Marta Bilewicz
Impresje
Upojeniem nocy, chłodem szeptu rozkołysał się motyl. Dźwięki skrzypiec i kolor nut uniosły się wysoko w górę, aż do gwiazd. Purpura i fiolet, zieleń i czerwień... Namiętność, miłość, ogień. Jak w płomieniu świecy. Serce rozświetlone ogniem...
Gorąca hiszpańska krew wzburza się w żyłach, kiedy na arenę wpada byk. Siła, moc, pragnienie wygranej i pokonania strachu drzemie w sercu na podobieństwo deszczu w chmurze. Czeka cicho, aż w końcu wybucha z siłą wulkanu, niszczącą, ułudną, niepokojącą. Ciało samo rwie się do walki, ręce chwytają strach za rogi, powalają byka, triumfalnie obchodzą arenę dookoła, napawają się zwycięstwem. Muzyka, krew, pożądanie, znowu ogień, ogień, który można wziąć w dłonie.
Jastrząb. Symbol wolności, męskości, daleko posuniętej swobody w wyrażaniu uczuć, w miłości, w erotyce. Wolność... Brzmienie serca, nawoływanie, poszukiwanie, namacalne chmury na niebie, słońce i skwar. Skwar, łagodzony jedynie przez cień obłoków i wolne, doskonale zsynchronizowane ruchy skrzydeł. Wiatr dący w górach, indiańskie duchy, przodkowie zaklęci w kamieniach, których proch wędruje po górach i niebie jak ich dusze. Jak jastrząb poszukujący schronienia w noc i ruszający na łów rankiem. Jak drapieżnik zachłystujący się swą wolnością i siłą.
Ty i twoje dłonie. Moja dłoń w twoich. Spotkanie spojrzeń. Magnetyzm pożądania i pragnienia zespolenia. Miłość fizyczna, miłość duchowa, miłość platoniczna umierająca w agonii. Minuta ciszy... Zatracenie, zapomnienie, muzyka. Trzymanie w dłoni klucza do uczuć, przykrycie ciał zwiewną koronką erotyzmu, oczarowanie... Przyśpieszony oddech i chwila, w której wszystko zamiera w bezruchu. Dwa serca, jedno, wspólne ich bicie, dwa oddechy, języki splatające się w miłosnej grze szaleństwa, w poszukiwaniu siebie, w odurzeniu silniejszym niż powodowane narkotykiem. My. Chwila bez imienia, ulotna, daleka, a jednak tak bliska i gorąca.
Tęcza. Blask, powiew wiatru lekki jak bryza, jak muśnięcie skrzydła wiotkiej ważki. Lot nad cichą wodą, spokojną, zielonkawą... Obraz na płótnie malowany olejną farbą, kolorami fioletów, niebieskości, różu i czerwieni, przetykany złotem, szmaragdami i pomarańczowym pociągnięciem pędzla. Łuk doskonałości, odbicie kropel wody, deszczu, ciepłego jak oddech kochanka, barwnego łuku skrzydeł kolibra zagubionego na łące wśród kwiatów. Szukającego siebie, swojej drogi, swojego krótkiego życia pachnącego wiatrem, deszczem i słońcem. Złotem i srebrem płatków skropionych poranną rosą. Brzęk deszczowej kropli spływającej po łuku tęczy.
Obietnica zapomnienia. Cisza, szept, przesunięcie palcami dłoni po nagiej skórze. Rozchylenie ust, bezwiedne, powolne. Spojrzenie oczu zamglonych pragnieniem, przerażonych wizją rychłego rozstania, zagubieniem miłości minionej, utraconej, smutku i rozpaczy. Żal mieszający zmysły, tęsknota za czymś, czego zdobyć nie można, łzy. Łzy skapujące wraz z kroplami krwi na płatki herbacianej róży, barwiące jej delikatności na karmin, ciążące złamaną obietnicą, niszczące ciszą, zapomnieniem, bólem. Śmierć duszy, groźba zatracenia osobowości, zagubienie w gąszczu pragnień i pędów rozstania, gorzki smak ziół, zapach traw, bolesne wspomnienia obietnic nigdy nie spełnionych.
