poprzednia strona spis treści następna strona
- -

Film

3 Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty
Cieszyn 17-27 lipca 2003

Do Cieszyna na festiwal filmowy Nowe Horyzonty organizowany przez firmę Gutek Film chciałem wybrać się już rok temu. Wtedy się nie udało z przyczyn o których wspominać nie warto. Jednak co się odwlecze to nie uciecze i w tym roku udało mi się dotrzeć do tego jakże urokliwego miasta. Tegoroczny festiwal już ze zmienioną nazwą Era Nowe Horyzonty rozpoczął się dnia 17 lipca, ja pojawiłem się jednak na miejscu dzień wcześniej, by zorientować się w terenie, a przede wszystkim zdobyć bilet na upragnione "Dogville". A'propos biletów - na początku mojej krótkiej relacji chciałem rozprawić się właśnie z kwestią techniczną dotycząca wchodzenia do kin. Organizator został w tym roku ( ponoć podobnie jak rok temu ) powszechnie potępiony przez posiadaczy akredytacji, którzy czuli się dyskryminowani... O cóż chodzi? Na festiwal można było albo zaopatrzyć się w karnet wartości 200 złotych, który upoważniał do wejścia na każdy film albo kupować bilet w cenie 10 złotych przed każdym seansem. Wielokrotnie podobno zdarzało się, że właściciel akredytacji nie mieścił się w kinie, gdyż większość miejsc zajęta była przez zwykłych posiadaczy biletów ( tymczasem "akredytowani" uważali - i trudno się im dziwić - że należą im się specjalne względy i że to on powinni mieć pierwszeństwo, a nie "biletowani" ). Trudno się z tym zarzutem nie zgodzić, niemniej należy dodać, że mi podobna sytuacja nie przytrafiła się ani razu. Wszystko było kwestią dobrej samoorganizacji, a przede wszystkim odpowiednio wcześniejszego pojawienia się przed kinem. Dlatego zarzuty wysuwane pod adresem Gutka uważam za nie do końca uzasadnione, choć na przyszłość poleciłbym organizatorom rozwiązanie następujące: najpierw wpuszczamy do kin "akredytowanych", a dopiero 15 minut przed seansem rozpoczynamy sprzedaż biletów zwykłych na miejsce nie zajęte przez widzów z akredytacją. Z tym, że to jest z kolei dyskryminowanie "biletowanych"... Jak widać o złoty środek niezwykle trudno.
Kolejna sprawa, za którą na głowę pana Romana G. posypał się grad krytyki, to niezwykła duchota w kinach. Na większości seansów kina były wypełnione po brzegi, a co za tym szło robiło się w nich niezwykle gorąco. Najgorzej było chyba w Kinie Central po czeskiej stronie, zwłaszcza na filmie "10 minut później: Trąbka". Wrażenia niezapomniane, zapewniam. W Cieszynie podniosło się więc larum i zażądano wręcz, by pan Gutek założył w kinach klimatyzację. Krytykanci zapomnieli jednak o podstawowej sprawie: wszak cieszyńskie kina nie są własnością Gutek Film, a miasta, więc inwestowanie w bardzo drogi sprzęt w miejscu, z którego na dobrą sprawę można na przykład zostać przez burmistrza wyproszonym w przyszłym roku, nie byłoby zbyt logicznym posunięciem. Ktoś powie : "wyproszonym? Niemożliwe, przecież taki festiwal to też promocja miasta, regionu itp." Mnie wydawało się podobnie, ale władze miasta miały chyba inne zdanie, o czym zaświadczyć może choćby fakt, że w czasie, gdy w Cieszynie odbywało się jedno z ważniejszych wydarzeń kulturalnych w Polsce w przekroju roku, to burmistrz miasta był na ... urlopie. Cóż, kolejny polski paradoks. Niemniej impreza zakończyła się obietnicą pana wiceburmistrza, że do przyszłego lata zostanie zamontowana klimatyzacja w Teatrze im. Adama Mickiewicza, gdzie odbywały się najważniejsze seanse. Byłoby miło. Niemniej jeśli wolno mi zaproponować coś władzom tego urokliwego miasteczka, to raczej radziłbym najpierw zaopiekować się zdewastowanym cmentarzem żydowskim, którego renowacja czy choć uprzątnięcie to kwota na pewno wielokrotnie niższa niż instalacja klimatyzacji.
