Strona naszego Pisma
  str.

opowiadania
poprzednia strona spis treści następna strona

Dobry pomysł - AJK

Na początku było Słowo...
- K..... mać! - zaklął Bóg. Przekrzywiony beret z antenką opadał mu na jedno oko - Żeby to nagła cholera wzięła!! Żeby to szlag trafił!! - krzyknął, rzucając złamane stylisko łopaty. "To już trzecia w tym tygodniu!" - pomyślał - "Co za chłam teraz robią... Aha... zaraz, przecież to ja zrobiłem te łopaty... No tak, jak się człowiek... eee... Bóg zapracuje, to już przestaje pamiętać o takich drobiazgach..."
Zdjął beret i otarł spocone czoło. Gorąco... Z trudem zwlókł z siebie przepoconą, połataną kufajkę, starannie rozłożył ją na trawie i z ulgą usiadł, wyciągając przed siebie nogi obute w gumiaki z filcowym wyłogiem.
- Te! Mały! Jak ci tam...? Skocz no po łopatę - krzyknął do niewielkiej postaci, odzianej w biały kombinezonik.
- Lecę, panie Majster! - odkrzyknął człowieczek i... wzbił się w powietrze. Bóg z satysfakcją patrzył na ten start. - A i piwa przynieś przy okazji!! - dorzucił gromko.
- Dobra! Dobraaaaaaa! - głos pomocnika cichł już w oddali.
Bóg przeciągnął się z satysfakcją. Przyda się chwila przerwy. Ileż można tak harować? I to za darmochę! Co go podkusiło brać się do tak parszywej roboty? Nie mógł sobie spokojnie siedzieć na chmurce, sędziować aniołkom meczu koszykówki? "Taaaa..." - pomyślał - "ambicja to wcale nie jest fajna rzecz. To strasznie męczące być ambitnym...". Przeczesując palcami długą, przybrudzoną brodę, patrzył spode łba na pozostałe aniołki, które uwijały się przy drzewkach, co jakiś czas zerkając w jego stronę.
- Czego się gapicie, kurduple? - wrzasnął - Równiej, równiej mi to sadzić! I nie tak gęsto, bo krzaki poduszą! Że też was na chwilę z oczu spuścić nie można!
Aniołki spuściły główki i w milczeniu zwiększyły tempo. Las potężniał w oczach. Bóg z zadowoleniem obserwował postęp prac. Niedługo będzie można wpuścić tam zwierzęta. Najwyższy czas - trochę pospieszył się z rozmnażaniem i teraz nadmiar parzysto-, nieparzystokopytnych, ptaków i innej żywiny przysparzał w raju wielu problemów. Mówiąc dokładniej: pozbawiał trawy, a przysparzał czegoś wprost przeciwnego. Przewód pokarmowy... tutaj cudów nie ma... "Rany, ależ tam cuchnie" - wpomniał teren wokół swojego barakowozu - "oby ta cała gadzina mogła wreszcie paskudzić w lesie, żeby człowiek.... znaczy... żeby Bóg mógł spokojnie oddychać. Na początku był, cholera, odór..."
- Proszę, Panie Majster - zdyszany aniołek podawał mu butelkę zimnego piwa. "Nie zapomniał, skubany, o łopacie, zaraz koniec laby...." - zgrzytnął zębami Bóg. - Dzięki, mały. Klapnij sobie na chwilę - dodał łaskawie.
- Dziękuję, ale robota czeka - zakłopotany aniołek wiercił białym sandałkiem dziurę w ziemi.
- Siadaj, mówię, skrzacie, bo ci w łeb dam! - wrzasnął Bóg - Sam pić nie będę. Jeszcze tak nie schamiałem, żeby walić do lustra! Zresztą żadnego lustra tu nie ma - dodał przytomnie, rozglądając się dokoła.
- Dobra ale tylko na chwileczkę - aniołek, lekko spłoszony, przysiadł na rękawie kufajki i wyciągnął z przydźwiganego sześciopaku butelkę. Szyjkę wsadził do ust, zgrzytnęło i aniołek wprawą wypluł kapsel na trawę - No to pańskie zdrowie, panie Majster!
- Najlepszego - mruknął Bóg, orpóżniając wprawnie butelkę.
- Panie Majster, długo tak jeszcze będziemy harować? - aniołek otarł pianę z kącika ust - Przecież nam już skrzydła w dupę wchodzą. Ile my tu harujemy? Trzy dni? Cztery?
Bóg zerknął uważnie na rozmówcę: - A co? Nie podoba się? Jak trzeba będzie, to nawet tydzień.
- Kurde, Panie Majster, jakieś wolne by się przydało...
- A po cholerę? - zawarczał Bóg - Dyskotekę chcecie urządzić? Na panieniki skoczyć? Tu nie ma żadnych panienek, anioł. Wszyscyście bezpłciowi. Robota i już. A nie podoba się, to spadówa na dół! Piece czyścić!
Aniołek skulił się przestraszony: - Nie, ja tylko tak.... ale jakieś wolne... Bo tak ciągle przy robocie.... I Pan Majster taki zmęczony... - uderzył w przymilny ton.
- Byłoby już dawno gotowe, jakbyście się nie opieprzali przy pracy! - powiedział Bóg, czochrając czuprynę pod beretem. "Swoją drogą, to ten mały ma rację" - pomyślał - "przydałoby się kapkę odpocząć, umyć się też można, bo w tym upale..."
- Opieprzali, opieprzali - z pretensją w głosie powiedział aniołek - a jak chcę do roboty, to Pan Majster mówi, że sam pić nie będzie. Nie mógłby se Pan Majster kogoś zrobić do tego picia, a mnie zwolnić? Przecież sam Pan Majster mówi, że musimy skończyć szybko.
Bóg przerwał czochranie. Jakaś myśl zaczęła mu się rodzić pod antentką beretu. Aniołek dokończył piwo, odstawił butelkę i zbierał się już z kufajki. Nagle Bóg zerwał się na nogi, pociągnął ostatniego długiego gula z flaszki i wrzasnął:
- Tak! Zrobić! To jest pomysł! Zrobić kogoś! Dobry pomysł! Dobry pomysł!! - splunął w dłonie i zaczął nimi zgarniać wykopaną niedawno glinę.
Aniołek ruszył w stronę kolegów, mozolących się z drzewkami. Kiedy dotarł do grupy sadowników, ci, machając skrzydełkami, opadli go i zaczęli szarpać:
- Tyyyy!! Co Majster powiedział? Co powiedział???
Aniołek popatrzył na zaniepokojonych kolegów, podrapał się w aureolkę i odparł z powagą:
- I powiedział Pan, że to było dobre!

AJK



poprzednia strona spis treści następna strona