESZKI. Rzuca okiem na kuchnię, wzrusza ramionami.
ŁUKASZ
Nie wybrzydzaj... kochanie. Nie jest taka mała.
Cała trójka przechodzi do pokoju, równie małego
i szpetnego co kuchnia. AGNIESZKA i ŁUKASZ sprawdzają
szafy, zaglądają do kątów. Wyglądają na zadowolonych
z oględzin.
ŁUKASZ
No, nieźle, co nie, mała?
AGNIESZKA
Uhm, nieźle.
(szeptem)
Ale trochę drogo... stać nas?
ŁUKASZ
Nie martw się, mała, poradzimy się. Znajdę robotę,
starzy pomogą, stypendium; na początek starczy.
Będzie dobrze.
WŁAŚCICIEL
Proszę zobaczyć balkon! Jaki piękny widok na całe
miasto! I fabrykę!
KUCHNIA. DZIEŃ.
Na stole widać kartony, z których AGNIESZKA
wyjmuje kolejne garnki, kubki i ustawia je w szafkach.
Z pokoju słychać odgłosy wiercenia. Dzwoni telefon.
AGNIESZKA
Wyłącz to na chwilę!
Wiercenie ustaje.
AGNIESZKA
(odbiera)
No cześć stary! Tak, właśnie się urządzamy... och,
ty od razu byś imprezo wał! Daj nam się, kurde,
urządzić. Nie, potem wiadoma rzecz, będzie impra.
No dobra, pa.
Podczas rozmowy do kuchni wchodzi ŁUKASZ.
AGNIESZKA
(wyłączając telefon, niby poważnie)
Lud domaga się igrzysk.
Uśmiecha się do siebie i chowa telefon do kieszeni.
ŁUKASZ
(siadając na krześle)
Zmachałem się. Jest jakiś browar?
AGNIESZKA
No, w siatce pod stołem.
ŁUKASZ
W mordę, nie mogłaś wstawić do lodówki?! To po co
to bydlę chodzi i prąd zżera, co?
Kręcąc głową wyjmuje piwo z reklamówki, otwiera
je sprawnym ruchem i bierze sporego łyka.
ŁUKASZ
(do siebie)
Ciepły bronks, rany, co za profanacja.
AGNIESZKA
Daj łyka.
ŁUKASZ
Po co, przecież ciepły, paskudny. Ty, wiesz, że
w Australii piją ciepłe piwo? Kurde, w życiu tam
nie pojadę, ciepłe. W życiu!
AGNIESZKA
Nie bądź wiśnia, daj łyka.
ŁUKASZ
Marudna jesteś...
(podaje jej butelkę)
No, jeszcze trochę i będziemy tu mieli po swojemu.
AGNIESZKA
W końcu na swoim...
(podchodzi do niego i całuje delikatnie)
Dzięki tobie, kochanie.
ŁUKASZ
(uśmiechając się lekko)
Dzięki nam, najdroższa.
AGNIESZKA
(ironicznie)
Ale się słodko zrobiło, co nie?
Oboje wybuchają śmiechem.
ŁUKASZ
(po chwili)
O której grają?
AGNIESZKA
O osiemnastej, na drugim.
ŁUKASZ
Ee... i tak nic nie wywalczą.
AGNIESZKA
Czemu. Przecież dobre są.
ŁUKASZ
Fizycznie tak; siłę mają, to im trzeba przyznać.
Ale psyche słabuje. Jak się zestresują albo przestaną
wierzyć w siebie, to od razu przestają grać... zresztą,
jak zbytnio uwierzą w zwycięstwo to jest podobnie.
AGNIESZKA
(ironicznie)
"Przestań szerzyć DEFEKTYZM"
(oboje wybuchają śmiechem)
Awansują, zobaczysz.
ŁUKASZ
Oby, oby. O osiemnastej...
(patrzy na zegarek)
Dobra, to do roboty.
Wychodzi. Po chwili słychać odgłosy wiercenia.
POKÓJ. DZIEŃ.
AGNIESZKA siedzi w fotelu, apatycznie patrzy
się w telewizor. Dzwonek u drzwi.
AGNIESZKA
Proszę!
Wchodzi WŁAŚCICIEL.
