GeRhArD
Lagerszpacha - część 3
e. Kary, tortury, zagłada
Kary wykonywane w obozie miały olbrzymi wpływ na język więźniów. Codziennie podczas apelu wyczytywano numery więźniów skazanych na śmierć, do kancelarii obozowej spływały "meldunki" (z niem. Meldung) podpisane przez blokowego, kapo czy esesmana, których więźniowie obawiali się najbardziej. W efekcie owego meldunku więzień mógł zostać wychłostany. Więźniowie taką karę nazywali po polsku ("dwadzieścia pięć") lub po niemiecku ("fünfundzwanzig")30. Karą regulaminową (taką, którą powodowało założenie meldunku) był także "słupek", "falbind" lub "pfal" (z niem. Pfallbinden) - więźnia wieszano, w okresie od pięciu do trzydziestu minut, na haku za ręce wykręcone do tyłu. Jednak chłostę i słupek można było przeżyć. Jedną z najgorszych kar dla więźnia (oprócz rzecz jasna kar śmierci) było tzw. "ferlegowanie" (z niem. ferlegen - przenosić), czyli przeniesienie do znacznie gorszego komanda, w którym ryzyko śmierci było olbrzymie.
Innym rodzajem kar było wtrącenie do "bunkra". Cele znajdowały się w bloku 11, zwanym przez więźniów "blokiem śmierci". "Bunkrowanie" i "zabunkrowanie" to najczęściej występujące nazwy. Można było się także dostać do "stehbunkra" (cela do stania) lub do "ciemnicy".
Jednym z najpopularniejszych metod znęcania się nad więźniami była "gimnastyka" lub "sport". Pod tymi niewinnymi nazwami kryły się wielogodzinne ćwiczenia fizyczne urozmaicane najróżniejszymi dodatkami, takimi jak np. stanie "w kniboju" (z niem. Kniebeuge), czyli długie klęczenie z wyciągniętymi rękami.
Odrębnego słownictwa doczekał się cały proces zagłady i temat śmierci. "Z eufemistycznym określeniem miejsc masowej zagłady - komór gazowych i krematoriów - mianowicie z wyrazem komin łączyło się szczególnie dużo powiedzeń: przywieźli ich do komina, transport do komina, wyjść przez komin na wolność, wylecieć kominem oraz - dla wyrażania rezygnacji - i tak komin, i tak komin. Optymiści twierdzili: "wolności doczekamy, no i komin wykiwamy"31. Z kominem konkurował wyraz "gaz". Tadeusz Borowski zatytułował jedno ze swoich opowiadań "Proszę państwa do gazu". W obozie mówiono o "poczekalni do gazu" (zwykle o niektórych ciężkich komandach oraz o krankenbau), o "transporcie do gazu" czy o "gaskamerach" (z niem. Gasskammer - komora gazowa). Niektóre metody śmierci zasługiwały bez wątpienia na językowe wyodrębnienie. Uśmiercający zastrzyk fenolu lub benzyny w serce nazwano "hercszprycą" lub "zaszpilowaniem". "Genickschuss" to strzał w tył głowy pod ścianą śmierci, ustawioną na dziedzińcu bloku 11., która również miała swoje obozowe nazwy ("ekran", "czarny ekran", "ścianka").
We wspomnieniach więźniów rzadko można przeczytać o umieraniu. Ponieważ zwykle działo się to w sposób bardzo brutalny, to do owej brutalności dostosowało się również obozowe słownictwo. Stąd możemy czytać o "uboju" czy "zdychaniu". Los więźnia kończył się w krematorium, zwanym skrótowo "kremo". Więźniowie, którzy tam pracowali, oficjalnie nazywani byli "sonderkomando" (komando specjalne) lub w skrócie "sonder". Prochy ludzkie rozsypywane były na okolicznych polach i stawach. Zajmowało się tym specjalne komando, zwane "aschenkomando" (z niem. Asche - popiół).
We wspomnieniach więźniów rzadko można przeczytać o umieraniu. Ponieważ zwykle
działo się to w sposób bardzo brutalny, to do owej
brutalności dostosowało się również obozowe słownictwo.
Stąd możemy czytać o "uboju" czy "zdychaniu". Los
więźnia kończył się w krematorium, zwanym skrótowo
"kremo". Więźniowie, którzy tam pracowali, oficjalnie
nazywani byli "sonderkomando" (komando specjalne)
lub w skrócie "sonder". Prochy ludzkie rozsypywane
były na okolicznych polach i stawach. Zajmowało się
tym specjalne komando, zwane "aschenkomando" (z niem.
Asche - popiół). "Bo elektryk nie ma zrozumienia dla naszej miłości. I na pewno nie lubi bunkra,
klatki o wymiarach metr na półtora. Ponieważ elektryk
jest bardzo długi i byłoby my w bunkrze niewygodnie.
"W tej chwili na krawędzi buksy wylazła z dołu jakaś siwa, ogromna czaszka
i spojrzały na nas zażenowane, mrugające oczy. Potem
ukazała się twarz Bekera, zmięta i jeszcze bardziej
postarzała. - Tadek, ja mam do ciebie prośbę. - Gadaj - rzekłem przechylając się ku niemu - Tadek, idę do komina. [...] - Te, Żyd, właź tu na buksę i zażeraj. Jak się nażresz, to resztę zabierz
ze sobą do komina"32.
"Więzień pracujący w szrajsztubie wyszedł spoza balustrady i zanim zdążyłem
zrozumieć, o co chodzi, wypowiedział parę słów po
polsku, z których usłyszałem "meldunek - Stehbunker".
