Imer
Co zdarzyło się Eli P.?
"Aby naprawdę cierpieć trzeba być wiernym."
Zbigniew Herbert
Obraz wisiał na białej, brudnej ścianie. Niedbale naciągnięte płótno na blejtramę, lekko pomarszczone, przedstawiało ciemno zielono - szarą rybę, która kształtem przypominała piranię. Obmalowanej ostrym konturem rybie, z pysku wystawał rząd długich zębów. Za stożkowatymi kłami w paszczy ryby krył się ciemny, nieznany świat, z którego drogi prowadziły do nikąd. Tam Magda zostawiła cały swój strach i niepokój, zamknięty za żelazną kratą zębów, utopiony na dnie słonego oceanu łez. Nigdy tak naprawdę nie chciała o sobie mówić, wszystko co powiedziała światu zewnętrznemu, było treścią tego obrazu. Magda umarła jesienią zeszłego roku. Został tylko ten obraz.
Ela na początku, kiedy trafiła tutaj po raz pierwszy, często wpatrywała się w obraz Magdy. Nigdy nie znały się obie, ale Ela wiedziała, co musiała przeżywać Magda malując go. Kiedy wpatrywała się w rybę, świat za zębami przybliżał się, pochłaniał do swego wnętrza. Szczęka ryby zatrzaskiwała się. Ela była jednak na tyle silna, że potrafiła wrócić z ciemnych zakamarków wnętrzności ryby, dotknąwszy jedynie rąbka tajemnicy. Wiedziała, że Magda musiała umrzeć...
* * *
tak łatwo nam przyszło
zdradzić wszystkich i wszystko
nasze domy, dzieci i rodziny
dla pocałunków, tej przeklętej chwili
poświęciliśmy wszystko...
wierni jedynie naszej miłości
Leżała w wannie i patrzyła nieruchomo jak krople krystalicznie czystej wody powoli wydostają się z kranu. Na chwilę, jakby wątpiły, przed samym spadnięciem, zatrzymywały się i rozciągały się maksymalnie, żeby na koniec oderwać się od chropowatego zardzewiałego zaworu i spaść do wody.
"Chcesz? Uratuję cię." - powiedziała w myślach Ela do jednej z takich spadających kropel. Uniosła prawą nogę, zsunęła się ciałem głębiej do wanny i podłożyła stopę pod kurek.
"Oj! Oparzyłaś mnie!" i roześmiała się wesoło sama do siebie. Strasznie lubiła te zabawy w wannie.
Uniosła jeszcze wyżej nogę, zamoczyła w wodzie gąbkę i wyciągając ją, rozlała wodę na goleni a potem na udzie. Część wody rozlała się jeszcze zanim gąbka znalazła się nad nogą, reszta małymi strumykami spłynęła po krągłościach nogi i spadła do wanny. Dziewczyna gwałtownie zgięła nogę i stopą rozbiła lustro wody. Woda rozprysła się na wszystkie strony a krople trafiły na ścianki wanny. Te, które nie zostały na białej ściance, spłynęły z powrotem do wody.
Ela wzięła głęboki oddech, zniżyła się jeszcze niżej, tak że teraz musiała już ugiąć nogi, żeby się zmieściła cała w wannie i zanurzyła głowę pod taflą wody. Jej włosy, sięgające do ramion, uniosły się teraz ku powierzchni a każdy z włosów wybrał inną drogę. Niektóre wędrowały prosto, niektóre wijącą się jakby targane wiatrem, inne jeszcze, jakby tańcząc we własnych objęciach. Ela zaciskała mocno powieki, nie lubiła strasznie, gdy do oczu dostawała jej się woda z mydłem. Nagle z pełnej piersi wypuściła cały oddech, który wcześniej wzięła a bąbelki powietrza popłynęły na powierzchnię, potem zmieszały się z pianą. Niektórym udało się dalej polecieć w mydlanej bańce do góry.
Ela gwałtownym ruchem podniosła się do pozycji siedzącej, zachłysnęła się powietrzem, parę razy zakaszlała i wytarła dłońmi twarz. Otwarła oczy. Znów rzeczywistość.
Od niechcenia zanurzyła jeszcze dłoń w pianie, wyniosła ją ponad wodę i przeniosła ją w inne miejsce. Palcem wyrzeźbiła jego rysy... "Bzdura" - pomyślała. Z palca zesunęła jej się obrączka. Na chwilę jeszcze zatrzymała się na pianie, potem ciężarem przebiła przeszkodę i uderzyła o dno wanny. "Tak jest, dno..." - przemknęło Eli przez głowę.
Czerwona strużka niczym wąż, najpierw owinęła się wokół przegubów dłoni Eli, potem spełzła do wody i wiła się serpentyną, żeby na samym końcu zmieszać się z wodą. Ręka dziewczyny osunęła się bezwiednie po ciele, wpadła do wody, odbiła się o dno wanny i uniosła się pod powierzchnię. W dłoni dziewczyny zakwitła czerwona róża a jej płatki odrywające się po kolei od źródła kwiatu, zabarwiały powoli całą wodę na różowo. Ela powoli traciła świadomość.
Krzyk zza okna poprzedził wejście Eli, rozdarł panującą wokoło ciszę i przerwał rozmowę dwojga młodych ludzi. Dla kogoś, kto tu przebywał często, takie rzeczy stają się normalne. Chłopak podszedł jednak do okna. Wyjrzał, lecz jego spojrzenie zatrzymały stalowe pręty kraty. Domyślił się, że krzyk wydobywał się z okna ceglanej ściany, będącej prostopadłą przybudówką do frontu budynku. Zapadła cisza.
Ela nie była młodą dziewczyną, raczej na taką wyglądała. Dziewczęce, lekkie ruchy i uśmiech na twarzy. Szczery. Niczym nie skażony.
- Dzień dobry. - odpowiedziała z takim właśnie uśmiechem. Podeszła do regału koło okna i wzięła stamtąd talerz z przyszykowanymi kanapkami, które zostały jeszcze od kolacji. Wracając zatrzymała się koło okna. Przypomniała jej się kropla wody, chwila zwątpienia...
"Chcesz? Uratuję cię..."
Ela wyszła ze świetlicy, zatrzasnęła za sobą drzwi. Bez odwrotu. Białe, gładkie drzwi nie miały klamki. Jej miejsce zajmowała srebrna zasuwka, która przysłaniała dziurkę od klucza.
- Pani Ela próbowała już dwa razy popełnić samobójstwo...
- Skąd w niej ten uśmiech..?
- Nie wygląda na tyle lat... prawda..?
- Miała problemy... Duże...
To był ciepły jesienny wieczór. To samo okno było wciąż otwarte. Ta sama chwila. Ela wracając zatrzymała się koło okna. W jej oku pojawiła się łza. Tak samo jak kiedyś kropla wody, zatrzymała się, jakby też zwątpiła, a potem tocząc się po policzku aż do podbródka, powoli zaczęła się odrywać...
Ela wskoczyła na parapet, przykucnęła jak ptak, pochyliła piersi blisko kolan i podskoczyła, jakby strzepując z siebie kurz rzeczywistości. Zadarła głowę wysoko do góry i zobaczyła spadającą z jej oka łzę.
"Chcesz? Uratuję cię..." Kropla spadła na grzbiet Eli. Dziewczyna przeszła między prętami kraty jak między zębami ryby... Przykucnęła na zewnętrznym parapecie i spojrzała w bezchmurny błękit. Powoli rozwinęła skrzydła. Wiatr pomógł jej wznieść się do nieba...
imer / remigiusz jurek Wrocław 2002.09.20.
|