WŁAŚCICIEL
Dzień dobry, pani szanownej!
AGNIESZKA
(znudzonym głosem)
Dobry...
WŁAŚCICIEL
Ja ze smutną powinnością!
(śmiech)
Po pieniądze, znaczy się, szanowna pani!
AGNIESZKA
Aha...
Wstaje, z jednej z szuflad wyciąga gotówkę i
wręcza ją WŁAŚCICIELOWI.
AGNIESZKA
Proszę przeliczyć.
WŁAŚCICIEL
(licząc pieniądze)
Widziałem panią ostatnio... w naszym kościele, piękny,
co nie? A czemu nie było z panią szanownego małżonka?
AGNIESZKA
Małżonka? Aaa, musiał wyjechać do swoich rodziców,
ważne sprawy.
WŁAŚCICIEL
No tak, rodzina, to najważniejsze. A państwo to
dzieci nie planują? O, przepraszam, nie powinienem...
(śmieje się i chowa pieniądze do kieszeni)
No, to ja już lecę! Do widzenia
Wychodzi.
AGNIESZKA
(smutnym głosem)
Do widzenia...
POKÓJ. NOC.
AGNIESZKA i ŁUKASZ leżą w łóżku. W pokoju panuje
półmrok, cicho rozbrzmiewa spokojna muzyczka.
AGNIESZKA
Dzisiaj był po kasę.
ŁUKASZ
Starczyło?
AGNIESZKA
Taa, jasne. Pytał się o ciebie.
ŁUKASZ
O mnie?!
AGNIESZKA
No, czemu nie chodzisz do kościoła.
ŁUKASZ
O rany, kolejny dewota! A co go to obchodzi!
AGNIESZKA
Nie krzycz, kochanie.
(całuje go w policzek)
Po prostu zdziwił się, czemu ja chodzę, a ty nie...
ŁUKASZ milczy, na jego twarzy widać mocne wkurzenie.
AGNIESZKA
A ty? Nie uważasz, że to dziwne?
ŁUKASZ
Dziwne? Że niby co?
AGNIESZKA
Że tak się różnimy... w tej kwestii.
(nie widząc na jego twarzy zrozumienia dodaje)
W kwestii wiary... religii, kościoła, poglądów.
ŁUKASZ
W mordę, nigdy ci to nie przesadzało. To moja prywatna
sprawa, czy modlę się do Bozi, czy nie! Zawsze to
akceptowałaś, no nie?
AGNIESZKA
Akceptowałam... ale to dziwne. Tobie to nie przeszkadza?
ŁUKASZ
Posłuchaj nie chcę chodzić do kościółka tylko
po to, żeby sprawić przyjemność okolicznym rydzykom.
Jak poczuję taką potrzebę, to pójdę, ok?
AGNIESZKA
No tak... ale może... gdybyś poszedł na mszę, to
może poczułbyś... coś. Tak może być, prawda?
ŁUKASZ
(przygląda jej się)
Może... naprawdę ci na tym zależy? Żebym poszedł?
AGNIESZKA
Nie żebyś poszedł. Żebyś poczuł, uwierzył.
(po chwili)
Ale to się łączy.
ŁUKASZ
(wzdycha ciężko)
No dobra, pójdę z tobą. W niedzielę... ale nie na
ósmą! Chcę się wyspać!
AGNIESZKA
Nie na ósmą.
(całuje go czule)
Dziękuję, kochanie. Wiedziałam, że to jest możliwe.
KUCHNIA. DZIEŃ
Z korytarza słychać ich śmiech i głosy. Po chwili
oboje wchodzą do kuchni, uśmiechnięci, z zaróżowionymi
policzkami.
AGNIESZKA
I co, nie było źle, prawda?
ŁUKASZ
Uhm.
(ogląda swoje ręce)
Wysypki nie dostałem. A więc, kto wie, może za tydzień
znowu pójdę.
Oboje uśmiechają się lekko. ŁUKASZ podchodzi
do kuchenki i wstawia wodę.
ŁUKASZ
Herbaty?
(AGNIESZKA przytakuje)
Dzięki, że mnie... zaciągnęłaś.
AGNIESZKA
A warto było?
ŁUKASZ
Chyba tak. Muszę to przemyśleć... tak, muszę to
przemyśleć.