Stałem nadal, dopóki nie trącił mnie szrajber, pociągając
za sobą ku wyjściu"33. " W drugą niedzielę pobytu w Birkenau wypędzono nas na zapowiedziany "sport".
Poderwano nas z buks niespodziewanym rozkazem. Runęliśmy
ku drzwiom tratując się i przepychając. Kije łupały
po głowach. Makabryczny "tor przeszkód" przygotowali
nam esesmani. Przynieśli skądś ławy robiąc z nich
piramidy. Znalazł się stół o trzech nogach, chwiejny,
wywrotny. Wykonano coś w rodzaju mostku przeciągniętego
ponad głębokim rowem, o którym wiedzieliśmy już od
Rosjan, że był rowem wielu utopionych"34.
f. Przezwiska i przydomki
Kolejnym przykładem twórczości językowej więźniów były przezwiska i przydomki. W książce "Oświęcim nieznany" autorzy wskazują na dwie ich funkcje: eksponowanie groźnego dla więźniów sposobu zachowania się przezywanych, czyli np. sadystyczne cechy charakteru (funkcja sygnału ostrzegawczego), oraz ośmieszanie lub piętnowanie jakieś cechy charakteru (funkcja oswojenia prześladowców)35. Przezwiska nadawano zarówno funkcyjnym i ważnym więźniom, jak i oprawcom z SS. Najczęstszą metodą tworzenia przydomku było dodanie do imienia przezywanego jakiegoś kontrastowego przymiotnika, np. krwawy (Krwawy Mietek, Krwawy Stefan, Krwawy Walter). Inne przezwiska nie wskazywały na imię, jednak wyraźnie dawały do zrozumienia, o kim mowa : "Śmierć", "Kostucha" to dwa z wielu przydomków, jakie więźniarki nadały nadzorczyni SS Drechsler, "Czarna Śmierć" to więzień z numerem 1, starszy obozu Bruno Broniewitsch, a "Diabełek" to 15-letnia blokowa o niewinnym wyglądzie, słowacka żydówka Cilli. Więźniowie bardzo często stosowali zasadę kontrastu, nadając niewinne przezwiska największym obozowym oprawcom. "Perełka" lub "Pimpuś" to fleger Jerzy Szymkowiak, który trudnił się uśmiercaniem ludzi poprzez dosercowe zastrzyki z fenolu, natomiast "Dżoni" to Johann Lachenich, kapo komanda leichenhali - kostnicy. Zdarzały się również przezwiska ośmieszające: "Profesor Klehr", zbrodniczy sanitariusz SS, zasłużył sobie na ten przydomek, ponieważ miał problemy z podpisywaniem się. Przezwiska wskazywały również charakterystyczne cechy poruszania się podobne do zwierząt ("Baran", "Tygrys", "Zając") lub fizyczne ułomności ("Garbus", "Kulas", "Wyłup"), Przezwiska bardzo często miały związek z przeszłością więźnia lub esesmana. Stąd wzięły się określenia takie, jak "Hotelarz", "jubiler", czy "Bokser". Pomocne przy układaniu przydomków były również ulubione powiedzonka lub przedmioty (esesmani "Okey" i "Fajeczka"). Ostatni rodzaj przezwisk to gry słowne. Szef obozowego biura politycznego, a więc placówki Gestapo w lagrze, Maxymiliana Grabnera, nazywany był "Graberem" (z niem. Gräber - grabarz), nadzorczyni SS o imieniu Flora zyskała przydomek "Fauna". Jedna z najbardziej okrutnych aufszerek, Drechsler, miała wiele przezwiska. Wśród nich warto zwrócić uwagę na Dreckseler (z niem. Dreck - gówno).
"Max Manngeimer opisuje pewnego blokowego z obozu kwarantanny w Birkenau,
którego nazywano "tygrysem": "Zamierzał się do ciosu,
robił to w skórzanych rękawiczkach, dla efektu akustycznego.
Widziałem tylko jednego, który nie upadł po otrzymaniu
pierwszego ciosu"36.
"Gruby jak byk Untersharführer Plagge, z nieodłączną fajką w ustach, nazwany
potem "Fajeczką", stał w rozkroku na środku placu
i kołysząc się w biodrach krzyczał: Schneller, Schneller!
Verfluchte Bande! [...] Kiedy jednak na horyzoncie
pojawił się Untersharführer Meier, elegancik i przystojniak,
nazywany "Lalusiem", Plagge, jak przystało na rasowego
podoficera niemieckiego, aplikował natychmiast swój
bogaty repertuar. [...] Jak wkrótce życie pokazało,
niektórzy z nich nawet w tych nieludzkich warunkach
zachowali cechy człowieczeństwa. Do takich należeli
m.in. Fritz Biessgen, nazywany przez podległy mu polski
personel "Mateczką". W miarę porządny był również
Lagerältester KB, więzień kryminalny nr 5 - Hans Bock,
który od polskich więźniów otrzymał przydomek "Tata""
37.
"Wbiegający do baraku olbrzym, zwany "Mongołem", wbił mu w brzuch kij zaostrzony jak dzida. Rozcapierzone, martwiejące palce konającego usiłowały wyrwać kij wbity w trzewia"38.
"Funkcję szefa kuchni pełnił Untersharführer Egersdorfer, przezywany "Wujkiem" - chyba z powodu pozornie dobrotliwego wyrazu swojej nalanej, tłustej twarz. Miał dwóch pomocników, z których "Bubi" (Hofman) był groźniejszy niż "Baran" (Taube), gdyż mówił po polsku. Szef magazynu chlebowego, Untersharführer Schembeck, też nosił przydomek - "Szwejk""39.
