poprzednia strona spis treści następna strona
- -

Film

Nowe Horyzonty kanibalizmu - krótka i skrajnie subiektywna relacja z festiwalu filmowego Era Nowe Horyzonty

W dniach 17-27 lipca w Cieszynie odbył się trzeci festiwal filmowy organizowany przez firmę Gutek Film. I jak co roku nie brakowało obrazów doskonałych, poruszających i zmuszających do głębokiego zastanowienia. Były też filmy "zwykłe", po obejrzeniu których spokojnie i bezrefleksyjnie można było ruszyć na kolejny seans. I, niestety, były też twory odpychające swoja naturalistyczną wizją świata, "poetyką ropiejącej rany", fascynacją wszelkimi dewiacjami...
Do tej ostatniej kategorii zaliczyłbym zdecydowaną większość prezentowanych na festiwalu dzieł francuskich. Zaczęło się całkiem niewinnie: "Rzeźnie" Delphine Gleize i "W piątek wieczorem" Claire Dennis były utworami całkiem przyjemnymi, niezbyt rewolucyjnymi...akurat na pierwszy dzień festiwalu. Niestety, już następny film pani Dennis, "Trouble every day", zmienił opinię festiwalowiczów o "nowej francuskiej poetyce" - najkrócej pisząc była to pozbawiona większego sensu historia dwójki kanibali przez cały film polujących na nowe ofiary; oczywiście, pani Dennis akty konsumpcji raczyła pokazać ze wszystkimi szczegółami. Ilość osób wychodzących z seansu była najlepszym komentarzem. Ja, w całej swojej naiwności, liczyłem że może ostatnie minuty filmu pozwolą mi odkryć jakiś sens w tym teatrze okrucieństwa, więc zostałem do końca. I to był wieeelki błąd.
Ale, mimo wszystko większość "gutkowych" filmów to były naprawdę wartościowe dzieła.
Zaprezentowany na otwarciu festiwalu "Dogville" Larsa von Triera - oszczędny w środkach ale nie w emocjach, zmuszający do myślenia i wywołujący burzliwe debaty po seansie. Choć film ten zaprezentowano na otwarcie festiwalu, do ostatniego dnia był uważany za jeden z najlepszych jakie w tej edycji "Nowych Horyzontów" dane nam było obejrzeć.

A poza tym:
Dla mnie jednym z najbardziej pozytywnych aspektów festiwalu była mniniretrospektywa filmów Yasujiro Ozu - zmarłego w 1963 roku japońskiego reżysera, na którym wzorowało się wielu późniejszych władców ekranu jak np. Jim Jarmusch. Długie, wolne ujęcia, "banalne" dialogi, brak tradycyjnie pojmowanej akcji ... wszystkie te elementy zapoczątkował Ozu.
Dla tych, którym Ozu nie wystarczył do odfajkowania działu pt "poznajemy historię ambitnego kina" organizatorzy przygotowali jeszcze przegląd twórczości Dereka Jarmana i Alejandro Jodorowsky'ego.
Jarman, jeden z czołowych przedstawicieli "kina gejowskiego", w swoich filmach kładł nacisk na dwie sprawy - seksualne dylematy bohaterów i wizualną stronę swych dzieł (co nie dziwi, wszak był on także cenionym malarzem).
Z kolei Jodorowsky to guru surrealistów. Jego dzieła są pełne krwi (jeden ze swoich filmów określił mianem "spagetti westernu z elementami przemocy gratis"), ludzi kalekich i "zwichrowanych", dążących do celu wbrew wszystkim i wszystkiemu. Całość obficie polana new-ageowską filozofią, jednych fascynowała, innych śmieszyła lub odpychała. Przyznaję się bez bicia, że należałem do tej pierwszej grupy.
Jak co roku niezawodnym i bardzo wyczekiwanym blokiem było kino latynoskie - wyraziście i bez zbędnych upiększeń opisujące tamtejsze realia, nie unikające drażliwych tematów i formalnych eksperymentów. "Czerwony niedźwiedź", nakręcony jednym ujęciem "Tiempo real" czy "Taxi para tres" to, na pierwszy rzut oka, zwykłe historie kryminalne. Ale uważny widz znajdzie w nich rytm, autentyzm i świeżość które wyróżniają te filmy spośród masy innych. Odmienny styl prezentował "Nie ma kto pisać do pułkownika" - leniwa ekranizacja powieści Garcii Marqueza, porażająca swą cudowną atmosferą i niemalże namacalnym cierpieniem tytułowego pułkownika.
Jedynym słabym filmem w gronie dzieł latynoskich był "Nietzsche w Turynie" - nadęta, pseudopoetycka i przeraźliwie nudna wizja zanurzania się w słynnego filozofa w szaleństwo. Niestety, w tym filmie nie było ani filozofii ani szaleństwa.

Za terminem "kino ambitne" czai się zawsze ryzyko - możemy obejrzeć dzieło doskonałe, ukazujące nowe pokłady wrażliwości i na długo zapadające w pamięć. Możemy też trafić na grafomański, bezładny i bełkotliwy eksperyment... który dla widza w fotelu obok może być drugim "Obywatelem Kane'm". Każdy z nas ma swoją wrażliwość i swoją definicję kina ambitnego. A festiwal "Nowe Horyzonty" jest doskonałą okazją, by znaleźć swoją drogę do nowych wrażeń; więc do zobaczenia w Cieszynie za rok.

Ł. Przybyś



poprzednia strona spis treści następna strona