poprzednia strona spis treści następna strona
- -

Teczka Pierdoły

Wielkie felietony

Przeglądając różnego rodzaju czasopisma, kolorowe mniej lub bardziej, wszędzie moje spotrzegawcze oczęta widzą coś, co zwane jest profesjonalnie - panie i panowie - "felietonem", a czego przykładem jest choćby i niniejszy tekst. Samo słowo "felieton" nie jest ani brzydkie - nawet całkiem przyjemne dla ucha - a i sam "felietonista" wydaje się nie być nikim złym. No chyba, że... No właśnie - chyba, że co? Ano to, że aby w światłym zapewne środowisku pisarskim uznanym zostać za felietonistę - trzeba być pewnego rodzaju hybrydą. Hybryda nie kojarzy się zbyt dobrze i jest to pierwsze - jakże pięknie teraz wyrażę moje spostrzeżenie - pejoratywne skojarzenie, które wiąże się z osobą niejakiego "przewodnika duchowego mas", czyli dzisiaj osoby określanej znacznie już prościej: felietonisty. Rozważając najtrudniejsze tematy winno się z początkiem pisania odpowiedzieć najpierw na najprostsze pytania, niech tak i tym razem będzie, bo skoro o Wielkich Ludziach pisze to niech i Wielkim Kanonom będę wierny. Tak więc ślę pierwsze pytanie i czekam na raport dostarczenia do sumienia - po cóż pisać felieton kiedy można plotkować? Zaletą felietonu jest to, iż trafia (mowa o Wielkich Felietonach oczywiście) do szerokiego grona osób zależnie od felietonu, bądź to ukierunkowanych politycznie, bądź to szukających swojego miejsca w społeczeństwie, czy kogokolwiek innego kto potrafi czytać i zarazem kupuje jakiekolwiek pismo. Ogólnie felieton trafia. Gdzieś. Trafia na pewno znacznie szerzej od lokalnego minispołeczeństwa, które ewentualnie może doświadczyć zaszczytu objawienia ze strony równie lokalnej minispołeczniczki. Felieton przemawia do tysięcy, jeśli nie do setek tysięcy! Jakim trzeba być mistrzem słowa żeby tak szerokiemu gronu przypodobać się dowcipem, sarkazmem, czy powagą? Co najmniej Wielkim. Tak też powstaje powoli wizerunek hybrydy - a przynajmniej jego ręce, nie będę bowiem rozróżniać na felietonistów lewo czy tez praworęcznych i obdaruje ten wizerunek od razu oboma kończynami. Czego brakuje jeszcze owej hybrydzie do szczęścią i zaszczytu bycia felietonistą? Oczu brakuje i uszu brakuje, bo jak też inaczej pisać jeśli się nie widziało, tudzież nie słyszało? Można oczywiście jeszcze najzwyczajniej myśleć, o tym jednak w innej części ciała. Tak więc oczy i uszy - narzędzia zbierające informacje. Wiadomym jest jednak fakt, że nie zawsze oczy, a i często uszy, muszą być zdrowe. Śliski to wątek w aspekcie felietonisty i zapewne każdy, szanujący siebie, tego typu człowiek jest pewny swojego zdrowia na tym polu. Nie każdy może się poszczycić lekarskim oświadczeniem w tej sprawie, ale przecież człowiek to na tyle bogata istota, że czasem i fałszem się lubi otoczyć. Pozwolę sobie jednak założyć, że ten akurat felietonista chce trafić do szczerej części obywateli, a więc oczy i uszy jego muszą byc otwarte na prawdę. Nijak inaczej można rozróżnić "prawdę prawdziwą" niż tylko będąc co najmniej magistrem etyki - o sumieniu już nie wspominam, nie te czasy. W każdym razie felietonista nasz zyskuje już troche powabu - ręce, oczy i uszy. Powoli się nam zarysowywuje. Przydałyby się jeszcze usta. Po co? Otóż taki felietonista od czasu do czasu może być krytykowany słownie za swoje wypociny, a wtedy nic innego jak skończyć filozofię ze specjalizacją sofistyka i ruszać w takich przypadkach do boju. Czego jeszcze brakuje? Dziś być znanym to być rozreklamowanym, najtaniej wychodzi reklamować się samemu. A więc studia w dziedzinie reklamy, trochę psychologii społecznej, socjologii dla zbadania rynku i świat stoi otworem. W ten sposób bohater zyskał twarz, całkiem zresztą miłą. Przed chwilą wydawało mi się złudnie, że należałoby jeszcze napisać coś o organie zwanym mózgiem, ale po cóż on? Czytając powyższe dochodzę do wniosku, że felietonista to może niekoniecznie człowiek, który ukończył wszystkie te kierunki studiów. Może nie trzeba aż tyle w życiu by móc pisać felietony. Na pewno jednak każdy Wielki Felietonista to ktoś, kto może powiedzieć o sobie, że w jego żyłach płynie coś z: mistrza pióra, etyka, filozofa-sofisty, speca od reklamy, psychologa i socjologa-ankietera. Po cóż więc jeszcze mózg takiemu panu, takiej pani? Zbędny. Taki Felietonista to człowiek-nadczłowiek, który z pułapu znanego czasopisma świeci oczami a zaraz obok przeczytać można co też w dzisiejszym odcinku dowiemy się o życiu. Gdyby tak jednak powyższy przepis się nie ziścił i te głowy, które spojrzeniem Twojego sumienia spoglądają na Ciebie poprzez tekst jaki mają do zaoferowania nie stały się sławne to mam jeszcze jedną propozycje. Wystarczy pójść na szybki kurs otwierania zamków i zaraz potem otworzyć, może troszkę nielegalnie, ale jednak, drzwi na świat. Ewentualnie krótki kurs krętactwa, a wierzcie mi, że wszyscy (szczególnie najmniejsi) felietoniści to osoby z rozwijającym się talentem w tej dziedzinie. W skrócie: jeśli czasem wydaje Ci się, że jesteś odpowiednią osobą by prawić ludziom morały sprawdź powyższe wymagania, a jeśli je spełniasz pozostaje już tylko odpowiednio zapozować do zdjęcia przy tekście. Uśmiech, proszę!

Olorin, koza@civ.pl



poprzednia strona spis treści następna strona