"W wolnych chwilach siadaliśmy po kątach grupkami, opowiadając kawały lub wymieniając niepochlebnie uwagi pod adresem naszych pryncypałów. Dla odwrócenia uwagi nazywaliśmy Paschkego "Trzęsiłepek", gdyż zauważyliśmy, że czasami potrząsał nerwowo głową. Słowa tego nie był w stanie powtórzyć żaden z naszych esesmanów, z których niejeden rozumiał proste zdania wypowiadane po polsku. Ustawicznie krzyczeli na nas, aby mówić po niemiecku"40.
g. Wyrazy pokrewne
Chciałbym jeszcze napisać o kilku wyrazach niezwiązanych z żadną z wyżej wymienionych kategorii. Na lagrze zawsze musiał być "Ordnung" (z niem. porządek), więźniowie stali w "rai" (z niem. Reihe - kolejka). Język obozowy rzadko przejmował czasowniki niemieckie jednak jeden z nich to bez wątpienia bardzo ważny wyraz w języku obozowym - "organizować" (z niem. organizieren - zdobywać). W obozie oznaczało to po prostu kradzież, ale bez szkody innego więźnia. Jeżeli ktoś zabrał chleb z buksy współwięźnia, to była to kradzież i to karana śmiercią. Jeżeli jednak więzień zabrał z wozu jadącego do kuchni główkę kapusty, była to organizacja. Kilka innych czasowników, które wchłonęła lagerszpracha, to: "abladować" (z niem. abladen - wyładowywać) "ablezować" (z niem. ablösen - zluzować), "zorgować się" (z niem. zorgen - martwić się).
"Kryliśmy bowiem zorganizowana papą i lepiliśmy zorganizowaną smołą. [...] Tak samo jak myśmy łatali dachy, elektrycy zakładali światło, stolarze robili budy i sprzęty do bud z zorganizowanego drzewa"41.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na germanizmy składniowe i frazeologiczne, których było stosunkowo niewiele. Profesor Kuraszkiewicz wymienia jedynie siedem takich zwrotów: 1) "Lampę zbudować komuś" (Lampen bauen) - sprowadzić na kogoś nieszczęście, podstawić komuś nogę; 2) "Ciężkie powietrze" (dicke Luft) - to ostrzeżenie, że niebezpieczeństwo wisi w powietrzu; 3) "Osiemnaście! (Achtzegn zamiast Achtung (z niem. uwaga) - dyskretne ostrzeżenie o nagłym niebezpieczeństwie; 4) "Masz Vogla" (Vogel) - jesteś trochę zbzikowany; 5) "Dostać cygaro" (eine Zigare krigen) - dostać wymówkę, naganę, wysłuchać wymyślania; 6) "Być na drucie" (auf Draht sein) - to ostrzeżenie, wskazówka; 7) "Ja widzę czarno dla ciebie" (ich sehe schwarz für Dich) - to życzliwa przestroga, groźba42. Do języka obozowego wszedł tylko jeden niemiecki przyimek: "auf", który tłumaczono jako "na". W wielu cytatach przytoczonych przeze mnie w tej pracy można znaleźć konstrukcje, takie jak: być na bloku, na lagrze, na sztubie, iść na druty.
Pisząc o "słowniku obozowy" i zapożyczeniach nie można nie wspomnieć o znacznie skromniejszej ich grupie, to znaczy zapożyczeń z innych dialektów i żargonów. W Oświęcimiu przyjęło się kilka wyrazów z żargonu okupacyjnego. Więźniowie szli nie na rozstrzelanie, ale na "rozwałkę"; niedzielne łapanie gapowiczów do dodatkowej pracy nazywano "łapanką", a działalność "szpicla" najczęściej kończyła się "wsypą". Dzięki obecności w obozie oficerów w języku obozowym można dostrzec również obecność żargonu wojskowego: dodatkowa porcja żywnościowa, oprócz niemieckiego określenia "culaga", zwana była po prostu "repetą", trzypiętrowe łóżka, na których spali więźniowie w blokach obozu macierzystego, to "prycze". Większość więźniów polskich do obozu przywieziono z więzień, w których przebywali oni jakiś czas, dlatego lagerszpracha przejęła nieco słów z żargonu więziennego i gwary "złodziejskiej": nielegalny list wysłany dzięki pomocy cywilnego robotnika to oczywiście "gryps", tajne miejsca spotkań więźniów z ruchu oporu to "meliny", zaś tajne informacje, przekazywane do obozu przez więźniów mających możliwość przeczytania niemieckiej gazety bądź przez kogoś, kto miał np. informacje o lotnej kontroli, nazywano "cynkiem". Znaczące miejsce wśród zapożyczeń zajmowały wyrazy z gwary śląskiej. Położenie geograficzne niejako predysponowało obóz w Oświęcimiu jako miejsce dla ludzi z południowej Polski i tak też się działo. Bardzo często jednak były to wyrazy podobne do niemieckich.