Tyle w kwestiach techniczno - organizacyjnych. Czas przejść do meritum. W ciągu 11 festiwalowych dni udało mi się obejrzeć 45 filmów, czyli mniej więcej tyle, co przez cały rok w kinie ... Dawka całkiem pokaźna. I dla wielu na pewno nie do przyjęcia. Przyznaję, mi też czasem nie było łatwo wytrwać na pięciu seansach dziennie, ale szkoda było z czegokolwiek rezygnować przy tak bogatym programie. I choć zdarzały się filmy zupełnie nietrafione, to jakość tych lepszych pozwalała o nich zapomnieć. Ja jednak absolutnie nie mam zamiaru zapominać o filmach-potworkach, a co więcej - za chwilę przedstawię swój top 5 najgorszych filmów festiwalu:
5. "W poniedziałek rano" - wybrałem się na ten film w ramach nadrabiania zaległości z minionego roku zachęcony znakomitą recenzją pióra pana Sobolewskiego w "GW". Tymczasem film gruzińskiego reżysera Otara Iosselianiego okazał się filmem propagandowym wychwalającym uroki picia alkoholu oraz palenia papierosów - główny bohater filmu nie zajmował się praktycznie niczym poza dwoma wspomnianymi czynnościami. Jak dla mnie - nie do przyjęcia.
4. "Uzak" - film turecki w reżyserii Nuri Bilge Ceylana, po którym obiecywałem sobie bardzo wiele mając w pamięci wspaniały sukces tego obrazu na tegorocznym festiwalu w Cannes. Niestety, moje rozbudzone nadzieje nie zostały w najmniejszym stopniu zaspokojone. Przypuszczam, że tego filmu nie zrozumiałem, do czego się bez żenady przyznaję. Niestety piękne zdjęcia nie wystarczą. Nuda.
3. "Roberto Succo" - to z kolei film konkursowy z Cannes sprzed bodaj dwóch lat. Mam duże wątpliwości, czy którakolwiek z osób wybierających obrazy do tegorocznego festiwalu widziała ten film. Nie chce mi się wierzyć, by ta konwencjonalna aż do szpiku kości opowiastka o złodzieju i mordercy oraz policjantach francuskich, którzy go bezskutecznie ścigają, mogła zachwycić pana Gutka czy też Duszyńskiego lubujących się w kinie ambitnym i artystycznym.. Morał z tego filmu płynie taki: Colombo to był gość! On by takiego Succo dostarczył francuskim władzom w 15 minut na tacy.
2. "Blisfully Yours" - film tajski... Niech za recenzję posłużą zapiaski uczynione na gorąco zaraz po seansie : "Po cóż ja na to poszedłem? A przede wszystkim : po co się kręci takie filmy? Kompletna klęska... Highlight : scena z wyciągniętym ze spodni męskim narządem płciowym ..." Kto widział ten wie, o czym mówię; kto nie widział, niech dziękuję Jah.
1. "Hiruko" - Shinya Tsukamoto. To nie mógł być inny obraz! Absolutne arcydzieło złego smaku. Zdaje się, że najgorszy film jaki widziałem w życiu. Ed Wood przy tym to Bergman. Nie muszę chyba dodawać, że "Hiruko" mnie zachwycił i porwał. Napisano o nim : "Konwencjonalny film o potworach". Ja powiedziałbym więcej: arcykonwencjonalny! A przez to arcyśmieszny ! Po seansie dręczyło mnie pytanie, czy Tsukamoto zakpił z konwencji horroru świadomie, czy też może próbował się w nią wpisać tak ściśle, że aż stało się to niestrawne dla widza? W skrócie : czy był to pastisz zamierzony czy niezamierzony? Wyjaśnienie tej zagadki czekało mnie pod koniec festiwalu, kiedy to Tsukamoto- gość festiwalu - przyznał, że żaden z jego filmów nie jest pastiszem; że wszystkie kręcił na poważnie. Kolejne filmy tego japońskiego reżysera, które widziałem : "Tokyo-Fist" ( taki "Fight Club" po japońsku ) oraz "Gemini" ( taki Doktor Judym w wersji japońskiej ... ) także były bardzo złe, ale do poziomu beznadziejności "Hiruko" im daleko. Żałuję, że nie udało się wybrać na najsławniejszy film Tsukamoto "Tetsuo" ani na jego kontynuację. Widziałem natomiast najnowszy obraz tego twórcy "Snake of June" pokazywany w tym roku w konkursie, który spodobał mi się wielce: z narastającym napięciem śledziłem historię niezwykłego trójkąta - żona pracująca w telefonie pomocy dla potencjalnych samobójców, mąż pracoholik oraz sparaliżowany fotograf .Tsukamoto postawił bardziej na głębię psychologiczną swych bohaterów niż na epatowanie okrucieństwem i to się opłaciło.