Przytulają się do siebie i trwają tak w bezruchu
przez jakiś czas. Woda w czajniku zaczyna wrzeć.
KUCHNIA. DZIEŃ.
Wchodzi ŁUKASZ jest wyraźnie zmęczony, porusza
się wolno i ciężko. Podchodzi do kuchenki, po kolei
zagląda do garnków.
ŁUKASZ
Ej, gdzie obiad?
Cisza.
ŁUKASZ
Słyszysz?! Jest coś do żarcia?!
Wchodzi AGNIESZKA.
AGNIESZKA
...kanapki... albo możemy zamówić pizzę.
ŁUKASZ
(zaczyna chodzić po pomieszczeniu, gwałtownie
gestykuluje)
Pizzę? Myślałem, że jak wrócę po całym dniu zapieprzania
to przynajmniej dostanę jakieś żarcie nie wymagam
wiele, kotlet albo placki by starczyły
(patrzy na nią z wyrzutem)
ale nie, przychodzę do siebie i co? ...gówno,
"możemy zamówić pizzę".
W czasie tego monologu AGNIESZKA usilnie stara
się na niego nie patrzeć.
ŁUKASZ
Jakbym chciał jeść jakieś chemiczne badziewie to
bym się z akademika nie wyprowadzał! W mordę, czy
to taki problem rzucić kawałek mięcha na patelnię?!
AGNIESZKA
(znużonym głosem)
Nie przesadzaj... nie ty jeden miałeś dziś ciężki
dzień. Dopiero co wróciłam z zajęć, jestem zmęczona,
chciałabym odpocząć.
ŁUKASZ
(wychodząc z kuchni)
" jestem zmęczona, chciałabym odpocząć"...
zrób chociaż te kanapki.
(już z korytarza)
Dla mnie z serem!
Idzie do pokoju, rozsiada się wygodnie w fotelu,
włącza telewizor i bezmyślnie skacze po kanałach.
Po chwili zniechęcony wyłącza tv i sięga po telefon.
ŁUKASZ
Cześć brachu.... no, ja w sprawie tej imprezy, której
tak się domagałeś. No. Może dzisiaj? Wiesz, padnięty
jestem, jakoś muszę odreagować. Nie, kameralnie.
Weź chłopaków, Agnieszka zwerbuje jakieś koleżanki.
Ok, to co, na dwudziestą? Dobra, trzym się.
(wsuwa komórę do kieszeni i krzyczy w stronę
kuchni)
Zaproś te swoje na ósmą, ok?!
AGNIESZKA
(staje w drzwiach)
O rany, Łukasz, musimy dzisiaj? Zmęczona jestem...
ŁUKASZ
Nie wybrzydzaj. Już zaprosiłem chłopaków, jak to
będzie wyglądać, jak teraz będę wszystko odkręcał.
A zresztą... to będzie tylko małe posiedzenie, kilka
godzin i się ich wszystkich wywali. Nie wydziwiaj...
co z tymi kanapkami?
KUCHNIA. WIECZÓR.
Wokół rozbrzmiewają popowe dźwięki, brzęk szkła,
pokrzykiwania, rozmowy. Wchodzi AGNIESZKA, niosąc
puste kieliszki i butelki. Jest ubrana dosyć elegancko;
na twarzy mocny makijaż, trochę biżuterii. Wstawia
szkło do zlewu i zabiera się za zmywanie. Po chwili
lekko chwiejnym krokiem wkracza ŁUKASZ; ma na sobie
to samo ubranie co zwykle. Podchodzi do lodówki
i wyjmuje z niej butelkę wódki.
AGNIESZKA
(znużonym głosem)
Starczy soku?
ŁUKASZ
Starczy, starczy... chyba, że ta ruda będzie wciąż
tyle żłopała.
AGNIESZKA
(przerywa zmywanie i odwraca się w jego stronę)
Znowu coś nie tak?
ŁUKASZ
Ależ nie... jestem fanem wszystkich twoich koleżanek,
kochanie...
AGNIESZKA patrzy na niego wściekłym wzrokiem.
ŁUKASZ
... ich rozmów o szminkach, farbach do włosów i
okresach.