Oczywiście nie jestem w stanie wymienić wszystkich słów języka obozowego. Powojenne badania nad językiem obozowym wykazały, że na lagerszprachę składało się około 30 tysięcy wyrazów i związków frazeologicznych. Warto jednak zauważyć i wyjaśnić jedną prawidłowość, którą można zauważyć w wymienionych przeze mnie słowach. Czytając wspomnienia byłych więźniów obozu widać, że bardzo często używają słów niemieckich nawet wtedy, kiedy polscy odpowiednik jest oczywisty. Tak jest chociażby w przypadku niektórych budynków obozowych i nazwach funkcji więźniarskich. W książkach autorstwa więźniów Auschwitz nie doczekamy się takich słów, jak: wartownia, obóz, nadzorca, polskie nazwy komand roboczych itd. Siedziało się na "szemlu" a nie na stołku, rzeczy trzymało się w "szpindzie", a nie w szafce itd. Prof. Kuraszkiewicz we wspomnianej przeze mnie pracy pisze : "Obrzydliwe i wstrętne było wszystko, co z obozem związane i tym się tłumaczy, że tamtejsze rzeczy, czy zjawiska, nazywano tak często po niemiecku, więc również językiem znienawidzonym, na znak pogardy, złości lub w celu ośmieszenia". Wynika to z tego, że do tych wyrażeń więźniowie podchodzili w sposób emocjonalny i użycie formy niemieckiej na owo emocjonalne postrzeganie wskazywało. W warunkach obozowych więźniowie używali słów podkreślając obozową inność. Dla więźnia "Post" to nie to samo, co "wartownik", a "blokfirersztuba", to zupełnie co innego niż "wartownia". Dla przeciętnego więźnia wezwanie do "wartowni" nie oznaczało nic przyjemnego. Była to straszna groźba oznaczająca możliwość bicia, rewizji, tortur itp. Do polskiego słowa wartownia bardzo z tego miejsca daleko. W ten sposób lagerszpracha postawiła mur pomiędzy światem wolności a światem za drutami.
4. Wulgaryzmy
Lagerszpracha obfitowała w wyrażenia wulgarne. Stwierdzenie to staje się oczywistym, kiedy uświadomimy sobie rolę i funkcję obozu koncentracyjnego oraz "nazistowską moralność'. Hitlerowcy stworzyli olbrzymią machinę obozów nie tylko po to, aby zabijać ludzi, ale także po to, żeby upodlić, odczłowieczyć, zbezcześcić, i zdegradować do poziomu zwierzęcego wszystko, co inne niż niemieckie i - w myśl rasowej pseudonauki - niepożądane. Obozy koncentracyjne stały się celami śmierci narodów, ponieważ to właśnie w nich umieszczano najwybitniejszych przedstawicieli społeczeństw. Koncentrując się jedynie na Oświęcimiu, można by wymienić setki nazwisk ludzi zasłużonych dla polskiej kultury i sztuki, edukacji, polityki, nauki, armii itd. W tej chwili nie ma na to czasu. Wystarczy chociażby rozpocząć długie wyliczanie: Stefan Jaracz, Xawery Dunikowski, Józef Cyrankiewicz, prof. Jan St. Olbrycht... Hitlerowcy mieli na celu nie tylko eksterminację fizyczną, ale i kulturalną i intelektualną. Dlatego też pierwsza fala aresztowań objęła właśnie oficerów, dlatego także pod "Ścianą Śmierci" na dziedzińcu bloku 11 w obozie macierzystym 27 maja 1942 rozstrzelano 168 malarzy, aktorów, rzeźbiarzy, oficerów i pracowników Uniwersytetu Jagiellońskiego43. Skala takiego działania była olbrzymia. Wystarczy tylko podać liczbę obozów (koncentracyjnych, pracy, jenieckich, gett i innych), które Niemcy utworzyli w okupowanej Polsce - 5 800 (słownie: pięć tysięcy osiemset!)44. Żeby zabić kulturę, nie wystarczyło jednak zabijanie ludzi. Trzeba było jeszcze sprawić, aby ludzie ci poczuli się jak zwierzęta, aby przestali myśleć. Do tego właśnie celu służyły (oprócz warunków życia) wulgaryzmy. Więźniowie obrażani i poniżani byli w obozie na każdym kroku - od momentu przekroczenia bramy obozowej. Jakie słowa służyły do tego oprawcom? Oto wyzwiska, które znalazły się w wypełnianych przez więźniów ankietach, cytowane za "Oświęcimiem nieznanym": du Arschloch! (ty dziuro w dupie!), du Scheissdreck! (ty zasrane gówno!), du Drecksack! (ty worku gówna!), du Scheisswagen! (ty wozie gówna!), du Misthaufen! (ty kupo gnoju!), ihr verfluchte Schweinerei! (przeklęte świnie!), du blöder Hund! (ty głupi psie!), du Scheweindreck! (ty świńskie gówno!), du alte Hure! (ty stara kurwo!), du alte blöde Kuh! (ty stara głupia krowo!), du inteligenter Kühtreiber! (ty inteligencki sodomito!), du Hurentreiber (ty kurwiarzu!), du Läusenfresser! (ty zjadaczu wszy!), du Rattenfresses! (ty pożeraczu szczurów!) [...] du Hosenscheißer! (ty obsrawaczu portek!), du parisen Puffleiter (ty szefie paryskiego burdelu!)"45. Przykładem pospolitego obozowego zwrotu wymierzonego w inteligencję były chociażby słowa: "nakopię ci do dupy, pierdolony inteligencie". Bardzo często Niemcy tworzyli różnego rodzaju wyzwiska wykorzystując słowa "Hund". Najgorsze w tym wszystkim było to, że jedyną dozwoloną reakcją więźnia było regulaminowe "Jawohl!" (tak jest!), którym to słowem musiał on odpowiadać na każdą uwagę esesmana.
Oczywiście wulgaryzmy słowne nie były jedyną formą znęcania się nad więźniami. Zwykle wyzwiskom towarzyszyło bicie, śmiech, cyniczne uwagi itp. Jednak jest to temat na oddzielną pracę.
