poprzednia strona spis treści następna strona
- -

Rok 2002

Kto najlepiej w Polsce gra w Dwa Tysiące Dwa?

Formuła corocznych podsumowań muzycznych pretendujących do obiektywności i wszechstronności wyraźnie się załamuje na naszych oczach. Werdykty dziennikarzy muzycznych ani plebiscyty czytelników na najlepszą płytę i "najulubieńszego" wykonawcę nie wywołują już takich emocji jak dawniej. Najbardziej widoczną przyczyną takiego obrotu spraw jest niewątpliwie rozkład muzycznych mediów Polsce. Ubiegły rok jest pod tym względem znamienny: upadł miesięcznik "Machina", który dla dobrej muzyki znajdował całkiem sporo miejsca na swych łamach, "wycieńczył się" typowo muzyczny magazyn "Tylko Rock", muzyka w telewizji stała się jeszcze bardziej żadna i żenująca, a nagrody polskiego przemysłu fonograficznego tracą i tak wątpliwe resztki znaczenia.
Poza instytucjonalnymi przyczynami schyłku rankingów ocenianie, wyróżnianie staje się coraz mniej poprawne politycznie, bo przecież w naszych relatywistycznie zorientowanych czasach trzeba wspaniałomyślnie przyznać prawo istnienia najbardziej nawet ordynarnej "ściemie" muzycznej, skoro tylko są gusty, które ową ściemę finansują z dobrej woli z własnych portfeli. Znamienny jest w tej mierze przykład idoli przez lud wyłanianych w telereferendum czy w innym terefere. Rok 2002 daje pod tym względem argumenty napawające smutkiem niejakim.
Pozostaje mieć nadzieję, że grupa słuchaczy odpornych na "dyskretną presję radiową" (to cytat z "Polityki kulturalnej", którą ostatnio wykonuje zespół Pudelsi) i niestosujących się do zasady "jak się nie ma, co się lubi - to się lubi, co się ma" będzie na tyle duża, że wystarczy do utrzymywania przy życiu bardziej niezależnych i przemyślanych propozycji muzycznych niż seryjne produkty telewizyjno-fonograficznego konsorcjum promocyjnego. W roku 2002, a nawet wcześniej sytuacja o tyle się zmieniła, że tzw. wielka piątka, czyli polskie przybudówki zachodnich koncernów muzycznych wyraźnie wyciągnęły rękę w kierunku wykonawców niezależnych, którzy jak się okazywało, sprzedawali niekiedy niewiele mniej płyt niż usilnie lansowane gwiazdki wielkich wytwórni. Powołane np. przez BMG czy Sony Music niezależne "podwytwórnie", jakimi są Sissy Records czy Noff Records stały się przytuliskiem dla niektórych pomysłowych wykonawców (np. Ścianka, Homosapiens, Cool Kids of Death, Futro, Andrzej Smolik, Pogodno - zestaw, bez którego nasza rodzima scena muzyczna wyglądałaby naprawdę archaicznie).
Mój punkt widzenia na muzyczne oblicze ubiegłego roku jest oczywiście subiektywny i nie rości sobie prawa do jakiejkolwiek pełni czy sprawiedliwości. Przedstawię pokrótce, co było dla mnie ważne, choć o wielu "wydarzeniach muzycznych" zapewne zapomniałem lub wręcz zignorowałem. Z góry przyjmuję konstruktywne zastrzeżenia, a jeszcze chętniej - idące po linii mojego gustu uzupełnienia.

Ważne płyty zaistniałe w 2002 roku, a wydane też jakoś w okolicach tamtego roku:

Świetliki, Złe misie. Płyta z wielu względów bardzo udana. Niespotykane gdzie indziej nasycenie słowem ciekawie aranżowanej przestrzeni dźwiękowej. Nowe Variete J. Marcin Świetlicki w dobrej i urozmaiconej formie, dodatkowo znamienni i znamienici goście w postaci Katarzyny Nosowskiej i Lecha Janerki.

Tilt, Emocjonalny terror. Po tak długim okresie milczenia można się było więcej spodziewać od legendarnej formacji Tomka Lipińskiego, ale to, co dostajemy, też całkiem nieźle zadowala, dzięki takim np. fragmentom jak Westchnienie z ciszy czy też tytułowy Emocjonalny terror. Na okładce małe efekciarstwo: dwa Manhattany, jeden z wieżami, drugi bez.

Partia, Szminka i krew. Tylko dwie nowe piosenki: Powietrze i Nieprzytomna z bólu, świetnie odegrane covery (m.in. Brand New Cadillac z repertuaru The Clash oraz Das Model Kraftwerku), a poza tym nagrania koncertowe. Poza tym Partii należy się piątka za niezły występ (pod nazwą Komety) w głośnym filmie Przemysława Wojcieszka Głośniej od bomb, który w zeszłym roku gościł na ekranach niektórych głośnych kin.

Świat Czarownic & Robert Brylewski. Płyta pozostawia mały niedosyt, ale po tylu latach milczenia narosło wokół tego projektu tyle oczekiwań, że trudno byłoby wszystkich zadowolić. Najbardziej zawodowo brzmi chyba jednak Border. Szkoda, że Brylewski nie utrzymał tej formy wokalnej w innych piosenkach, które od tej strony trochę leżą. Ale od czegóż są goście? Kawałki z udziałem Muńka, Grabaża i szczególnie Świetlickiego są ewidentną ozdobą płyty. A Mrugacza to można słuchać kilka razy pod rząd i nie nuży.

Ścianka, Białe wakacje. Coś jakby połączenie pewnych cech rytmicznego Statku kosmicznego i kontemplacyjnych Dni wiatru. Poza tym wypada mi się zgodzić z sugestią, że teksty Cieślaka byłyby lepsze, gdyby nie były po polsku :)

Cool Kids of Death. Debiutancki longplay undergroundowo-młodzieżowej formacji z miasta Łodzi. Teksty pisane przez Kubę Wandachowicza i wykrzykiwane przez Krzysztofa Ostrowskiego stały się nawet zarzewiem socjologicznych dyskusji o sfrustrowanym pokoleniu na łamach "Gazety Wyborczej". Muzyka prowokuje w dużo mniejszym stopniu niż przekaz. Nie tylko hip-hop jest zbuntowany. Płyta z gatunku signum temporis.

Homosapiens, Big Frank. Ta druga po debiutanckim The Wheel płyta świetnie brzmiącej formacji inspirującej się twórczością Franka Zappy. Jeżeli zużyte już właściwie określenie "zakręcona muzyka" ma mieć swoje pozytywne i poważne znaczenie, to na pewno w odniesieniu do takich poczynań jak Homosapiens. Świetny koncert w "Trójce", na wokalu niejaki Gruziński (tak, tak, ten z nieistniejącego już Flapjacka).

Something Like Elvis, Cigarette smoke phantom. Powiedzieć o tej płycie, że bardzo dobra - to za mało. Niektórzy twierdzą, że ten zespół z małego miasta Szubin jest najlepszym produktem eksportowym rodzimego undergroundu. Po przesłuchaniu tej Cigarette smoke phantom można powiedzieć, że nawet jeśli przesadzają, to niewiele. Płyta rzeczywiście brzmi bardzo zawodowo i błyskawicznie zjednuje sobie słuchacza swym niesamowitym "transowo-noisowym" charakterem. No właśnie, płyta z charakterem, nie z etykietką.

Krzysztof Fiołek



poprzednia strona spis treści następna strona