AGNIESZKA
No tak, a twoi ziomale to elyyta piłka, Małysz
i opowieści z imprez, kto ile wykirał i co poderwał!
ŁUKASZ
Nagle ci się nie podobają, co?! A gapisz się na
nich, jakbyś nigdy faceta na oczy nie widziała!
Te twoje uśmieszki, mrugnięcia, żarciki!
Wtem do kuchni wchodzi KUMPEL, niewysoki brunet
z butelką piwa w dłoni.
KUMPEL
Gospodarzu... goście ci stygną, alko się kończy,
a ty co? Jak zwykle bardzo się starasz zniszczyć
nastrój... sobie i innym.
(wzdycha)
Zostaw to i idź zabawiać ten cholerny motłoch.
ŁUKASZ wzrusza ramionami i z obrażoną miną wychodzi.
KUMPEL
Co on taki skwaszony łazi?
AGNIESZKA
Znowu ma swoje filmy.
KUMPEL
To znaczy?
AGNIESZKA
No wiesz... w zeszłym tygodniu byłam na urodzinach
kumpeli z roku. Tak sztampa, ciasteczka i herbatka,
wiesz jak to jest. Jemu nic nie powiedziałam, bo
samej by mnie nie puścił, a z nim - sam wiesz -
katorga, on na takie grzeczne posiadówy się nie
nadaje.
KUMPEL potakuje.
AGNIESZKA
Oczywiście po kilku dniach się dowiedział, nawet
nie wiem skąd. No i teraz twierdzi...
KUMPEL
... że się puściłaś.
AGNIESZKA
(uśmiecha się smutno)
Nic nowego, co nie? A najlepsze, że na tej "imprezie"
nie było nawet jednego faceta! No, ale jemu takie
drobiazgi nie przeszkadzają.
Milczą przez chwilę.
AGNIESZKA
No i teraz rozgłasza wszem i wobec, że jestem dwulicowa,
zdradziecka i jak on się ze mną męczy... a ja to
niby co? Raj z nim mam, czy jak? Sam powiedz, raj
z nim mam?
KUMPEL milczy, wpatrując się w czubki własnych
butów.
AGNIESZKA
W piątek jadę do domu; niby na weekend. Ale już
podjęłam decyzję nie wracam tu. Nie mam zamiaru
dalej żyć z tym świrem.
KUMPEL
Żartujesz, prawda? Nie możesz tego zrobić!
(zaczyna chodzić po kuchni)
Jesteście ze sobą już tyle lat...
AGNIESZKA
Ale...
KUMPEL
Nie przerywaj mi! ...tyle lat i nie możesz tego
zniszczyć. Przecież wiesz, że on bez ciebie nie
wytrzyma, jak go rzucisz to się powiesi albo zapije.
Wiem, wiem, jest zazdrosną świnią, ale przecież
to twoja świnia, on naprawdę cię kocha i ty jego
też! Jasne, bywa brutalny, czasem cię wyzywa itp
ale przecież wiesz, jaki on jest po pijaku. A
musisz przyznać, że na trzeźwo nigdy takich rzeczy
nie robi.
AGNIESZKA
(cicho)
No, muszę.
KUMPEL
Sama widzisz, więc nie podejmuj pochopnych decyzji.
Zrobić błąd jest łatwo, ale naprawić go dużo trudniej.
A poza tym... ech, ładną parę tworzycie i w ogóle.
Już wszyscy, rodziny, znajomi, przyjęli za pewnik,
że się chajtniecie. Nie rób głupstw, mała.
Nagle wzdycha ciężko, podchodzi do niej i delikatnie
dotyka jej policzka, po czym natychmiast cofa rękę.
AGNIESZKA
Co?
KUMPEL
Nic... wiesz, czasem myślę, że tak cię zachęcam,
byś dalej z nim była, że tworzycie ładną parę; a
sam w to nie wierzę i łapię się na tym, że chciałbym...
żebyś nie była z nim.
AGNIESZKA
(patrzy mu głęboko w oczy)
A z kim?
KUMPEL
(chodzi nerwowo po kuchni)
Nie wiem... z kimś innym. Z kimś, kto by cię lepiej
rozumiał... z kimś lepszym.
AGNIESZKA
Stary, do czego ty zmierzasz?