Blisko "zwycięskiej" piątki uplasowały się takie filmy jak "K" (irański reżyser adaptuje na potrzeby ekranu opowiadania Kafki... ciężkostrawne ), "10" ( nowy film Kiarostamiego - czyli nudy na pudy...) czy też "Trouble Every Day" (opowieść o kanibalach, którą ratowało tylko to, że dzień wcześniej widziałem inny film Claire Denis, które był znakomity - "W piątek wieczorem" - oraz fakt, iż ścieżka dźwiękowa była autorstwa zespołu Tindersticks ).
Oczywiście stworzyłem także dla własnych potrzeb listę filmów najlepszych i teraz się nią podzielę z czytelnikami Tajniaka :
5. "Gerry" - reżyseria Gus van Sant. Mało który z widzów był po tym filmie zadowolony, ale mnie wciągnął. Mimo iż działo się w nim bardzo mało, a chwilami wręcz nic, to nie czułem znużenia, zwłaszcza, że niektóre sceny były wizualnie przepiękne. To był taki van Sant, jakiego tygryski lubią najbardziej, van Sant od "Drugstore Cowboy", a nie od "Finding Forrester" (czy też "Szukając siebie" - czy ktoś jeszcze pamięta te marne popłuczyny po "Good Will Hunting"?). Czekamy na "Elephant"!
4."Klatka" - reż. Alain Raoust. Największe pozytywne zaskoczenie festiwalu. Niezwykle oszczędny film, który dogłębnie mną wstrząsnął. Prosta historia 25-letniej Anne kończącej zwolnienie warunkowe ( morderstwo I stopnia ) i jadącej do ojca swej ofiary, by "zawrzeć pokój". Pokój z kim? Z nim czy z sobą? By poznać odpowiedź na to pytanie, trzeba ten film zobaczyć, co niestety będzie zapewne bardzo trudne, gdyż nie jest on w planach dystrybucyjnych firmy Gutek Film.
3. "Jego brat" - Patrcie Chereau. "Intymność" chyba jednak lepsza, ale także ten film bardzo poruszający. Chereau na szczęście uniknął ckliwości, co przy poruszanych tematach (nieuleczalna choroba, przyjaźń, miłość, braterstwo, śmierć ) wydawało się bardzo trudne. Podobnie jak w poprzednim filmie reżyser szokuje widzów naturalizmem - choćby w scenie golenia ciała Thomasa przed operacją. To szokowanie ma jednak sens : takie jest życie, tacy jesteśmy my - mówi Chereau. A widzowie mu wierzą i są zachwyceni, o czym świadczy drugie miejsce w konkursie publiczności.
2. "Lalki" - Takeshi Kitano. Zwycięzca konkursu publiczności w Cieszynie. Także mój prywatny faworyt spośród filmów konkursowych. Jak widać, mam masowy gust. Chyba najwspanialszy wizualnie obraz, jaki dane mi było kiedykolwiek widzieć. Do tego przepiękne stroje zaprojektowane przez japońskiego Arkadiusa, czyli pana Yohji Yamamoto. Trzy proste historie miłosne przeplatające się w magiczny sposób oraz próba odpowiedzi na dręczące ludzi od zawsze pytanie : czy jest ktoś kto pociąga za sznurki, kierując ludzkim zachowaniem ? Czy też może wszystko zależy od ludzkiej woli? Już wkrótce w kinach, nie wolno przegapić.
1. "Dogville" - trudno było sobie wyobrazić, by von Trier mógł nakręcić cokolwiek lepszego od "Tańcząc w ciemnościach", a jednak stało się! Zmasowany atak duńskiego reżysera na Amerykę ( w której nigdy nie był ) oraz amerykański styl życia dokonany z pomocą desantu z Hollywood ( na czele z Nicole Kidman, Lauren Bacall , Jeremym Daviesem oraz Jamesem Caanem w roli epizodycznej, ale jakże ważnej! ). O tym filmie napisano już chyba prawie wszystko, więc mi pozostaje dodać tylko, że znakomite jest zakończenie z archiwalnymi zdjęciami zilustrowanymi piosenką Davida Bowie "Young Amercians". Do kin marsz! Już w połowie października.

