Marcin Sznajder
Dwa słońca
"Położyć głowę na ramieniu Kochanego Człowieka i nie bać się, nie uciekać,
nie niepokoić o nic. Obudzić się rano przy jego boku, by wieczorem zasnąć w
jego cieple. Czasami chciałabym, aby zadzwonił telefon i rozwiązał wszystkie
moje problemy, ee... chyba majaczę. To byłoby może za proste? Już sama nie
wiem. Potrzebuje czegoś, co mi przypnie skrzydła. Aktualnie są mokre i ciężkie
od śniegu. Wcale nie nadają się do latania" - tak do mnie napisałaś.
Tamtego pamiętnego dnia wstałem przed świtem. Werandę plebani w
Studzienicznej zalewała księżycowa poświata. Cicho, by nie zbudzić przemiłego
gospodarza, wyjąłem z torby sprzęt fotograficzny. Na bosaka, po srebrzystej od
rosy łące, doszedłem do zbitego z kilku desek pomostu. Przysiadłem na ławce.
Nad powierzchnią jeziora kłęby mgły stworzyły przemijające postacie
jeziornych duchów. Zerwał się lekki wiatr marszcząc wodną tafle. Balet
mgielnych, ulotnych postaci nimf i rusałek, rozpłynął się w nicość.
"Życia wieczność, życia chwila istnienia. Jak to pogodzić? Jak zrozumieć
strumienie przepływających przez nas uczuć, skojarzeń, myśli? Które z nich są
dogłębnie nasze, a które napływają i znikają do jakiegoś tajemniczego miejsca,
na podobieństwo mgielnego baletu, który "tu i teraz" na moich oczach ulatuje z
wiatrem? Minęło dominujące we mnie uczucie olśnienia, oczarowania baletem,
a zawładnęły mną uczucia zwątpienia, oczekiwania, a ja nie czuję bym istotnie
się zmienił. Kim więc jestem naprawdę? Kim jestem w swojej niepowtarzalnej
istotności?" - pomyślałem.
Po chwili ponad trzcinami wzeszło słońce. Spojrzałem w głąb wody i ujrzałem
tam blisko siebie dwa słoneczne odbicia. Ująłem je w kadr i zrobiłem zdjęcie.
Odbicia słoneczne po chwili rozpłynęły się w wodną drogę pomarszczoną
podmuchami wiatru i roziskrzoną niezliczonymi błyskami padających z Nieba
promieni. Wsiadłem do jachtu przycumowanego przy pomoście. Postawiłem
żagle i pożeglowałem tą słoneczną drogą. Byłem szczęśliwy. Moi uczniowie
czekali na mnie po drugiej stronie jeziora.
Pracowałem wtedy jako instruktor kierując bazą nurkową "BIG BLUE"
działającą na uroczym, zalesionym cyplu jeziora Studzieniczne. Jeziora,
znajdującego się koło miasteczka Augustów, w północno-wschodniej części
kraju. Tego słonecznego poranka podczas silnego wiatru wywrócił się i zatonął
kabinowy jacht. Kilkuosobową załogę wyłowiła przepływająca nieopodal
zdarzenia wiosłowa łódka. Wkrótce nasz jacht " NASZ DELFIN" rzucił kotwicę
obok miejsca wypadku. Poproszony o pomoc przy wydobyciu jachtu zszedłem
pod wodę. To co mi się przydarzyło pod wodą trwało niewiele dłużej niż kilka
minut. Trwało tyle ile może trwać oddech przesycony pragnieniem powrotu do
życia. Po wielu latach doświadczeń w nurkowaniu, każde wejście pod wodę
traktuję jako wejście do innego świata, a każdy powrót na powierzchnię, jako
powrót do domu. Powrót do jedynej, nienaruszalnej rzeczywistości. Tym razem
stało się inaczej. Po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że mój dom, że Nasz
Dom, znajduje się również gdzie indziej.