5. Neosemantyzmy i neologizmy lagerszprachy
Lagerszpracha to niewątpliwie język zapożyczeń. Jednakże warunki życia w obozie, lagrowa moralność - czyli znacznie zmieniony system wartości oraz inne czynniki składające się na niepowtarzalność sytuacji obozu - złożyły się na to, że więźniowie nie tylko włączali do swojego języka elementy języka niemieckiego zasłyszane od Niemców. Często zdarzało się, że w warunkach obozowych polskie słowa użyte w specyficznym kontekście uzyskały zupełnie nowe znaczenie. Zdarzało się również, że pewne rzeczy nie były przez język polski nazywane. Tutaj otwierało się pole dla więźniarskiej wyobraźni.
Zacznijmy od neosemantyzmów, czyli wyrazów już istniejących, uzyskujących nowe znaczenie lub zabarwienie emocjonalne. Należy podkreślić, że bardzo często nie stanowiły one jedynego środka wyrazu i więźniowie korzystali także z zapożyczeń. Jednak słowa, które uzyskały w obozie nową "twarz" bardzo często służyły szyderstwu i ironii i tworzyły coś, co można nazwać humorem obozowym.
Zenon Jagoda, Stanisław Kłodziński i Jan Masłowski w "Oświęcimiu nieznanym" zaproponowali następujący podział neosemantyzmów: "1) wyrazy przybierające nowe, metaforyczne, odległe znaczenie, nieoczekiwane dla powierzchownych obserwatorów życia lagrowego, związane już to pewnym podobieństwem zewnętrznym nazywanych przedmiotów i zjawisk lub ich funkcji; 2) terminy i potoczne określenia powstałe w wyniku specjalizacji znaczeniowej wyrazów; 3) wyrazy zyskujące nowy odcień znaczeniowy w związkach frazeologicznych"46.
a. charakterystyczne miejsca
Wieże strażnicze w obozie macierzystym nazywano "ambonami", natomiast prymitywne drewniane wieżyczki wartownicze w obozie w Brzezince nazywano "gołębnikami". Słupy betonowe, na których rozpięte były druty kolczaste to "fajki". Dwa najpopularniejsze wyrazy określające obozowe miejsca to "Kanada" (magazyny mienia zrabowanego zagazowanym Żydom) i "Meksyk" (odcinek obozu w Brzezince, oznaczony w nomenklaturze symbolem BIII; część nigdy nieukończona, w której mieszkali Żydzi czekający na śmierć w komorach gazowych i ci, dla których nie było miejsca w działających poprawnie odcinkach).
"Męskie komando na rampie zbiera walizki i kufry, kosze i tobołki i zwozi je do Kanady"47.
"Kanada - słowo to kojarzy się każdemu cywilizowanemu człowiekowi z państwem na kontynencie Ameryki Północnej, obfitującym w bogactwa naturalne, tym zaś, którzy czytali "Kanadę pachnącą żywicą" Arkadego Fidlera, z bogactwem flory i fauny. Oświęcimska kanada nie miała nic wspólnego z tym pięknym krajem, nie pachniała też żywicą. Powstawała wraz z przyjazdem pierwszych transportów Żydów z krajów Europy Zachodniej: Francji, Belgii, Holandii i określała niesłychane bogactwo wszelkich dóbr materialnych zrabowanych ofiarom idących do komór gazowych i pieców krematoryjnych"48.
"Nad całością, niczym bocianie gniazda, panowały ustawione przy narożnikach ogrodzenia wyniosłe wieżyczki strażnicze"49.
b. więźniowie i załoga obozu
Wyraz, który w tej kategorii jest najbardziej popularnym w obozowym słowniku, to na pewno "muzułman". Od numerów obozowych wzięły nazwę słowa "Arab" i "Beduin"50. Z numerem obozowym wiązało się także słowo "milioner" lub "milionowiec" (więzień z wysokim, sześciocyfrowym numerem). Niektóre neosemantyzmy miały zabarwienie nieco makabryczne: "karawaną" zwano więźniów, powracających z miejsca pracy i niosących na swoich barkach trupy kolegów na ich ostatni apel51.
"W ciemnych arabskich twarzach, podświetlonych czerwoną poświatą, świeciły kocie oczy"52.
"Oczywiście nikogo nie znalazłem, bo jestem milionowiec, a tu same stare numery i na mnie patrzą bardzo z góry"53.
c. kary i tortury
Więźniowie często starali się nadać brutalnym zabawom lub torturom esesmanów humorystyczny wymiar. Oczywiście było to uśmiechanie się do złej gry, ponieważ pomysłowość hitlerowców, jeżeli chodzi o wymyślanie nowych szykan i metod znęcania się nad więźniami, nie miała humorystycznego zabarwienia. Jedynymi, którzy dobrze się bawili obserwując męczonych więźniów, byli sami wykonawcy tortur. Takie zachowanie się oprawców, czyli śmiech i radość na widok różnych represji, nazywane było przez więźniów "zabawą". "Banan" to gumowa pałka do bicia (nazwa wzięła się od koloru sińców, które powstawały po jej użyciu), zaś "huśtawka" to narzędzie wymyślone przez esesmana Bogera, służące do torturowania więźniów54. Słowem, o którym już wspominałem, jest "sport", czyli wycieńczające, wielogodzinne ćwiczenia. Kilka z nich również zyskało swoje własne nazwy i stąd we wspomnieniach więźniów możemy czytać o "żabkach", "lotnikach" czy "nurkach". Sportowi lub selekcjom towarzyszyło zwykle "oko" (łańcuch więźniów lub więźniarek sztubowych, trzymających się za ręce, którym otaczano grupę więźniów).