KUMPEL
Ja? Do niczego... to znaczy... wiesz co, wracajmy
do nich, bo jeszcze się ploty zaczną.
AGNIESZKA milcząc kiwa głową. Wychodzą; KUMPEL
ostentacyjnie przepuszcza ją w drzwiach.
POKÓJ. WIECZÓR.
Impreza wciąż trwa. Całe zadymione pomieszczenie
jest nabite do granic niemożności bliższymi i dalszymi
znajomymi; wokół rozbrzmiewa plastikowa muza, brzęk
szkła i pijackie pokrzykiwania. W rogu siedzi skulona
AGNIESZKA. Obok niej RUDA stara znajoma, jeszcze
z czasów szkolnych.
RUDA
Czasami mam dosyć, wiesz? Patrzę na te wszystkie
parki obściskujące się w tramwajach, lokalach...
mam ochotę podejść do nich i oblać ich żółcią: dlaczego
wam się udało a mi nie? Czym sobie na to zasłużyłam?
AGNIESZKA
Dlaczego on mnie tak traktuje? Jak jakiegoś śmiecia,
szmatę, totalnie zbędną rzecz.
RUDA
Czy jestem wadliwa? Nie! Jestem zwykłą przeciętną
dziewczyną... a jednak one wszystkie sobie kogoś
znalazły, a ja co? W każdy piątek siedzę sama w
chacie, szamię chipsy i patrzę jak mi dupa rośnie.
(wzdycha)
Co za porażka...
(patrzy na AGNIESZKĘ)
Fajnie masz; wygrany los na loterii, po prostu.
Facet, chata... los na loterii, nie ma co.
AGNIESZKA
Staram się nie robić niczego, co mogłoby mu dać
jakiś powód do podejrzeń. Ale on i tak zawsze sobie
coś znajdzie.
OKRZYK Z GŁĘBI POKOJU
Ej, wy tam! Nie izolujcie się! Chodźcie tutaj!!
Dziewczyny ignorują to wezwanie i monologują
dalej.
RUDA
Fajnie masz.
AGNIESZKA
Potem zawsze przez jakiś czas jest lepiej; ale tylko
na chwilę. Stary Łukasz zawsze wraca...
(wzdycha)
Mam dość.
RUDA
Ale te, które kogoś mają nigdy tego nie docenią.
Godzinami mogą opowiadać jakie to są nieszczęśliwe.
Pobyłyby same tak ze dwa lata, to by zobaczyły jak
to jest! Że nie ma nic gorszego niż samotność! A
nie, przepraszam, jest samotność plus mieszkanie
z takimi upierdliwymi starymi jak moi. Ale te, które
kogoś mają "nie spełniają się w swoim związku"...
co za idiotyzm!
AGNIESZKA
Nie wiem, co mam zrobić. Nie wiem.
POKÓJ. WIECZÓR
Wciąż podczas imprezy. W drugim kącie pokoju
siedzą ŁUKASZ i KUMPEL.
ŁUKASZ
... i nic mi nie powiedziała! Powiedz, stary, czy
to normalne, by dziewczyna szła na imprezę i ukrywała
to przed swoim facetem? Mówię ci, coś tu śmierdzi,
znowu coś tu śmierdzi!
KUMPEL
(spokojnie)
Niedługo zaczniesz podejrzewać cały męski świat
w okolicy. Albo i tych z dalszych rejonów.
(uśmiecha się)
Wszyscy faceci będą, według ciebie przyjacielu,
mieć mniej lub bardziej przelotny romans z twoją
kobietą. A ona...
(stukają się kieliszkami i biorą solidnego łyka)
...może stawać na głowie, a i tak nie udowodni swojej
niewinności. Więc nie przesadzaj. Nie powiedziała
ci, bo wiedziała, że nie puściłbyś jej tam samej...
a ona chciała iść na tę stypę.
ŁUKASZ
Coś tu śmierdzi, mówię ci, coś tu śmierdzi. Na pewno
ma kogoś, jakiegoś dresa albo innego wyżelowanego
pedała.