Oto kilka refleksji z tamtych dramatycznych kilku minut:
"Brak powietrza. Zginiesz"- błyska myśl. Szamoczę się próbując wyrwać się z
plątaniny lin. Przerażone zniszczeniem neurony wyją z rozpaczy. Grzmot trwogi
wstrząsa intelektem. Umysł w czerwień rozpala słowa "Ratuj się". Miernik nie
kłamie. Nie mam powietrza w butli. Krtań zaciska się. Duszę się. Utknąłem we
wnętrzu zatopionego na 20 metrach kabinowego jachtu. "W sprzęt na plecach
wplątała się lina! Przetnij ją!"- w panice wrzeszczy intelekt. Posłusznie sięgam
po nóż. Spoglądam ku górze i widzę słońce jako rozmytą plamę. Tracę
przytomność. Ogarnia mnie błogość. Cichnie umysł. Z tej cichości, z sennego
wymiaru, spoza ziemskiego czasu i przestrzeni budzi się nadzieja. Błyska w
oddali światełko. Wchodzę w jasność tunelu wewnętrznego słońca. Objawia się
duchowa strona istnienia. Moja najwyższa istotność uaktywnia dawno
zapomniane zmysły, włącza do tej pory nieznane świadomości programy. Ktoś,
kto jest naprawdę mną emigruje poza ciało. Unosząc się swobodnie Ja - duch
obserwuje siebie - ciało. Czuję, myślę i przenikam materie jasnym widzeniem.
Przeżywam dramat i jednocześnie obiektywnie obserwuje go bez emocji.
Świetlistą drogą nadciąga pełna jasności postać. Wola tej istoty nakazuje
dłoniom otwierać kolejne klamry pasków mocujących nurkowy sprzęt do mego
ciała. Jestem wolny. Wplątany w linę sprzęt pozostaje we wnętrzu jachtu.
Wynurzam się bezwładnie z czeluści jachtu. Żeby wypłynąć na powierzchnię
wystarczy zrzucić ołowiany pas balastowy. Dłoń zaciska się na klamrze pasa.
Świetlana postać swymi myślami przenika mnie, ogarnia współczuciem,
wszystko wybaczającą miłością. Dociera do mnie pytanie.
"Masz wybór, wolną wole, masz wolność. Decyduj. Zostajesz? Wypływasz?"
Ku własnemu zdziwieniu nie śpieszę się z odpowiedzią. W tym niezwykłym
stanie, nie czuję żadnego zagrożenia, czas jakby przestał istnieć, więc mam go
bez liku. Ogarnia mnie ciekawość dziecka, radość odkrywcy. Jestem otwarty na
wszelkie zdarzenia, wszelkie pytania i odpowiedzi. Objawia mi się zarówno
względność jak i ukryty sens przeszłych pomyłek, porażek, błędów, grzechów.
Z radością wybaczam sobie, wybaczam wszystkim. Ten proces nie wymaga ode
mnie żadnego wysiłku. Teraz wiem, że tu na Ziemi przejawiłem się wraz z
innymi w wiecznej szkole życia. W szkole w której jest się zarówno uczniem jak
i własnym nauczycielem. W Szkole Kosmicznej, w klasie Ziemia, w której
wszyscy uczą się przebaczania i miłości. Nie powstrzymuje ciekawości, i pytam
świetlaną postać:
"Jak to jest? Czy to wyuczone treningiem ruchy ratują mi życie? Czy też może,
niewidzialny dla normalnego stanu zmysłów świat istnieje realnie, i właśnie "tu
i teraz" w sytuacji pozornie bez wyjścia, mogę poznać Ciebie, realną istotę "nie
z tego świata", która pomaga mi z nieznanych mi pobudek? Kim jesteś? Zjawą
generowaną przez przerażony mózg w którym procesowi śmierci, samo-eutanazji towarzyszy podświadoma projekcja znieczulająca cierpienie.
Odpowiedz, proszę! Czy wyłącznie jesteś narkotycznym widziadłem
zafundowanym mi przez mój mózg jak chce większość naukowców, czy też
realnym bytem z którym mogę wejść w związek podobny do ludzkich?"
" Masz wolną wole. Sam pytasz, sam odpowiadasz, sam podejmujesz decyzje.
Nie lękaj się. Jesteś wieczny." - przenika mnie myśl.
"Czy ten strumień pojawiających się i odchodzących myśli, pytań i odpowiedzi,
to jedynie wspomnienia utartych frazesów, strzępów przeczytanych książek,
zasłyszanych opinii, czy też realny z Tobą dialog?- pytam dalej z uporem.
