poprzednia strona spis treści następna strona
- -

koncerty

Róbrege - Max i Kelner, Deuter - koncert w Hybrydach

W tym roku klub Hybrydy obchodził 45 rocznicę istnienia. Z tej okazji odbywały się tu i ówdzie różnego rodzaju obchody, gale i ukazała się podobno nawet składanka prezentująca przekrój artystów związanych przez lata z klubem. Pod koniec października odbyło się też wspomnienie festiwalu Róbrege. Zaprezentowali się na nim (tym wspomnieniu) Max i Kelner oraz Deuter. Dlaczego właśnie oni? Ano dlatego, ze to właśnie Robert Max Brylewski i Paweł Kelner Rozwadowski byli odpowiedzialni za wymyślenie i organizację wielu edycji Róbrege, który to legendarny festiwal wbrew swej nazwie nigdy nie zamykał się tylko i wyłącznie do samego gatunku jakim jest reggae. Dlatego właśnie w latach osiemdziesiątych można było w Hybrydach (i nie tylko) w czasie tej cyklicznej imprezy zobaczyć takie zespoły jak Deuter, Armia, Izrael, Dezerter, Bakszysz, T. Love, Kultura, Tilt, Siekiera, TZN-Xenna, R.A.P., Milion Bułgarów, Moskwa, Kult, Immanuel, KSU, Houk, Apatia, Kolaboranci, Inkwizycja, Moskwa... Wymieniać możnaby jeszcze długo. Także gwiazdy z zagranicy - na ten przykład Twinkle Brothers, Misty In Roots, Killing Joke...
Jak na wspominki festiwalu o tak bogatej historii koncert, który się odbył w październiku, był dość skromny, ale trzeba przyznać, że ciekawy. Najpierw wystąpił duet Max i Kelner, który na początku lat '90 wydał płytę "Techno Terror" i teraz przypomniał nam kilka utworów z tego wydawnictwa w uboższej aranżacji oraz kilka nowych piosenek w aranżacji równie ubogiej. Całość była oczywiście urozmaicona improwizowanymi sztuczkami oraz porcją filmów, które z pewnością wywołałyby na tego typu koncercie jakieś ożywienie jakieś 20-15 lat temu, bo dotyczyły komunistów.
O ile występ Maxa i Kelnera można potraktować jako ciekawostkę, wobec tego, co pokazał Deuter, raczej przejść już obojętnie się nie dało. Ewentualnie można było wyjść, bo po Deuterze nie grało już nic. Ale ja nie wyszedłem, więc mogę parę zdań jeszcze napisać. Otóż reaktywowany po chyba ponad dziesięciu latach Deuter występuje teraz w dobrym składzie nawiązującym także do przeszłości. Oprócz śpiewaka i wodza Kelnera, w grupie pojawił się też gitarzysta, który grał chyba w pierwszym składzie Deutera. Na basie gra Dżu Dżu, co to onegdaj grał przykładowo w Izraelu. Nie wiem co można powiedzieć o wcześniejszych osiągnięciach perkusisty i klawiszowca (może nie uważałem), ale oni także zaprezentowali się całkiem dobrze. Bolek, którego spotkałem na koncercie, wspominał, jak to widział kiedyś Deutera w legendarnym składzie z Robertem Sadowskim, Falą, Tadkiem... Ci panowie założyli jednak na początku ubiegłego dziesięciolecia Houk, a potem w większości zdecydowanej zniknęli.
Reaktywowany Deuter gra całkiem, całkiem, niczego sobie. Równo, sprawnie, ostro i prosto. Ma nowe piosenki, a te stare zaaranżował także po nowemu. Nie jest to jakaś wirtuozeria rodem z rockowego stadionu, czy jazzowego klubu, jednak daje nadzieje na to, że pojawienie się płyty Deutera będzie jakimś wydarzeniem.

Szaman Falarek



poprzednia strona spis treści następna strona