poprzednia strona spis treści następna strona
- -

o mnichu Miodku

Mnich Miodek w Meksyku

Dzień dobry. Chciałem wam dziś opowiedzieć o mnichu Miodku, który pewnego dnia był tu i ówdzie choć to nieprawda, że uprawiał bilokację. On po prostu lubił turystykę. No i raz był z tej okazji, jak już się rzekło, tylko że niedokładnie, w Meksyku, gdzie starożytni Aztecy mówili mu "bo wiesz, my tu w Ameryce to, rozumiesz, mamy taka cywilizację, co ma tylko dwieście lat" i mrugali doń okiem porozumiewawczo, a coniektórzy to po ramieniu nawet poklepywali, za czym nie przepadał, ale był pokorny i to znosił. No i jak to usłyszał Miodek, że dwieście lat i w ogóle, to się zdziwił i polał na polance wszystkim miodku, a nie było ich dużo (tych wszystkich), gdyż Aztekowie zjadali się nawzajem, a szczególnie swoje niemowlęta, żeby uzupełnić niedobory białek egzogennych, co to ich nie było w azteckim pożywieniu, gdyż mieszkali na wysokości, a na wysokości, jak to na wysokości, nawet jak się zna koło, to się go nie używa, bo po co, skoro nie ma po czym jeździć. No i polał mnich Miodek miodku tym niedobitkom, które się jeszcze wzajemnie nie zjadły, a niedobitki zaczęły opowiadać o tym, jak to w polityce dzieje się to i tamto. Gawędzili po prostu sobie, gdyż paliło się ognisko, a przy ognisku się gawędzi i śpiewa piosenki typu "Bialy miś" albo "Hej w góry, w góry w góry", jeśli jest się harcerzem. To nie takie proste kontynuować, jak się przerwie wątek, szczególnie przy ognisku, gdzie dymek szczypie w oczy, kiełbaska się piecze, tłuszczyk kapie, ktoś zajada pieczone kartofle. W Poznaniu to mówią pyry na ziemniaki i tu się skojarzyło mnichowi Miodkowi, a raczej przypomniało, choć droga skojarzeń, że w Poznaniu to na przykład nie kasują biletów, tylko je odbijają, i nie wiedział Miodek czy chodzi o kserokopie i czy były to kserokopie z kota czy z czego innego ewentualnie. Jeden z zaprzyjaźnionych Aztekow rzucił hipotezę, że być może chodziło im o co innego, o czerpanie z tego co zrobili inni na przykład.
- Naprawdę nie kasują! - wykrzyknął rozgoryczony mnich Miodek nie będąc pewnym, czy zgromadzeni Aztekowie biorą go poważnie, i zadzwonił po kanarka i papużkę nierozłączkę, które na tę łączkę lada dzień przyleciały ale póki ich nie było to Aztekowie głodni siedzieli i nie wiedzieli co zrobić z tym niedoborem białek egzogennych, bo ile można tych niemowląt zjeść, a wieprzowiny nie było to i nawet zepsuć się nie mogła.
I tu nastąpił wreszcie tak zwany potocznie zwrot akcji. Przybiegli bowiem na nieznanych zwierzętach Hiszpanie, którzy tymczasem urządzali sobie gdzie indziej inkwizycję, a tu sobie konfiskowali to i tamto w zależności co im w ręce wpadło. Ale mówili, że nie są Hiszpanami, tylko chrześcijanami, bo Europa jest jedna, więc kto nie w Europie, ten przeciwko nam, i zaczęli uczyć Azteków łaciny (stąd nazwa Ameryki Łacińskiej). Ale to dygresja i wyprzedzanie faktów. Najpierw to oni tak biegli i biegli na tych nieznanych zwierzętach używając w trzech rożnych kierunkach broni łatwopalnej, której Aztekowie również nie znali ale już o niej słyszeli, a która chyba musiała być zatkana albo Hiszpanie pijani, bo Azteków przeżylo do dziś wielu w przeciwieństwie do Indian północnoamerykanskich, których mnich Miodek kiedyś policzył na palcach jednej ręki. Co ciekawe, przy okazji policzył też tam w tej Północnej Ameryce ilość zadeklarowanych protestantów i rzymskich katolików i wyszło mu, że tych drugich, to jest znacznie mniej. Aż zgłodniał i zjadł tyle sera z piwnicy, że przeor się złapał za łysą głowę. Miał zresztą mnich Miodek swoje sposoby na rachunki.
Jeden Aztek, co miał na imię Montezuma, powiedział "Hiszpanie won" ale cóż, jako że był między młotem a kowadłem (po aztecku powiedzonko to brzmi inaczej), zginął ukamienowany, bo się przeliczył i nie udało mu się udobruchać jednych, a zadowolić drugich. Tymczasem Hiszpanie zobaczyli złoto i ocipieli. Aztecy patrzyli na nich zdumieni jak niejedno cielę na malowane wrota, proszę ja kogo, a przypominało im to wielką wyprzedaż telewizorów i odkurzaczy w pobliskim Media Markecie. Zdumienie ich jednak nie trwało długo - Hiszpanie się ocucili i zażądali więcej, więcej, więcej! I zaczęli rabować, gwałcić, zabijać dla przykładu oraz spadać w przepaści, bo to były na sporej wysokości góry z przepaściami. Wieczór zapadał, a oni nadal spadali. Ziemia miała z nich pożywienie, przepadała za białkiem egzogennym, dzięki czemu rosły roślinki. Egiptolodzy nie więdzą jednak dziś co to były za roślinki, ponieważ nie znają się na Meksyku tylko na Egipcie i jako laicy dziwią się skąd te krwawe ofiary u Azteków, a to po prostu z mentalności przeciętnego Azteka, która była przecież inna niż u Egipcjan, co potwierdził potem w swych wiekopomnych dziełach ukrytych w podziemiach klasztornej biblioteki mnich Miodek. Kiedy wypił mały dzbanek swego ulubionego trunku, usiadł i zaczął pisać jak oszołom w amoku aż go głowa rozbolała od tego pisania, bo pisał w dusznym pomieszczeniu. Na szczęście się nie udusił. Ze snu wyrwał go nagle okropny dźwięk budzika. Okazało się, że historia Azteków i ich mentalności została opisana jak nie przymierzając historia tych kartofli, które przyjechaly potem z Peru. Szczególnie w zeszłym roku obchodzono Święto Ziemniaka ale o tym opowiem kiedy indziej, bo teraz czas jeszcze na przypomnienie o czekoladzie, która nie jest z Francji, jak ją malują. Zresztą z czekoladą nie ma żartów jak powiedziała raz moja mama. Dziękuję za uwagę.
PS. Tak jak chciwość konkwistadorów pobiła - i to na niejedną głowę - chciwość komuny, tak komuna pobiła pod względem liczby ofiar Świętą Inkwizycję - mawiał po latach pewien uczony druid.

wykład Johna Brossmana przełożył Szaman z Plemienia



poprzednia strona spis treści następna strona