"Gdy uczeń jest gotowy, mistrz zawsze jest gotowy."- przenika mnie myśl.
"Jesteś więc moim Mistrzem?" - pytam.
"Ja Jestem". W "Ja" zawarta jest wieczność, w "Jestem" jedność z całym
Istnieniem. W stanie świadomości, w którym się znalazłeś ja jestem tobą a ty
jesteś mną. Czas i przestrzeń tak naprawdę to kategorie naszego poznania.
Istnieje jedynie chwila obecna. Czas jest czynnością liczenia zdarzeń,
kolejnością poznawania, a przestrzeń jest czynnością wskazywania, kierunkiem
postrzegania w sieci przeglądanych zdarzeń."- przenika mnie myśl.
Znika Jasna Postać. Odchodzi Mistrz . Rozpływa się moja Narkotyczna Wizja.
Czuję się wolny bez krępującego ruchy podwodnego sprzętu i szczęśliwy bez
ciała ograniczającego swobodę poruszania się. Moje myśli uwolnione z
fizycznej struktury mózgu nabierają jasności. Jestem w sieci nieskończonej
ilości zdarzeń. W ezoterycznym Matrix. W węźle - centrum, z którego
rozbiegają się drogi. Widzę je, gdy kieruję na nie uwagę. Skupiam się na
najbliższych zdarzeniach. Mogę to z łatwością uczynić. W stanie umysłu w
którym się znalazłem jestem jasnowidzem. Ze swobodą poruszam się po
łańcuchach zdarzeń. Przewijam swoją przeszłość zdarzenie po zdarzeniu jak
taśmę filmową klatka po klatce, aż docieram do chwili obecnej. Mocą woli
analizuję zdarzenie najbliższe z możliwych, i oto śledzę jak: "Zrzucam
ołowiany pas, wynurzam się i jestem wśród przyjaciół". Przeglądam coraz dalej
i dalej aż spostrzegam siebie piszącego zakończenie do Ciebie listu:
"Kochana!
Połóż swoją głowę na moim ramieniu. Nie bój się, nie uciekaj, nie niepokój się
już o nic. Zasypiaj i budź się w moim cieple. Ślę do Ciebie słoneczny
myślokształt, pełny miłości, mocy dobra i szczęścia który rozwiąże wszystkie
Twoje problemy. Przypinam Ci skrzydła. Jesteś przepięknym, pachnącym
źródlaną wodą Aniołem. Zainspirowałaś mnie do napisania wspomnienia, więc
ono jako cząstka mnie staje się Twoim owocem. W pierwszej chwili kiedy
budzimy się ze snu, nie wiemy przecież kim jesteśmy. Ustalamy swa
osobowość, indywidualność dopiero po chwili, kiedy pamięć przywraca nam
wspomnienia. Co by się stało, gdyby jakiś Duszek, Mag, Mistrz, Anioł podczas
snu zabrał, usunął nasze wspomnienia a miejsce ich wypełnił innymi? Wygląda
na to, że w takiej hipotetycznej sytuacji uległa by zmianie nasza osobowość a
my o tym byśmy po przebudzeniu nic a nic nie wiedzieli.
Wyznam ci, że podczas wstrzymanego pod wodą oddechu, kiedy straciłem
przytomność, w błysku jasnego widzenia ujrzałem Ciebie, naszą wspólną
szczęśliwą przyszłość i pełnię czekającej nas miłości. Jestem pewien, że to
Niebo przeznaczyło nas sobie i dotknięciami skrzydeł Aniołów przypomniało o
tym. Dwa Słońca, dwa Anioły, nas dwoje...Teraz wiesz, że wróciłem tu dla
Ciebie. Proszę, otrzep ze śniegu i wysusz swemu Aniołowi skrzydła i razem z
nim przybądź na spotkanie...z nami...w Niebie?"
Gdy Niebo jest Niebytem a Niebyt nie istnieje,
To co powiedzieć o Niebie?
Często ten kto mówi, jest głupcem, kto słucha oszukanym.
Gdzie i kiedy mądrości potrzebne są słowa?
W ciele jest się ciężarem, w uczuciach chaosem.
Czy w Niebie jest się Mędrcem?
Nowonarodzone dzieci pytam:
CO SŁYCHAĆ U BOGA?
Marcin Sznajder, Studzieniczna 2002
|