Nagość. Taniec zmysłów, rozkosz pocałunku, spełnienie. Rozwiń skrzydła amora, puść w powietrze strzałę; niech leci z prędkością i siłą miłości. Tańcz. Nie zatrzymuj się nawet na chwilę, przesuń dłońmi po ciele, amazonko, tancerko, baletnico. Pieść swe krągłości, jakby nic i nikt poza nim nie istniało. Pozwól mu patrzeć na siebie, pozwól napawać się tańcem, gibkością, blaskiem pożądania, erotyzmem i zmysłowością swych ruchów i gestów. Daj się ponieść namiętności, tańcz. Zaskocz egzotyką, spójrz spod przymkniętych powiek, poślij jeden uśmiech, pociągający, naglący... Wpadnij w jego ramiona...
Zamknij oczy. Powędruj ponad drzewami i falami oceanu, zapomnij o świecie, poleć ponad gwiazdy, ponad chmury, ponad to, co nazywają Ziemią. Zanurz się w gwiazdach, sięgnij prawdziwego nieba, dotknij ognia gorejącej gwiazdy, weź ją w dłonie, ucałuj i zawieś na nieboskłonie. Napawaj się jej blaskiem, jej urodą, jej tajemniczością. Poczuj we włosach cichość nieistniejącego wiatru, dotknij czerni przestrzeni międzygwiezdnej, upij się dźwiękiem, który nie ma natężenia, wsłuchaj się w siebie, w swoje pragnienia, w to, czym jesteś. Wyciągnij dłoń, sięgnij najwyżej jak tylko można, zniknij z Drogi Mlecznej, biegnij dalej, płyń po niebie, jakiego nigdy nie widziały ludzkie oczy, szukaj, odkrywaj, rozkoszuj się, niczego nie żądaj. Po prostu bądź. Śnij. Uciekaj od wszystkiego, co złe lub bolesne, zniknij z powierzchni niebieskiej planety...
Posłuchaj go, wsłuchaj się w jego słowa. Co mówi? Kim jesteś? Kto cię przysłał? Skąd przybyłeś? Po co jesteś? Nic o tobie nie wie, ty nie wiesz o nim nic... Kim jest? Kto go przysłał? Skąd przybył? Po co jest? Spójrz mu w oczy, są zamglone, zamyślone, zrozpaczone. Dlaczego? Dlaczego cierpi? Zastanów się, pomyśl chwilę... Na pewno wiesz... Przecież jest księżycem odbijającym swą twarz w tafli jeziora. Tuż obok twojej twarzy. Jest tobą, twoim odbiciem. Odzwierciedleniem twoich uczuć i twoich pragnień, zadającym sobie takie same jak ty pytania.
Nie poddawaj się złudzeniom. To nie jest świat baśni, to nie jest fantazja, to życie. Twoje. Moje. Nasze. To ty i ja. Dłoń w dłoni, serce z sercem, miłość, jedność, bliskość, ciepło. Kochankowie. Odwieczne poszukiwanie sensu istnienia, życia, pragnień, odpowiedzi na pytania. W tłoku przyziemności, dżungli ludzkości, węży czających się na każdym konarze... Nie bój się żyć. Nie bój się zadawać pytań, które cię nurtują, nie bój się walczyć o to, czego pragniesz, nie tłum emocji, nie hamuj uczuć, nie przepuszczaj okazji do poznania siebie. Nie trać okazji, by z kimś się zaprzyjaźnić, nie przepuść szansy na to, by ktoś cię pokochał... Nawet jeśli na zawsze wszystko pozostanie jedynie impresją. Iluzją. Iluzją, którą wykreujesz, którą sam stworzysz. I którą w każdej chwili będziesz mógł zniszczyć...
12/13 stycznia 2002 r. Marta Bilewicz martabil@poczta.onet.pl
|