KUMPEL
Wiesz co, chory jesteś. Wkręcasz sobie filmy, a
potem te filmy przejmują nad tobą władzę i nie potrafisz
się pozbyć tych natrętnych jazd. Nawrzucasz jej,
wyzwiesz, a potem co? Będziesz żałował, tęsknił
i skomlał; i nie udawaj, że tak nie będzie, bo twardzielem
to ty nie jesteś, cwaniaczku. Więc nie podejmuj
pochopnych decyzji. Zrobić błąd jest łatwo, ale
naprawić go dużo trudniej. A poza tym... fajną
parę tworzycie i w ogóle. Już wszyscy przyjęli za
pewnik, że się chajtniecie. Nie rób głupstw stary.
(wzdycha ciężko)
Przecież podświadomie wiesz, że ona jest ci wierna,
no nie? Odkręć to, póki jeszcze możesz. Kup jej
kwiatka, bądź miły i w ogóle...
ŁUKASZ
(patrzy na KUMPLA podejrzliwie)
Ty ostatnio coś za bardzo jej bronisz... przyznaj
się, staruszku, podoba ci się, co?
KUMPEL
Widzisz? To ten mechanizm. Filmy, filmy sobie wkręcasz...
jak możesz o coś takiego podejrzewać mnie, swojego
najlepszego kumpla? Stary, zastanów się!
ŁUKASZ
Taa, chyba masz rację.
(bierze butelkę i napełnia kieliszki)
Twoje!
Wypijają i w milczeniu patrzą się na siebie.
ŁUKASZ
Ale... mimo wszystko... kiedyś tak o niej nie mówiłeś.
Nie broniłeś jej.
KUMPEL
Bo jej nie znałem. Była dla mnie twoją kolejną dupą,
ot co. A zresztą, kto ci powie bolesną prawdę jak
nie ja. No kto?
ŁUKASZ
Niby tak, niby tak
KUMPEL
Zresztą, ty dla niej też za dobry nie jesteś co?
ŁUKASZ
(po chwili)
No... zwłaszcza ostatnio. Ostatnio... zrobiłem jej
wielkie świństwo.
KUMPEL
Co, zdradziłeś ją, czy jak?
ŁUKASZ
Niee... opowiadałem ci o tej sprawie z kościołem,
nie?
(KUMPEL kiwa głową)
Wiesz, poszedłem tam tylko po to, żeby się w końcu
ode mnie odczepiła, żeby przestała mi truć o wierze,
tradycji... miałem dosyć, rozumiesz; musiałem ją
jakoś uciszyć. A potem... udawałem przejętego, żeby
przypadkiem nie drążyła sprawy. Dla niej to było
bardzo ważne, a dla mnie... zmarnowana godzina.
OKRZYK Z GŁĘBI POKOJU
Ej, wy tam! Nie izolujcie się! Chodźcie tutaj!!
ŁUKASZ
Ok, już idziemy!
KUMPEL
Jedziesz na weekend do chaty?
ŁUKASZ
Nie, chyba nie. Wolę jej samej nie zostawiać. Mów
se co chcesz, ale wolę być ostrożny.
KUMPEL
To jej pas cnoty załóż!
(obaj wybuchają śmiechem)
Kurde, facet, jedź w chatę, zregeneruj siły, obejrzyj
ze starym Małysza... ja jej popilnuję. i problem
z głowy!
ŁUKASZ patrzy na KUMPLA pustym, nieco już pijanym
wzrokiem.
ŁUKASZ
Tylko łapy przy sobie, ok?
KUMPEL
Słowo harcerza!
ŁUKASZ
Przecież ty nigdy harcerzem nie byłeś!
Znów się śmieją; wstają i idą do reszty imprezujących
ludzi.
POKÓJ. DZIEŃ
AGNIESZKA nerwowo chodzi po pokoju, co jakiś czas
zerkając na zegarek. Wtem rozbrzmiewa dzwonek u
drzwi. Dziewczyna rzuca się w ich kierunku; nagle
przystaje, przegląda się w lustrze, poprawia włosy
i bierze głęboki oddech. Stara się przybrać jak
najbardziej obojętny wyraz twarzy. W końcu otwiera
drzwi.
KUMPEL
Cześć.
AGNIESZKA
Cześć. Wejdź. Kawy, herbaty? Może czegoś mocniejszego?