"I nie byłoby normalnie w tym nic złego, gdyby nie to, że "sport" uprawiać trzeba przez kilka godzin bez przerwy, przy akompaniamencie bicia bez jakiegokolwiek powodu. Po prostu też dla "sportu". [...] I na odmianę: padnij, powstań, pełzanie i obracanie się na ziemi, żabki, lotnik, skoki, kręcenie się"55.
"Rozłożyste blondyny, esesmanki w butach z cholewami, wyciągały z szeregów chudsze, brzydsze, brzuchate i wrzucały do środka oka. Oko - były to sztubowe trzymające się za ręce. Tworzyły zamknięte koło. Napełnione kobietami oko posuwało się jak makabryczny taniec pod bramę obozu i wsiąkało w koło ogólne. Pięćset, sześćset, tysiąc wybranych kobiet"56.
d. przedmioty i elementy życia codziennego
Obuwie więźniarskie, które najczęściej wykonane było z drewna nazywane było przez noszących je więźniów "holendrami" lub "kajakami". Z ubraniem łączyły się takie słowa, jak: "okno" (kwadratowy fragment pasiaka wszyty na plecach ubrań cywilnych, które wydawano więźniom, kiedy w obozie brakowało więźniarskich uniformów) czy "lampas" (pas namalowany na plecach ubrania cywilnego, który nosił więzień). Nieco zadziwiającymi nazwami są "blondynka" i "brunetka", które oznaczały najbardziej "popularne" obozowe insekty, odpowiednio - wszy i pchły.
Przyjrzyjmy się teraz drugiej grupie neosemantyzmów, których tworzenie polegało na zawężaniu lub rozszerzaniu zakresu znaczeniowego. Na przykład słowo "numer" w życiu normalnym może oznaczać: "1. liczba umieszczana na czymś (na kimś) (numer telefonu, numer mieszkania, numer domu itp.; 2. Przedmiot, rzadziej człowiek, oznaczone kolejną liczbą (Przybić numer na drzwiach. Zawodnik z numerem piątym został zwycięzcą w biegu na 1500 metrów); 2. egzemplarz czasopisma; 4. część programu artystycznego; 5. potocznie człowiek zachowujący się nagannie, czasami zaskakująco, zwykle oceniany negatywnie; 6. postępek, zwykle chytry, sprytny, zręczny"57. Tymczasem język obozowy znacznie zawęża znaczenie tego słowa, nadając mu zresztą nowe i jedyne znaczenie, które wyraz ten miał w obozie, a mianowicie był to "obozowy numer więźnia" lub po prostu "więzień". Inne tego typu słowa, to "giełda" (miejsce handlu wymiennego w obozie), "komin" (komin krematoryjny, czasami w znaczeniu "krematorium"), "lasek" (drzewa przy krematorium numer IV i V w obozie w Brzezince, gdzie ludzie czekali na swoją kolejce w komorze gazowej, oraz gdzie znajdowały się stosy spaleniskowe, na których spalano zwłoki ludzkie na wolnym powietrzu), "selekcja" (wybieranie spośród więźniów obozu lub nowo przybyłych do obozu niezdolnych do pracy w celu zamordowania w komorach gazowych). Ciekawym słowem tej kategorii jest "wolność", oznaczało ono po prostu nieprzebywanie w obozie koncentracyjnym).
Wśród trzeciej grupy, czyli wyrazów, które nowego znaczenia nabierały dopiero w związkach frazeologicznych, chciałbym przyjrzeć się dokładnie słowu "druty", które w obozie oznaczało "podwójne kolczaste ogrodzenie obozu, obserwowane przez strażników z wieżyczek, znajdujące się w polu rażenia bronią, w nocy będące pod wysokim napięciem prądu elektrycznego i oświetlone"58. Oto, jakie związki frazeologiczne utworzyli więźniowie: ""czepić się drutów", "iść, pójść na druty", "rzucić się na druty" (popełnić samobójstwo od strzału strażnika z wieżyczki w strefie pod ogrodzeniem obozowym lub wskutek jego dotknięcia [porażenia prądem - GeRhArD]; "być przy drutach", "iść pod druty" (spotkać się, rozmawiać na drodze w pobliżu ogrodzenia obozowego lub przez nie); "wychodzić za druty", "znaleźć się za drutami" (urzeczywistnić możliwość udania się do pracy poza obręb obozu); "za drutami", "spoza drutów" (po drugiej stronie ogrodzenia obozowego, albo na wolności, albo w obozie)59. Wiele związków tworzyły wyrazy "komin", "numer", "palić".
Jeżeli chodzi o neologizmy, to jest to zdecydowanie najmniejsza grupa słów lagerszprachy. Więźniowie tworząc nowe wyrazy, bazowali na już istniejących, dodając tylko właściwe polskiej gramatyce końcówki.
Często były to słowa związane z ludobójstwem, czyli tym, czego dotychczas słowniki po prostu nie nazywały. Czasowniki powstały więc od takich rzeczowników, jak: "gaz", "fenol", "szpila", a więc odpowiednio: "gazować", "wygazować" lub "zagazować", "zaszpilować" czy "zafenolować". Warunki obozowe, a zwłaszcza wszechobecny głód, powodowały zjawisko "muzułmaństwa". Proces przechodzenia od stanu zdrowego i silnego człowieka do muzułmana, czyli kompletnie wygłodzonego więźnia, nazywano "muzułmanieniem".
