Teczka Pierdoły
O Bogu rozmyślania, czyli jak często boli Go głowa?
Panie i panowie - żyjemy w kraju, który przynajmniej w teorii uznaje, że istnieje jeden Bóg. W praktyce mało kto zważa na tego Boga inaczej niż poprzez przyzwyczajenie. Inaczej bowiem chyba nie można tego nazwać... A kim tak naprawdę jest Bóg? Sędzią sprawiedliwym? Dziadkiem z długą siwą brodą? Za dobro wynagradza, a za zło karze? Mitów i tym pokrewnych plotek o Nim powstało już wiele. Pewnikiem ludzka wyobraźnia nie zakończy na tym swoich szeroko zakrojonych planów, ja jednak tymczasem spojrzę własnym okiem - wzrok jak stwierdzono mam bardzo dobry - na sprawę tej istoty jaką jest lub też Bóg nie jest. Główne założenie w naszym kraju to, że Bóg jest jeden - logiczne i zgadzam się w pełni. Uznaję bowiem, że Bóg jest wszechmocny, doskonały, a czy mogą istnieć dwie doskonałe istoty? Wydaje się, że nie. Dalej więc ruszam - czy Bóg ma siwą długa brodę? Nie ma, a jest to sprawa oczywista choćby i z tego względu, że przez tyle lat ile Bóg ma to już dawno, dawno temu przewracałby się o swoje włosy. Tak więc mało to praktyczne. I znów dalej - czy za zło Bóg karze, a za dobro wynagradza? Ciekawe jest, że uznaje się dobro za domenę Boga, a zło to już jest 'fe' i z Bogiem nie ma nic wspólnego. Błąd według mnie. Otóż jak ów Wszechmocny, który stworzył wszystko, dokładnie wszystko, miałby nie mieć nic wspólnego ze złem, bądź bólem głowy, albo nawet z frustracją? Bóg jest złem, jest nienawiścią, a przy tym zarazem dobrem i współczuciem. Bóg to wszystko, ot co i po sprawie. Krok do przodu - kim jest Bóg? Tobą, mną, nami. Czyż nie powstaliśmy z Boga, a jeśli tak to czy nie jesteśmy jego częścią? Czy część jest mniej idealna od całości w tym przypadku? Czy Bóg podzielony na pół to tylko pół Boga? Tak więc kogo czcicie? Siebie czcijcie! Co jeszcze - gdzie jest niebo? Zastanawiające jest, że ludzie dążą do jakiegoś wyimaginowanego nieba, kiedy w niebie dane jest im żyć. Czy może powstać coś doskonalszego niż miejsce, w którym się znajdujemy? Przecież z Boga powstało, czego więc chcecie, żyjecie w raju! Tymczasem więc uciekam do moich zajęć, które przydzielił mi Bóg, czyli do tego na co mam ochotę i co sobie sam wybrałem, bo życie mamy takie jakie chcemy mieć...
O Wielkiej Księdze słów kilka
Różne na tym świecie istota ludzka ma potrzeby. Jedne prowadzą do spraw przyziemnych, do problemów, radości, trosk, uczuć różnych, ale wszystkie mogą zaprowadzić do pióra, tudzież klawiatury, aby wykrzesać z siebie słów kilka, coś nakreślić, coś opisać, coś skomentować. Tym razem było też nie inaczej. Chęć, czy też potrzeba kazała zamknąć pokój i myśli w obrębie muzyki i skomponować do niej treść, oprócz tej już istniejącej, czyli oprócz sączącego się z głośników tekstu. Życie bowiem - panie i panowie - wielką jest księga, do której z dnia na dzień dopisujemy czynami kolejne przygody. Cały wielki zbiór jakim jest doświadczenie ktoś skrzętnie zapisuje i cały czas strzeże nie dając zmienić ni słowa, ni przecinka, a czasem tylko pozwala powrócić do któregoś
z tematów z poprzednich rozdziałów i wspomnieć przeszłe już wydarzenia. Pozwala na chwilę powrócić, aby zaraz potem zapisać, że powróciłeś i by czekać czy coś z tego wyniknie. Wielka Księga Życia niczym innym jest jak tylko Księga Gier i Zabaw już wymyślonych, ze wciąż modyfikowanymi zasadami. Człowiek chce i pragnie dobrej zabawy, tej dla ciała jak i tej dla ducha. Żeby jednak dobrze się bawić zasady muszą być dobrze ułożone. Czas pozwala wystawić na próbę wszystkie zapisane zasady, ukazuje błędy, drobne niedociągnięcia i poważne pomyłki, które wdarły się w szczęśliwe okresy braku jakiejkolwiek powagi. Bohater tej Wielkiej Księgi więc dwoi się i troi by zmieniać i poprawiać co tylko się da, nie spocznie póki dane mu jest być źródłem dla kolejnych akapitów, coraz lepszych, pisanych zgrabniejszym słowem i w ten sposób wprawia świat go otaczający w ruch ciągły. Kiedy już czasu w klepsydrze coraz mniej, kiedy zbliża się termin złożenia Księgi na biurku Wielkiego Edytora, dopiero wtedy uświadamia sobie naprawdę poważne braki i naprawdę poważne zasady. Dobrze jest jeśli Wielki Edytor nie znajdzie wielu błędów w ortografii i interpunkcji, wtedy to bowiem znaczy tylko jedno - że ten, który pisał (a jak się okazuje jest to nieświadomy bohater) znalazł sposób by prawdziwie poznać, oddzielić dobre od reszty i resztę od dobrego i by wreszcie znaleźć, czego szukał. Jeśli jednak Księga nie zostanie dopuszczona do druku, wtedy to trzeba ją napisać od nowa, odwrócić klepsydrę i zabrać się znów do ciężkiej pracy aby zarobić na porządne życie. Kto dobrze pisze żyje też dobrze, kto źle pisze spędza czas na poprawianiu błędów i klepie biedę. Kto zaś naprawdę jest Wielki Pisarzem, ten zostaje Wielkim Edytorem. Szczęśliwie klepsydrę można odwrócić wiele razy... tylko czy nie lepiej aby już pierwsze dzieło było abecadłem dla potomnych?
Dominik (Olorin) Koza
koza@terramail.pl
|