KUMPEL
Ee, nie dzięki. Albo wiesz co... piwa, tak, jeśli
możesz.
AGNIESZKA
Ok, nie ma sprawy.
Idzie do kuchni, po chwili wraca z dwoma piwami
w ręku. Siadają w pokoju, przez chwilę panuje krępująca
cisza.
KUMPEL
Wyjechał?
AGNIESZKA
Tak. Do domu. Wróci pojutrze.
(po chwili)
To pewne.
KUMPEL
Aha
AGNIESZKA
Długo siedzieliście ostatnio.
KUMPEL
No wiesz, sporo było do obgadania. Trochę musiałem
go poprostować.
(uśmiecha się)
Ale chyba się udało, no nie?
AGNIESZKA
Tak, był w lepszym nastroju. Trochę.
KUMPEL wstaje i podchodzi do niej. Patrzy jej
głęboko w oczy, po czym zaczyna ją gwałtownie całować.
AGNIESZKA na początku mu ulega, ale już po chwili
delikatnie go odpycha.
KUMPEL
Słuchaj... on wyjechał. Wróci dopiero pojutrze.
AGNIESZKA
Wiem.
KUMPEL
Chcesz tego?
AGNIESZKA
T...n.... nie wiem.
KUMPEL
Słuchaj... czy to, co masz teraz z nim to to czego
szukasz? Odpowiada ci jego stosunek do ciebie?
Ona przecząco kręci głową.
KUMPEL
Więc czemu się wahasz?
AGNIESZKA
A co będzie potem? Teraz wszystko wydaje się proste,
ale on wróci, ty sobie pójdziesz, a ja? Zostanę
z tym mętlikiem, chaosem w głowie...
KUMPEL
Nie zostawię tak ciebie. Zobaczysz.
Ponownie zaczyna ją całować. Powoli rozpina
jej bluzkę. AGNIESZKA stanowczo zatrzymuje jego
ręce.
AGNIESZKA
To przecież twój przyjaciel, znacie się od dziecka.
A ty... nie masz wyrzutów, że robisz mu takie świństwo?
KUMPEL
Myślisz, że dla mnie to takie hop? Nie ma go, to
wykorzystuję sytuację? Uwierz mi, maleńka, że tak
nie jest. Ale... od jakiegoś roku nie mogę nie myśleć
o tobie, o twoich gestach, słowach, uśmiechu, spojrzeniu.
Wracam do domu, a wizja ciebie wciąż idzie za mną...
A gdy patrzę jak on ciebie traktuje, to mam ochotę
go zabić, rozumiesz? Zasługujesz na kogoś lepszego,
na kogoś kto będzie cię szanował, dla kogo nie będziesz
tylko kucharką, sekretarką i kochanką w jednym.
Delikatnie głaszcze jej włosy. Przyciąga ją
do siebie i zaczyna całować. Tym razem AGNIESZKA
nie protestuje.
POKÓJ. NOC.
AGNIESZKA leży w łóżku; obok niej śpi KUMPEL.
Ona wpatruje się w sufit i delikatnie głaszcze jego
włosy. KUMPEL budzi się i odwraca w jej stronę.
KUMPEL
Nie śpisz?
AGNIESZKA
Nie mogę zasnąć.
KUMPEL
Coś nie tak?
AGNIESZKA
Myślę... o tym co się stało.
KUMPEL
Źle ci było?
AGNIESZKA
(uśmiecha się smutno)
Nie, nie było źle. I to jest właśnie straszne. Powinno
być źle, koszmarnie... a w ogóle to nie powinnam
do tego dopuścić. Ale dopuściłam, stało się. Wiem,
że za chwilę będę się czuć paskudnie, ale... teraz
czuję się dobrze. I to mnie przeraża.
KUMPEL
Daj spokój... nie komplikuj niepotrzebnie sprawy.
Zrobiliśmy to, bo oboje tego pragnęliśmy. On się
nigdy nie dowie. A co będzie dalej zastanowimy
się rano. A teraz śpij.
Odwraca się i natychmiast zasypia. Ona wciąż
patrzy się w sufit.
POKÓJ. RANO.
KUMPEL budzi się, przeciąga i obojętnie przygląda
się leżącej obok AGNIESZCE. Wstaje i powoli zaczyna
się ubierać.