Jeżeli chodzi o nowe rzeczowniki, to były to przede wszystkim nazwy zawodów. Pomocne były tutaj końcówki -acz, -arz i -owiec: "baloniarz" (żołnierz zajmujący się wypuszczaniem balonów zaporowych), "trupiarz" (inaczej leichentreger, czyli więzień pracujący przy przenoszeniu zwłok), "prostowacz" (więzień wykonujący absurdalne zajęcie prostowania gwoździ), "obieracz" (pracownik kartoflarni zajmujący się obieraniem ziemniaków), "milionowiec", "bezprzydziałowiec" (więzień bez przydziału do konkretnego komanda). Do opisywania nowych przedmiotów i zjawisk używano przede wszystkim końcówki -ówka: "gramofonówka" (zupa z dużymi plastrami brukwi, które więźniowie nazywali "płytami gramofonowymi"), "kantynówka" (zupa sprzedawana w kantynie obozowej), "chlebówka" czy "ziołówka" (herbata ziołowa, którą więźniowie otrzymywali na śniadanie).
Pisząc o słowach, które powstały w obozie, nie mogę nie wspomnieć o powiedzonkach więźniów. "Wśród więźniów krążyły takie powiedzonka, jak: "My młodzi, my młodzi, nam lagier nie zaszkodzi", "Morda nie szklanka, dupa nie szklanka" - niby że można zaryzykować i przeżyć chłostę, "Stoi komin murowany, ale my go wykiwamy", "Rano avo, wieczór kasza, pierdolona dola nasza", z szopki w Brzezince: "I choć lagier tak się dla nas trudzi, nic z nas nie zrobi lagrowych ludzi". Nie brakowało również prognoz: "Żegnaj, straszny Oświęcimiu i ponure Birkenau, po barakach pustych w zimie wiatr ponuro będzie wiał"60. Powstawały również nowe wersje starych przysłów. Jednym z najbardziej znanych powiedzonek było "Wyszedł jak Gawron na miodzie". A jak powstało? O tym opowie sam Wincenty Gawron":
"Któregoś sierpniowego dnia wpadł do rzeźbiarni Michał Kula z wiadomością, że do lagrowej kantyny dostarczono trzy tysiące puszek melasy, czyli sztucznego miodu. Stan lagru wynosił w tym czasie dziesięć tysięcy ludzi, wychodziło więc na to, że co trzeci będzie mógł kupić miód. [...] Trzeba było obmyślić sposób uszczknięcia czegoś z tego, co pozostawią prominenci. Wreszcie powstał prosty i niezawodny plan, którego wykonanie spadło na mnie. [...] Blokowy kapowskiego dziewiątego bloku Karl Ochse, starszawy, świński blondyn, stojący zwykle przy wejściu znał mnie dobrze i tolerował moje wizyty. Była to ważna okoliczność, mogłem bowiem wtargnąć do kantyny bocznym wejściem omijając spodziewanych kolejkowiczów. [...] Mając takie możliwości założyliśmy spółkę z kapitałem piętnastu marek. Każdy z udziałowców miał otrzymać trzy puszki miodu. Oprócz tego zamierzałem, już na własną rękę, dokupić sobie jeszcze dziesięć puszek. [...] Wszedłem do sklepu i ujrzawszy uśmiechającą się do mnie gębę kantyniarza od razu się uspokoiłem. Już wiedziałem, że wyjdę stąd obładowany miodem.
- Ile chcesz? - zapytał z miną wspaniałomyślnego i dobrotliwego monarchy
- Trzydzieści puszek - oznajmiłem niepewnie i położyłem marki na ladzie.
- Dostaniesz - rzekł. I pełen ważnej łaskawości zaczął przede mną ustawiać puszki.
[...]
Dziesięć puszek miałem za pazuchą, cztery w czapce, po dwie spakowałem do kieszeni spodni. Ale co począć z resztą? Tego nie wiedziałem, aż nagle mnie olśniło. Prędko zdjąłem bluzę pakując w nią puszki jak w tobół. Problem został rozwiązany [...] Ledwie znalazłem się na placu apelowym z czapką pełną miodu, gdy ujrzałem przed sobą las kościstych rąk. Iskrzące się i wyłażące z zapadłych orbit oczy skierowane były w moją stronę.
- Na miłość Boską! Miód! Ojej i aż tyle
- Ach, najmilszy bracie z mojego transportu - daj jedną!
Chociaż biedny chłopak nie był na mojej liście, to przecież jego brat Józek chodził ze mną przez 4 lata do tej samej klasy, więc bez słowa podałem mu jedną puszkę. Nie uszło to uwagi tłumu, z którego nagle zaczęli przepychać się ku mnie dalsi i bliżsi znajomi [...] Stopniowo - rad nie rad - zacząłem przeistaczać się w limanowskiego świętego Mikołaja". Wincenty Gawron po drodze spotkał jeszcze kilku znajomych. Niektórym musiał odwdzięczyć się za różne przysługi. "Spożywając jedyną, ostatnią puszkę, delektowałem się smakiem melasy i nektarem zadowolenia, że tylu przyjaciołom w tak krótkim czasie osłodziłem życie. Następnego dnia, w poniedziałek, Zbyszek Różak oznajmił wszem i wobec, że dawne przysłowie "Wyszedł jak Zabłocki na mydle" w świetle ostatnich wydarzeń zostaje wycofane z obiegu, i że odtąd o przegranych sprawach ma się mówić "Wyszedł jak Gawron na miodzie"61.
