poprzednia strona spis treści następna strona
- -

Leon

Strach

Strach przed opowieściami zaszczepił we mnie starszy wujek. Miałem dwóch wujków - ten starszy miał na imię Mieczysław i to właśnie on, jako się rzekło, zaszczepił we mnie ten strach. Nie był to zwykły rodzaj fobii. Polegał raczej na drgawkach i bólu w środku klatki piersiowej. W końcu doszło do tego, że wszystko zdawało mi się zbyt ciche. Tylko że nie byłem przygłuchy. Głuchy zresztą tym bardziej. Po prostu zdawało mi się, że nie dosłyszę, jednak kiedy głośniej nastawiałem radio, lub zmusiłem rozmówcę do podniesienia głosu, pękała mi głowa. Oczywiście banalny "zamęt w głowie" nie opuszczał mnie pod koniec ani na chwilę. Tylko gdy spałem, zapominałem o tym co się ze mną dzieje. Zapominałem też o strachu przed opowieściami. Nie zapominałem jednak o strachu przed opowieściami.
Wszczepił go we mnie starszy wujek, o czym już wspominałem. Lubiłem swego czasu słuchać anegdotek, którymi zasypywał nas przy ognisku. Ognisko paliliśmy niejedno. Stworzyliśmy taką grupę ni to harcerzy, ni traperów. Myśleliśmy chyba, że jesteśmy Indianami. I nawet po przeczytaniu paru książek Karola Maya jeden z naszych koleżków zrobił sobie własnoręcznie pióropusz. A rzeczą ogólnie wiadomą jest, że wykonanie czegoś takiego nie jest łatwe. Tym bardziej, jeśli trzeba samemu zdobyć odpowiednie pióra. Orle.
No i tak pewnego dnia słuchałem co tam sobie gawędzi wujek, gdy nagle dał się słyszeć stłumiony krzyk. Wrzask, który bardziej przeszył moje serce niż głowę. Noc była chłodna, Kazio, który pełnił funkcję Strażnika Ognia, dorzucił parę gałązek, znalezionych po sąsiedzku, a wujek Mieczysław opowiadał dalej. Niestety straciłem wątek. On coś mówił, a ja już tylko myślałem co się tam wydarzyło i właściwie gdzie.
Gdy byłem mały, czasem zdawało mi się, że spada na mnie żyrandol. Klatka po klace przybliżał się niby w zwolnionym tempie, a jednak na tyle szybko, by.
"Bardzo lubię weekendy" - mówił wuj Mieczysław. To było jeszcze zanim ten lęk we mnie zagościł. Nie pamiętam już z jakiego to powodu wujek je lubił... Być może w weekendy nie musiał pracować? Niektórzy to szczęściarze, doprawdy.
Po zaszczepieniu strachu, przez parę dni cierpiałem. Przerażały mnie nie tylko myszki biegające po kuchni, czy pająki zwisające z sufitu. O palpitacje i zwracanie pokarmów przyprawiały mnie wizje mordującego mnie sąsiada. I mordującej mnie sąsiadki. Po trzech dniach nie miałem już co zwracać - wymiotowałem własnymi wnętrznościami.
Myślałem, że już po mnie, ale poczułem się lepiej. Poczułem się lepiej.
Mówię, że poczułem się lepiej. Teraz nie boję się niczego. Szczepionka, jak mówi wujek, działać ma już na zawsze, ale czy to prawda? Ja tam nie wiem. To, czego jestem akurat pewien, to właśnie to, że aktualnie strachu nie odczuwam kompletnie.

Leon



poprzednia strona spis treści następna strona