Szymon Wiatr
Agencja antyabsurdalna
Z "Łysym" znamy się od ogólniaka. Był dobrym uczniem, ale ja, nie chwaląc się, lepszym. On wiec wybrał drogę polityka, a ja drobnego przedsiębiorcy. "Ły- sy" zasiadał nawet w Sejmie, ale przez dłuższy czas swojej kariery był miejskim
radnym. Ja posiadałem firmę dostawczą, a potem byłem udziałowcem jednej ze spółek żywnościowych. Obaj po studiach wyjechaliśmy z "Warszawki", nasze- go rodzinnego miasta. Ja osiadłem w Poznaniu a on w "Krakówku". Ożeniliśmy
się, obaj z pięknymi kobietami z niemałym posagiem. Co nas skłoniło do spotkania w naszym rodzinnym mieście? Jego nie wybrali, a mi zabrali. Obaj do- świadczyliśmy, czym jest nieczuły dotyk absurdu. Absurd... Chcę jak najszybciej zapomnieć to słowo! Otóż on, pragnąc wypełnić przedwyborcze zobowiązania, naraził się swoim kolegom. Chciał, aby pensje radnych, prezydenta miasta i innych ludzi z ratusza zostały "obcięte" o 2000 zł. Projekt, według niego, powinien od razu wejść w życie. Ale na drodze realizacji swoich, a także partyjnych zobowiązań, natrafił na przeciwności. Wszyscy niemal zapomnieli o przedwyborczych obietnicach. Ważniejszy od miejskiego okazał się budżet domowy samorządowców. Ale co ciekawe, zwolenników znalazł więcej po lewej niż po prawej, katolickiej stronie sali obrad. Sprawę wyciszono, a "Łysego" "wrobiono" w aferę z zamówieniami na latarnie uliczne. The original "absurd" from Poland.
W moim przypadku było podobnie. Nie podobało mi się, że inni udziałowcy upychają na wysokich stanowiskach w firmie swoich kolesi i rodzinę oraz, że ewidentnie piorą pieniądze i wypłacają znajomym i sobie kosmiczne premie, podczas gdy spółka tonie w długach. Często zgłaszałem swój sprzeciw i ostrzegałem przed policją.
Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie prezydent miasta. Powiedział, że "albo zamknie mi usta kolegami z Pruszkowa, albo won z firmy". Wobec rządów prawa nie miałem innego wyjścia - zrezygnowałem z udziałów w firmie i przeprowadziłem się do Warszawy. Szkoda mi tylko dzieci, bo musiały zmienić szkołę. Polski absurd już na nich położył swą niewidzialną rękę. Przepraszam, odpukać... Mam na myśli, że je tylko dotknął. Uff! Boże, chroń moje dzieci i przyszłe pokolenia przed polskim absurdem, który zostawiamy im w spadku! I nie dopuść, by zamieniły go na absurd w wydaniu globalnym!
Wracając do sprawy, gdy zadzwoniłem do "Łysego" na komórkę okazało się, że on też mieszka w Warszawie. Spotkaliśmy się, więc niezwłocznie w Łazienkach, by pogadać przy kawie. Otóż, co się wtedy okazało. Mianowicie, że obaj myślimy o tym samym. A owa zbieżność zamysłów wynika z podobnych, niedawnych doświadczeń z absurdem. Obaj chcieliśmy powołać wspólnie firmę usługową o nazwie "Agencja antyabsurdalna", w skrócie AA, tak jak American Airlines. Bardzo proszę - bez skojarzeń. Jeśli nawet ciągle czytelnik myśli o tym, to muszę powiedzieć, że popadł w absurd, jeśli na jego ustach pojawił się dziwny uśmiech. Przecież takie instytucje jak klub AA są bardzo potrzebne! Oby miał jak najwięcej sukcesów, szczerze życzę.
Ale w naszym przypadku o sukcesach mowy być nie mogło. Taka firma jak na-sze AA zagrażałaby praworządności w Polsce! Racja! Więcej absurdu!!!
Szymon Wiatr
|