6. Zakończenie
Zwiedzając dziś Państwowe Muzeum w Oświęcimiu możemy dokładnie przyjrzeć się temu, jak zabijano więźniów, jakie były warunki życia itp., jednak z przygotowanych ekspozycji turysta nie dowie się o tym, że więźniowie mówili nieco innym językiem. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać, że lagerszpracha rzeczywiście była mową z innego świata, świata zamkniętego za drutami i tylko tam rozumiana. Z jednej strony jest to tragiczne, ponieważ nazistowscy eksperymentatorzy stworzyli system, w którym jednym z narzędzi zniszczenia miał być właśnie język. Z drugiej strony fascynujące jest jego bogactwo oraz to, iż więźniom, którzy mieli stać się bezmyślnymi zwierzętami, udało się z języka destrukcyjnego uczynić swoje własne esperanto, które pomagało im przeżyć w tak nieludzkich warunkach i które stało się jednym z elementów oporu przed zaplanowanym przez ich oprawców upodleniem. Nie można było wygrać z komorami gazowymi, jednak w walce z odczłowieczeniem wygrana była możliwa.
Przypisy:
30Dwadzieścia pięć uderzeń to najwyższy wymiar kary chłosty. Nazwa wzięła się z tego, iż katowany musiał sam liczyć uderzenia po niemiecku, a w wypadku pomyłki wykonywanie kary rozpoczynano od początku. Po wymierzeniu kary ofiara musiała wygłosić obowiązującą formułkę podziękowania za chłostę: "Fünfundzwanzig mit besten Dank habe ich erhalten" (Dwadzieścia pięć z podziękowaniami odebrałem")
31 Z. Jagoda, S. Kłodziński, J. Masłowski: "Więźniowie Oświęcimia". Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981, s. 51
32 Tadeusz Borowski: "Wspomnienia, wiersze, opowiadania", ss. 106, 101, 141
33 "Wspomnienia więźniów KL Auschwitz"; Ryszard Henryk Kordek: "Stehbunker", s. 159
34 "Wspomnienia więźniów KL Auschwitz"; Czesław Ostańkowicz: ""Isolierstation" - blok numer ostatni", s. 171
35 Z. Jagoda, S. Kłodziński, J. Masłowski: "Więźniowie Oświęcimia", Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981, s. 53
36 Hermann Langbein "Ludzie w Auschwitz" Wydawnictwo Państwowego Muzeum Oświęcim-Brzezinka 1994, s. 167
37 Kazimierz Albin, "List gończy", s. 37, 41, 48
38 "Wspomnienia więźniów KL Auschwitz"; Tadeusz Sobolewicz: "Więźniarska dola", s. 137
39 "Numery mówią, wspomnienia więźniów z KL Auschwitz"; Tadeusz Sobolewicz: "Więźniarska dola", s. 137
40 Kazimierz Albin "List gończy", s. 105
41 Tadeusz Borowski: "Wspomnienia, wiersze, opowiadania", s. 111
42 W. Kuraszkiewicz: "Język polski w obozie koncentracyjnym" Lublin 1947
43 Auschwitz 1940 - 1945", t.3. rozdział: "Metody zagłady" s. 75
44 Daniel Jonah Goldhagen: "Gorliwi kaci Hitlera - zwyczajni Niemcy i Holocaust", Pruszyński i S-ka, Warszawa 1999, s. 159
45 Z. Jagoda, S. Kłodziński, J. Masłowski: "Więźniowie Oświęcimia", Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981, s. 88
46 Z. Jagoda, S. Kłodziński, J. Masłowski: "Więźniowie Oświęcimia", Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981, ss. 31-32
47 "Wspomnienia więźniów KL Auschwitz"; Maria Jezierska: "Biały efekt", s. 221
48 Kazimierz Albin "List gończy", s. 81
49 "Wspomnienia więźniów KL Auschwitz"; Jerzy Bielecki: "Pierwszy transport", s. 19
50 W celu ukrycia liczby zarejestrowanych więźniów władze obozu postanowiły dla więźniów żydowskich, którzy w wyniku selekcji zostali uznani jako zdolni do pracy, wprowadzić odrębne serie numerów rozpoczynających się od liter A i B (planowano wykorzystać dalsze litery, ale nie starczyło na to czasu)
51 Wszyscy, również zmarli więźniowie, musieli wrócić z miejsca pracy, aby zostać przeliczonymi na apelu. Dopiero wtedy zmarli zostawali wykreślani z listy więźniów.
52 "Wspomnienia więźniów KL Auschwitz"; Jan Maria Giges: "Stacja płonącej nocy", s. 274. Autor mówi tutaj o grupie francuskich Żydów.
53 Tadeusz Borowski: "Wspomnienia, wiersze, opowiadania", s. 77
54 Więzień był zawieszany na specjalnym drążku i krępowany w wyniku otrzymywanych uderzeń huśtał się na tym drążku, a jeśli uderzenia były bardzo mocne, mógł obracać się wokół własnej osi.
55 "Numery mówią - wspomnienia więźniów z KL Auschwitz", Jerzy Pozimski: "Rok 1940 w oświęcimskim obozie zagłady", ss. 28-29
56 Tadeusz Borowski: "Wspomnienia, wiersze, opowiadania", s. 116
57 "Nowy słownik poprawnej polszczyzny PWN" pod red. Andrzeja Markowskiego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2000, ss. 524-525
58 Z. Jagoda, S. Kłodziński, J. Masłowski, D. Wesołowska: "Słownik Oświęcimski", "Przegląd lekarski 1985, nr 1, s. 62
59 Tamże
60 Jan Masłowski "Oświęcim - cmentarz świata", s. 114
61 Wincenty Gawron: "Ochotnik do Oświęcimia", s. 122
GeRhArD gerhard@w.pl
|