Jak łatwo się domyślić większość z tych filmów to obrazy trudne oraz "hermetyczne" ( ulubione słowo pani zapowiadającej filmy, dla niej każdy obraz był hermetyczny ), ale na szczęście Gutek zadbał też o dobry humor widzów. Myślę tu o skandynawskich filmach "Wilbur chce się zabić" oraz "Historie kuchenne" - oba na szczęście w planach firmy na ten rok - oraz amerykańskim "Raising Vicotr Vargas". Pigułka zdrowego śmiechu dla wszystkich!
Nie można zapomnieć o kolejnej atrakcji cieszyńskiego festiwalu, czyli filmach niemych z muzyką na żywo. Ja osobiście widziałem "Portiera z Hotelu Atlantic" z muzyką Futra, "Gabinet doktora Caligari" z akompaniamentem C.K.O.D oraz "Pancernika Potiomkina" ze Ścianką. Największe brawa należą się zdecydowanie temu ostatniemu zespołowi, który podszedł do sprawy nadzwyczaj profesjonalnie przygotowując swój występ w najdrobniejszych szczegółach. Niewątpliwie panowie ze Ścianki co najmniej kilkarotnie obejrzeli film Eisensteina, czego nie da się powiedzieć o Kulkach, którzy "Gabinetu" nie widzieli wcześniej zapewne ani razu. Gdyby to był koncert tej grupy wyszedłbym zadowolony, że skręcają w stronę noise'u, natomiast jako podkład do filmu ta ściana dźwięku ( przy której legendarna ściana dźwięku z płyty "Psychocandy" zespołu Jesus and the Mary Chain to bułka z masłem ) się zupełnie nie sprawdziła. Futro poprawne, ale bez fajerwerków.
Bardzo ciężko jest objąć całość tego niezwykłego przedsięwzięcia w tak krótkim tekście. Niestety jednak nie może być on dłuższy, gdyż terminy gonią, trzeba zdążyć przed wydaniem podwójnego numeru, bo pani redaktor popędza, więc dodam tylko tyle, że na pewno wrócę tu za rok!

Czarny



poprzednia strona spis treści następna strona