AGNIESZKA
Wychodzisz?
KUMPEL
O, cześć! Myślałem że śpisz... nie chciałem cię
budzić.
AGNIESZKA
Wychodzisz?
KUMPEL
Tak, muszę lecieć. Mam milion spraw do załatwienia.
AGNIESZKA
Milion? Myślałam, że zostaniesz, porozmawiamy. Mamy
przecież mnóstwo do omówienia. I mamy czas Łukasz
wróci dopiero jutro.
KUMPEL
Wiesz, nie chcę ryzykować. Może wrócić wcześniej,
no i wiesz... byłaby głupia sytuacja. Lepiej nie
ryzykujmy niepotrzebnie.
(uśmiecha się do niej przepraszająco i całuje
ją w policzek)
Słuchaj... lepiej spotykajmy się u mnie, ok? Będzie
bezpieczniej, mniej stresująco.
AGNIESZKA
A twoi starzy?
KUMPEL
Oni? Ich całymi dniami nie ma w domu. Bez obaw...
przyjdziesz jutro? Pogadamy...
(całuje ją)
... i nie tylko. Będziemy mogli być sobą.
(ponownie ją całuje)
W pełni.
AGNIESZKA
Jutro nie... Łukasz wraca. Ale... masz rację, lepiej
spotykać się u ciebie.
KUMPEL
Zadzwoń, ok? Wczoraj było świetnie, naprawdę. Mam
nadzieję, że nie tylko z mojej strony, co?
(wzdycha)
Naprawdę muszę już lecieć.
AGNIESZKA
(opadając na poduszkę)
Leć. Leć, skoro to takie pilne.
KUMPEL całuje ją na pożegnanie, wstaje i rusza
w stronę drzwi.
AGNIESZKA
Łukasz się nie dowie, prawda?
KUMPEL
Nie dowie się. Mam w tym taki sam interes jak ty.
Cześć.
AGNIESZKA
(niemalże niesłyszalnie)
Cześć.
PRZEDPOKÓJ. DZIEŃ.
Do mieszkania wchodzi ŁUKASZ z wielką torbą
pełną domowych łakoci na ramieniu.
ŁUKASZ
Aga! To ja!
Z pokoju wynurza się AGNIESZKA jest zarumieniona
i wesoła.
AGNIESZKA
Cześć!
Łukasz wchodzi do kuchni i zaczyna wypakowywać
wiktuały.
ŁUKASZ
Przywiozłem trochę żarcia... w końcu nie będziemy
skazani na twoją kuchnię.
(śmiech)
Działo się coś, jak mnie nie było?
AGNIESZKA
Nie... nic się nie działo.
ŁUKASZ
Rozmawiałem ze starym. Powiedział, że pożyczy nam
kasę na ten wyjazd...
(przygląda się jej)
Coś ty taka radosna?
AGNIESZKA
Cieszę się, że cię widzę, kochanie.
ŁUKASZ
Dobrze się czujesz?
(śmiech)
AGNIESZKA
Uhm... i co z tym wyjazdem?
ŁUKASZ
Więc stary powiedział, że da mi kasę prawie całość.
Nieźle, nie? Tak więc ta eskapada to już pewna sprawa.
Szykuj rzeczy! Dwa tygodnie białego szaleństwa!
AGNIESZKA
(cicho)
Wiesz co... ja nie wiem, czy chcę jechać. Tłuc się
tyle godzin, po to tylko, żeby...
ŁUKASZ
No nie! Przecież wszystko ustaliliśmy! Termin, ekipę...
AGNIESZKA
Słuchaj...
(podchodzi do ŁUKASZA i przytula się do niego)
... mam mnóstwo roboty na uczelni. Nie wyrobię się.
Przełóżmy to na później, ok? Bardzo proszę.
ŁUKASZ
I weź tu coś planuj. Nie mogłaś mnie wcześniej uprzedzić!
Ech, dobrze, że jeszcze niczego nie opłaciliśmy.
AGNIESZKA całuje go w policzek i wychodzi do
pokoju. ŁUKASZ wzdycha ciężko i kończy rozpakowywanie
rzeczy.
Ciąg dalszy w następnym Tajniaku.