poprzednia strona spis treści następna strona
- -

Szaman F.

Wypracowanie

Zestresowany jestem ostatnio. Wykonuję jakieś tam czynności zawodowe, za które mam płacone trochę. Dla jednych to może mało, dla innych bardzo dużo. Tyle pieniędzy to iedyś dla mnie było nie do pomyślenia, że mógłbym zarabiać. Pamiętam jak osiem lat temu pracowałem od rana do wieczora, może i niezbyt ciężko, ale prawie za darmo. Pięć złotych dziennie i półgodzinna jazda konna. Niby tylko tyle, ale do tego miałem przecież, o czym nie myślałem aż tak, podłogę do spania, trochę prądu i wody do użytku. Fajnie było. Wychodziłem na zero.
Najważniejsze jednak jest to, że żyłem. Wyrwane to stwierdzenie z kontekstu oczywiście wiele nie wnosi, bo teraz też żyję i co? Otóż żyłem i byłem zadowolony z tego co robię, mimo iż pieniądze z tego żadne.
Nerwowy jestem. Znerwicowany znaczy się. Szybko piję kakao, szybko pochłaniam pizzę i falafela - wegetariańską kanapkę. Szybko mówię. To zdecydowanie utrudnia życie mi i moim znajomym, choć w sumie czasem mówię naprawdę niewiele. Tylko że jak już mówię, to muszę powtrzać. I to nawet nie chodzi o to, że ktoś nie nadąża ze zrozumieniem zdań przeze mnie artykułowanych. To raczej ja sam nie nadążam ich wyraźnie mówić. Język mi się plącze i wychodzi takie zadziwiające coś. Takie coś czego nie lubię sam słuchać. Bo nie rozumiem.
Kakao piję tak szybko, że mam gębę wyparzoną. Dlatego w sumie mówię mało. A przecież miało tak być, że pije się i je spokojnie. Powoli sobie przyrządzać napój. W ładnym kubku, przyjemnym, o odpowiedniej wielkości podać na ładny i wygodny stolik. Wygodnie usiąść na krześle. To niestety nie takie znowu proste. Jedyne krzysło jakie posiadam, wygięło się wczoraj. Nie było może najlepsze, ale doprawdy stanowiło przyjemne wypełnienie pokoju. I wygodne. Teraz już tylko w miarę ładnie wygląda. Ja jednak łapię stresa z każdym na nie spojrzeniem. Bo wiem, że czeka mnie kolejny wydatek niemały. A to krzesło ma niecały tydzień. Nówka znaczy się.
Czas ucieka jak głupi. Ledwo wstałem, cały dzień spędziłem w pracy, a teraz niby mógłbym coś miłego zrobić, ale już nie wiem co. No bo tak. Po pierwsze jestem zmęczony. Po drugie, jak już sobie odpocznę, to będzie ciemno. Właściwie już jest ciemno. Prawie. Życie nocne trochę nie dla mnie chyba jest. Niby nie mam nic przeciwko miłym wieczorom, ale żeby tak od lat kilku dzień w dzień tylko wieczór i wieczór? Zresztą jak już się obudzę po popołudniowej drzemce (co ja bredzę), to już sklepy spożywcze będą zamknięte. Zostaną tylko bary, pizzerie i sklepy nocne. Ile można zapychać się tym idiotycznym ciastem grubym lub cienkim!? Jak długo można robić zakupy ciemną nocą?
Weekendy mnie stresują. Właściwie cieszy mnie tylko wieczór piątkowy. To na myśl o dwóch wolnych dniach, które jeszcze przede mną. Potem jest sobota, której większą część muszę przespać, żeby nadrobić zaległości z tygodnia. Pospieszny prysznic, pospieszne śniadanie... I myśl o tym, że już jutro niedziela i że właściwie co to za weekend. Że właściwie się on już kończy. Niedziela - po biernym odpoczynku, jaki zafundowałem sobie dzień wcześniej, dziś mógłbym zrobić porządne zakupy. I posprzątać mieszkanie. Umyć naczynia z tygodnia, odkurzyć to, a owo ogarnąć. O ile sobota to smutek, niedziela zdaje się być jednym strachem przed nadchodzącym tygodniem.
W pośpiechu spacer po parku z drugiej strony miasta. Trzeba tam czymś dojechać. Szybko. Nie ma czasu na gotowanie. Niedziela jest krótka.
Nastaje wieczór. Nie wiem co robić. Czytać? Spać? Jeść? A jeśli już czytać to co, bo tyle mam książek i gazet, że nie wiem w co ręce włożyć... Dawno nie byłem nad morzem. W górach też. Ale nad morzem dawniej. To gdzie jechać na urlop? Do Jeleniej Góry, Świnoujścia czy na Mazury? Jeśli na Mazury to gdzie? Właściwie nie byłem jeszcze w Bieszczadach. Posiedziałbym sobie tydzień w domu. Na myśl o jutrzejszej pracy się trzęsę.
Może trzeba było iść do wojska? Nie miałbym tych idiotycznych studiów... W sumie na studiach było fajnie. Oj, w ogóle wyrzekanie się ich to herezja. To były piękne czasy. Jasne, że co pół roku sesja, egzaminy, poprawki, nocne wkuwania... A jednak wszystko było inaczej. Odwrotnie.
Powraca koszmar. Od pół roku nie byłem na biologii. Kto by tam na studiach chodził na biologię. Tym bardziej na elektronice. Na tym kierunku nie ma takiego przedmiotu. A jednak jest. A ja ani razu w ciągu semestru się tam nie pokazałem. Oj, zadanie domowe nie odrobione, zeszyt nie przepisany, pani na pewno mnie spyta... Kolejna pała i kompromitacja.

Szaman F.



poprzednia strona spis treści następna strona