Calac
O bluesie, kawie, kotach i innych
cudownościach...
Pewnego zimowego wieczoru przybiegł do mnie przyjaciel i nie zamykając za sobą drzwi oznajmił mi głosem pełnym świętego drżenia, że odnalazł Boga na dnie kubka kawy. Wstałem wówczas z krzesła i podniosłem z podłogi myjącego się Fidela, mojego kota. Ruchem głowy nakazałem przyjacielowi aby się zbliżył. Fidel przerwał wylizywanie łapy i utkwił wzrok w punkcie, który zdawał się znajdować gdzieś na środku czoła podchodzącego. Kocie mruczenie jakby się wzmogło. Słyszysz? - zapytałem przyjaciela, który teraz przeniósł swoją uwagę z mojej osoby, na Fidela. Po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zrozumiał, że kubek kawy to tylko jedna z miliona możliwości.
Do rana, w całkowitym milczeniu, słuchaliśmy płyt Bessie Smith, Charliego Pattona i Billie Holiday, pijąc kawę i obserwując kota pogrążonego w rozmowie z Absolutem.
Argentyńce jadą do... (czyli zapisek przypadkiem odnaleziony)
Postaci Calaca i Polanco powstały w umyśle genialnego pisarza argentyńskiego, Julio Cortázara. Ja pokochałem tych dwóch szaleńców odkąd tylko spotkałem ich na kartach powieści i włączyłem ich do własnego świata w sposób nieomal naturalny. Dlatego też zaludniają oni pisane i moją ręką notatki, które zaraz po ukończeniu, w jakiś niewyjaśniony sposób giną w moim mikroskopijnym pokoju wśród wszechobecnego bałaganu. Jednak od czasu do czasu taki zapisek wyłania się nieoczekiwanie w trakcie poszukiwań filiżanki do kawy, lub kluczy od mieszkania. Tak było i z poniższym tekstem, który oczarował mnie na tyle, że zdecydowałem się go opublikować. Życzę miłej lektury.
autor
- No i po co bierzesz te wszystkie książki? Przecież i tak ich nawet nie otworzysz - Polanco patrzył oburzony na Calaca, który z wyrazem skupienia na twarzy pakował plecak i najwyraźniej nie miał ochoty udzielać odpowiedzi.
- No powiedz coś wreszcie - Polanco nie dawał za wygraną - Zachowujesz się jakbyś usypywał cholerną mandalę, a nie...
- Przyzwyczajenie.
- Co?
- Biorę je z przyzwyczajenia - powiedział cicho Calac marszcząc czoło - Wybacz, ale teraz nie będę wdawał się w szczegółowe wyjaśnienia.
Przez krótką chwilę Polanco stał oniemiały.
- Wiesz co? Ty głupi jesteś.
Calac uśmiechnął się szeroko nie podnosząc głowy znad czeluści plecaka. Polanco zapalił papierosa
i opadł bezwładnie na swój wysłużony fotel. W tym samym momencie rozległ się przeciągły kwik
i spomiędzy jego nóg wystrzelił futrzany pocisk, rozświetlając półmrok pokoju blaskiem przerażonych kocich oczu. Väinämöinen odbił się od nogi Calaca, otrzepał się wyrzucając przy tym z siebie wiązankę najgorszych fińskich przekleństw, i zrażony brakiem reakcji ze strony Argentyńczyków odszedł w kąt, gdzie schował się wśród miłosiernego brzęczenia farelki.
- A te wszystkie kasety video - odezwał się Polanco mrużąc oczy - to też z przyzwyczajenia bierzesz?
A może to ma jakiś wymiar symboliczny, co panie metafizyk?
- Owszem - odparł Calac - Chcę ci dać do myślenia, baranie. Ty chyba nie umiesz żyć bez ciągłego pytania "dlaczego?" A zresztą, nie będę ci tego wyjaśniał, bo i tak ten twój zakuty łeb tego nie pojmie.
- Humanista!
- Inżynier!
Polanco podniósł się z fotela i podszedł do okna. Termometr wskazywał -18 stopni Celsjusza.
- Ale mróz...
- No coś podobnego - szydził Calac - mróz w grudniu?
Polanco spojrzał spode łba i zapalił kolejnego papierosa, nagle rezygnując z riposty.
Calac aż podniósł wzrok na przyjaciela.
- Skoro już tak się nudzisz, to zaparz kawy. Faktycznie chłodno.
- W końcu zaczynasz mówić jak człowiek - rozchmurzył się Polanco - Życzy pan sobie arabikę czy może brasilianę?
- A, to już jak pan uważa...
Calac
|