Marta Bilewicz
Burze
Spokój ciszy przed burzą bywa kruchy jak skrzydło ważki. Nigdy nie wiadomo, kiedy odleci, nie wiadomo, kiedy zniknie. Bywają takie burze, podczas których wszystko milczy, gdy żadne stworzenie nie otwiera pyszczka, by cokolwiek powiedzieć.
Bywają też burze, które potrafią zniszczyć wszystko, co napotkają na swej drodze, takie, które łamią najtęższe drzewa, gną dachówki najmocniej zbudowanych domów, drą najgęściej plecione tkaniny.
Są burze, które nigdy nie przemijają bez echa, takie, których się nie zapomina, takie, które pozostawiają po sobie żal, gorycz i rozpacz. Są takie dni, kiedy burza nadchodzi nagle, bez zapowiedzi, bez ciszy nawet, bez żadnego znaku. Takie krzywdzą najbardziej. Trudno jest wówczas odnaleźć samego siebie, swoją osobowość, bo naraz człowiek zdaje sobie sprawę, że gdzieś w tym chaosie nawałnicy zagubił swe własne "ja", własny charakter. Taka burza pozostawia po sobie najgłębsze rany i największe spustoszenia. Wszystko wokół tonie w gniewie, w nienawiści, w nieprzyjaznej, złej aurze, w bólu...
Ale są też inne burze, zupełnie innego rodzaju. Pojawiają się znienacka, nikt i nic ich nie zapowiada, nic nie zwiastuje. Wszystko wokół nas przewracają do góry nogami, wzbogacają kolory, wzmacniają dźwięki, wyostrzają zmysł smaku, węchu, dotyku... Pojawiają się w najmniej spodziewanym momencie, przesuwają delikatnymi palcami po naszych włosach, po policzkach, po szyi. Rozdają uśmiechy, zarażają wesołością, optymizmem, chęcią życia. Wybawiają z opresji, uderzają piorunem w każdego - czy ktoś tego chce, czy nie. Każdy chciałby je zatrzymać jak najdłużej, ale nie wszyscy potrafią. Trzeba zadbać o to, by taka burza nie zniknęła. Mocno zadbać... Inaczej rozpęta się gdzie indziej i więcej do nas nie wróci. A jest ona najsłodszą, najpiękniejszą i najwspanialszą ze wszystklich burz świata. Rześką, budującą, ciepłą i szaloną. Jej imię brzmi: miłość.
19 lipca 2002
Marta Bilewicz martabil@poczta.onet.pl
|