Strona naszego Pisma
  str.

odczucia
poprzednia strona spis treści następna strona

Alternarium w Tajniaku

Brylewski w Kredensie

fot. archiwum - kiedy indziej


Robert Brylewski, którego nie trzeba przedstawiać żadnemu, średnio choćby zaznajomionemu z historią rocka w Polsce, "konsumetowi" dźwięków alternatywnych wystąpił samotnie (sic!) w krakowskim klubie "Kredens" przy Rynku Głównym 12, w głębokiej piwnicy, jak na undergroundowca przystało. Koncert w dniu 11 kwietnia b.r., zapowiadany na godzinę 19.19, rozpoczął się, krakowskim obyczajem, z prawie godzinnym opóźnieniem. Obyczaj ten polega na tym, że organizator w cichym porozumieniu z wykonawcą, mając na względzie dobro potencjalnie spóźniających się, lekceważy tym samym punktualnie przybyłych. Ale to dygresja natury ogólnej, obyczajowo-organizacyjnej, nikły mająca związek z właściwym tematem niniejszej wypowiedzi, a jest nim - jeszcze nie zapomniałem - występ pana Roberta w owym "Kredensie", który na tą okoliczność wypełnił się po brzegi lub też, jak kto woli, pękał w szwach.
Ale my nie pękamy, Robert Brylewski też nie pękał mimo iż przyszło mu grać bez towarzystwa, w prawdziwie wymownym osamotnieniu. Może dlatego właśnie ex-gitarzysta Armii, lider Kryzysu, Izraela i Falarka, stał się jakoś bardziej wymowy i opowiadał szybkim głosem o ciekawostkach świata dzisiejszego tudzież o zawiłościach techniczno-dźwiękowych. Usłyszeć można było dla przykładu o rozdzielczości photoshopu, o Marianie Dziurowiczu, Marcinie Świetlickim, Andrzeju Sołtysiku i Lepperze, o wtyczkach męskich i żeńskich (input i output) i o wielu innych kwestiach, między którymi istnieje związek cokolwiek tajemniczy.
Ale do rzeczy, na Boga! Co zagrał i na czym? Odpowiadając na drugie pytanie, trzeba uczciwie zaznaczyć, że jest ono łatwiejsze. I dlatego często występujący w najstarszym polskim teleturnieju prowadzonym od czasów niepamiętnych przez Stanisławę Ryster, zaczynali odpowiedź na drugie pytanie tylko wtedy, gdy było ono łatwiejsze. Inaczej uczyniwszy popełnialiby błąd strategiczny, który mógł wiele kosztować wobec nieubłaganego stopera odmierzającego przewidziane na odpowiedź dwie minuty. Nie wiem ile ja mam jeszcze czasu i ile redaktor naczelny da mi miejsca na łamach ale dla bezpieczeństwa będę się już naprawdę streszczał do paru akapitów.
Robert Brylewski zagrał na lekko przesterowanej gitarze elektrycznej, a czasami uderzał w taki bębenek, jaki prawdziwi rastamani zawsze mają gdzieś pod ręką. Cóż mógł zagrać? Ano te same wiecznie żywe piosenki, które zachowują swoją moc hipnotyczną do dziś: "Centrala", "Ambicja", "Święty szczyt", "Idą ludzie Babilonu" itp. Czyli To, co czujesz i To, co wiesz. Wszystkie zostały lekko zmodyfikowane, trochę udziwnione. Kto był, ten wie, że "twoja policja poluje na ciebie" i wiele innych cennych informacji, jak ta, że "wszystko się zmienia, cały świat, płonie wielki płomień i wieje wielki wiatr, cyfrowo, w sieci internieci". Nie zabrakło też rzeczy nowszych, jak np. piosenka o ewakuacji władz kościelnych i podziemiach świątyni w Licheniu, napisana dla pewnego pogańsko-tymańskiego zespołu, z którym Brylewski trochę kolaborował. Wiele by jeszcze o kredensowych wydarzeniach pisać można i może kiedyś ciąg dalszy nastąpi, może przy okazji zapowiadanego przez Roberta koncertu majowego, na którym wystąpi z zespołem Świat Czaownic. Na płycie nagranej z tą pilską, tzn. z Piły, formacją udzielają się wokalnie i gościnnie także panowie Świetlicki i Grabowski, co to obsługują mikrofony u Świetlików i w Pidżamie Porno. Płyty nie słyszłem jeszcze, ale na pewno jest kozacka i brylewska, czyli co najmniej dobra.
Kto nie był, niech żałość w nim wzbierze ogromna, albowiem ta smaczna uczta muzyczna odbywała się bez opłat, a wiele można było wziąć na wynos.

Krzysztof Fiołek



poprzednia strona spis treści następna strona